Jak sprytne są karasie i liny? Jak je przechytrzyć?
- Utworzono
Karasie i liny to najsprytniejsze z ryb słodkowodnych. Dlaczego?
Kilka dni temu odwiedziłem raj linowo-karasiowy, jakim jest łowisko Milton Lake, w kompleksie Bury Hill w Dorking. Jest to rzadka dość woda, ponieważ gatunkami dominującymi tam są liny i karasie. Jednak większość łowisk ma karpia, i takie 'zielono-złote' eldorado jest niczym oaza na pustyni, przynajmniej dla mnie :) Pomimo sierpnia i wydawałoby się znośnej pogody, ryby wystawiły mnie tego dnia na ciężką próbę. Po raz kolejny przekonałem się, jak sprytne są te dwa gatunki.
To, co tu napiszę, nie odnosi się co prawda tylko do samej tej sesji - ale moje doświadczenia były jakby potwierdzeniem tego co zaobserwowałem w ciągu ostatnich lat.
Omawiam te dwa gatunki razem, ponieważ są to ryby które mają podobne wymagania i żyją bardzo blisko siebie. Preferują strefę przybrzeżną i płytsze partie zbiorników. Są odporne na mniejszą zawartość tlenu, żerują też podobnie - pobierając pokarm z dna. Przy czym lin ma pysk lepiej do tego przystosowany, bo jest jakby skierowany ku dołowi, karasie natomiast 'stają na głowie' często żerując. Nie spotkałem się praktycznie w ogóle aby te dwie ryby żerowały w toni. W przeciwieństwie do leszcza, karpia czy płoci więc szukają pokarmu raczej przy dnie, gdzie tamte gatunki patrolują różne partie wody, często widać je przy powierzchni. O ile czasami można zobaczyć płynącego przy powierzchni lina (choć to rzadki widok), to u karasi tego nigdy nie zaobserwowałem. Są płochliwe i trzymają się blisko dna.
Jeżeli mamy te dwa gatunki w danej wodzie, to często będziemy łowić je naprzemiennie. Preferują podobne przynęty jak również sposób nęcenia, zanętę. Nie wierzę w składnik wabiący lina a będący obojętny dla karasia lub na odwrót. Coś co smakuje jednej rybie, podejdzie też i drugiej! Mowa o karasiach pospolitych jakby co (tych z wypukłą płetwą grzbietową). Karasie srebrzyste, czyli popularne japońce są jednak trochę inne i zamieszkują inne typy wód, od szybszych rzek po wody przybrzeżne Bałtyku.
A więc przede wszystkim. Czy liny i karasie są sprytne? Czy łatwo się je łowi? Według mnie i tak i nie. Zależy to od wielu czynników.
Dzień w którym łowimy. To chyba podstawa wszelkich doświadczeń. Według mnie w roku mamy około 30 dni, kiedy ryba bierze jak szalona. Można mieć grube zestawy, topornie zrobione, wielkie haki, nęcić byle jak - a ryby będą. Trudno powiedzieć od czego to zależy, ale czasami jakby ryby otrzymują sygnał od natury, że muszą żerować. Wiąże się to często ze zmianami pogody. Dlatego ja nie popieram swoich obserwacji jednym lub kilkoma dniami, gdzie było super. Bo można dojść do niekoniecznie słusznych wniosków!
Oczywiście też, są i dni słabe lub wręcz beznadziejne. Wtedy ryba nie chce żerować, i choćbyśmy stawali na rzęsach, brań nie ma lub są sporadyczne. Dlatego miejmy na uwadze ten czynnik, jakim jest humor ryb...
Karaś pospolity, z wypukłą płetwą grzbietową. Tego sierpniowego dnia złowiłem ich 23, i tylko jednego lina. Trudno o jakieś wnioski o łowieniu linów takiego dnia. Po prostu nie brały!
Okres żerowania i aktywność. Tutaj trzeba osobno napisać o linie i karasiu. Ten pierwszy, zdecydowanie jest aktywniejszy w momencie do zakończenia tarła. Od kiedy woda ma powyżej około 10 stopni lin już żeruje i szykuje się do rozrodu. Skupia się w grupy i jest dość żarłoczny. Brak roślinności i mała ilość larw, ślimaków i innych zwierząt, będących jego pokarmem, sprawia, ze o wiele lepiej reaguje on na wędkarskie zestawy. Jeżeli znajdzie się ścieżki linowe lub miejsce gdzie lin przebywa i żeruje, to wtedy można łowić naprawdę sporo. Miałem wiele sesji, gdzie takie znalezienie ścieżek dawało wiele ryb. Na moim kanale wiem gdzie takowe są, i w tym roku pobiłem już rekord, łowiąc 16 sztuk! A to woda niezarybiana, na której często się łowi. Na wodzie Farnham zaś, zmiana odległości łowienia i też zestawu na zbiornik Badshot Lea, dała mi w ciągu kilku godzin 4 liny, które właśnie trafiały na mój zestaw i nęcone miejsce, będące na ich 'ścieżce'.
Po tarle, które odbywa się w etapach, i kończyć może nawet w lipcu, liny się 'rozpływają' po zbiorniku, wtedy już mają więcej pokarmu, i złowienie ich staje się o wiele trudniejsze. Gdy spada temperatura z początkiem września, ich aktywność się też zmniejsza, kończąc w listopadzie. Dlatego nie bez powodu przyjęło się, że maj to najlepszy czas połowu lina. U mnie jest to czerwiec i lipiec raczej, ale wiele zależy od samych łowisk. Tak więc złowić kilka linów w takim maju lub czerwcu to nie to samo co dokonać tego we wrześniu lub październiku.
Karaś pospolity natomiast to jegomość, który żeruje dobrze od momentu jak woda się ociepli, i świetnie się go łowi przed tarłem, w kwietniu i maju, po tarle też. Jego aktywność spada wraz z ochładzaniem się wody, zanika też w listopadzie. Nie ma jednak jak w przypadku lina takich dwóch różnych okresów. Jak dla mnie temperatura wody jest wyznacznikiem aktywności tego gatunku.
Lin z Milton Lake złowiony 5 stycznia. Taki połów to rzadka rzecz, gdyz liny praktycznie nie żerują zimą.
Sposób żerowania. To co ważne, to fakt, ze często karaś i lin będą przebywać w stadach. Ryby czują się bezpieczniejsze w ten sposób, i większość gatunków tak naprawdę żeruje i żyje razem. Od płoci i okoni, poprzez leszcze, brzany, klenie, amury czy nawet karpie. Dlatego taktyka odnośnie nęcenia i technika połowu jakiej używamy ma duże znaczenie.
Teraz chyba najważniejsza z rzeczy. Liny i karasie zdecydowanie najbardziej ze wszystkich gatunków są wyczulone na to jak się prezentuje przynęta czy zestaw, są też bardzo podejrzliwe.
U lina jest to spowodowane prawdopodobnie prędkością poruszania się. W przeciwieństwie do leszczy, karpi i amurów, które potrafią szybko pływać i pikować na przynętę, liny są bardziej majestatyczne i powolne. Często stoją w miejscu zasysając rzeczy z dna, które wypluwają i filtrują, wybierając smaczne kąski. Objawia się to charakterystycznymi pęcherzykami powietrza, małymi jak główka szpilki. Widać to świetnie na filmach podwodnych, których z roku na rok jest coraz więcej. Dlatego lina można łowić w pewnych odstępach, nie jest on tak płochliwy jak leszcz, który potrafi na dużej prędkości wpłynąć w łowisko, i spłoszony daleko odpływa. Na wielu zawodach wędkarskich można zobaczyć, że zawodnicy mają jednego lub dwa większe leszcze. Bo ryby te pływają w stadach i łatwo się płoszą po holu jednej z nich. Oczywiście opisuję ogólne zachowania ryb, w Polsce na zwykłym łowisku może być różnie a raczej kiepsko, bo ryb po prostu jest mało.
Tak więc lin obserwuje przynętę i nie jest skłonny do szybkiego jej zassania, chyba, że nie wyczuwa pułapki. I tutaj właśnie chcę zwrócić uwagę, jaką różnicą jest łowienie na spławik a jaką z gruntu, na taką Metodę na przykład. Lin jest na tyle podejrzliwy, że nie pobierze przynęty która się porusza. A przy łowieniu na spławik ma to często miejsce, zwłaszcza u mniej doświadczonych wędkarzy. Wiatr lub spowodowany przez niego uciąg podwodny potrafi ciągnąć zestaw, i jest to absolutne zdemaskowanie przynęty. Moje wielokrotne obserwacje udowodniły, że czasami zatrzymanie zestawu może zmienić diametralnie wyniki, zaś ilość brań przy 'płynącym ' zestawie równa się praktycznie zeru. Ponadto lin jakby odróżnia rodzaj przynęt. Jeżeli zapoda się mu rosówkę na wielkim haku, lub kilka ziaren kukurydzy, to wygląda to dla niego podejrzanie często. O wiele lepiej sprawić aby przynęta była podobna do jednej z tych, którymi nęcimy.
A porównajmy teraz Metodę. Mamy kupkę zanęty, pośrodku której znajduje się przynęta. Żyłka jest niewidoczna, zanęta mą świetny aromat, przynęta zaś kolor, swój zapach również. Tutaj jakby nie widać zagrożenia, więc lin czuje się pewniej. Łowiąc spławikiem często przerzuca się zestaw, ryba może tez otrzeć się o żyłkę, co może ją spłoszyć. No i to co ważne, to wyczuwanie przez lina czegoś podejrzanego w przynęcie. Przy Metodzie następuje samozacięcie, na skutek zassania przynęty umieszczonej na włosie krótkiego przyponu. Przy spławiku zaś ryba ma okazję wypluć całość. To bardzo ważna różnica. Jeżeli mamy do czynienia z przynętą na włosie w zestawach gruntowych, to często zassanie przez ryby całości powoduje, że ostry, goły hak penetruje rybi pysk przy takiej próbie wyplucia. Jeżeli coś jest nabite na hak, to wtedy trzeba zacięcia aby wbić go rybie w wargę, samozacięcie zaś jest o wiele mniej prawdopodobne (ale zdarza się). Dlatego o wiele mniej linów łowi się w ten sposób tak naprawdę - na spławik.
Nie oszukujmy się, gruntowe techniki takie jak Metoda lub zestaw helikopterowy łowią o wiele lepiej niż spławik, gdyż są lepiej 'zamaskowane'.
Według mnie lin jest o wiele ostrożniejszy od karpia lub leszcza. Rzadziej zasysa przynętę jeżeli znajdzie się w łowisku. Na filmach podwodnych widać jak często szybko pływające leszcze dość chaotycznie krążą wokół nęconego miejsca, pikując na przynętę. Ich stada często są większe, więc ryby rywalizują. Liny są wolniejsze i mają więcej czasu na obserwacje.
Dobrą alternatywą jest użycie do połowów lina spławikiem haków z włosem. Można wtedy zakładać bardziej skuteczne przynęty, używane w wędkarstwie gruntowym. Pellety, dumbellsy lub kulki proteinowe...
Co do karasia, to jest to jedna z najbardziej podejrzliwych ryb jakie znam. W przeciwieństwie do lina czy karpia, karaś bierze o wiele delikatniej. Potrafi mieć przynętę w pysku i wypluć ją jeżeli poczuje coś podejrzanego. Nie spieszy się z połknięciem jak płoć czy wzdręga, które połykają i płyną, tak jakby chciały dany kąsek zjeść z dala od części pobratymców. Karaś zasysa delikatnie, przez co brania rzadko kiedy będą bardzo mocne.
Pamiętam jak zaczynałem swoje łowienie z wagglerami lekkimi - to co brałem za ocieranie się ryby o zestaw, sygnalizowane podniesieniem antenki o 5-10 mm, było tak naprawdę braniem. Karaś podnosi o kilka, kilkanaście cm przynętę, przez co tylko śrucina sygnalizacyjna jest w górze, co daje delikatne branie podnoszone. Po czym przynęta jest często wypluwana, mniej niż połowa brań przechodzi w takie zatapiane lub ciągnięte. No i właśnie. Karaś zassał i wypluł przynętę (przy białych robakach większe karasie nie wyssają ich), a więc coś poczuł, Przy zestawie ciężkim , źle wygruntowanym, wędkarz nie zauważy praktycznie niczego. Tylko jakiś procent brań podnoszonych przechodzi w brania zatapiane lub ciągnięte. Tak jakby ryba się zaczepiła samoistnie, lub odpływała z jakiegoś powodu.
Spławiki typu insert, o antence cieńszej od korpusu są idealne do połowu karasi i linów. Te czułe wagglery pokażą dobrze brania podnoszone!
Karaś odróżnia przynęty i jeżeli nie są dopasowane do haka, nie są odpowiednio miękkie, to często można się pożegnać z braniami. Na przykład łowiąc ekspanderami i nęcąc pelletami, karaś zdecydowanie odrzucał te mające 6 mm, wybierał te mniejsze - 4 mm. Często po jakimś czasie karasie uczyły się co jest podejrzane - i już przynęty 4 mm nie łowiły. Ale założenie dwóch znowu dawało brania. Po czym znowu robiło się ciszej i zmiana na 6 mm dawała brania. Jestem pewien, zę ryba się w jakiś sposób uczyła co jest przynętą, a co nie. Trzeba było ją oszukiwać rotując wielkościami ekspandera!
Ostatnio miałem sytuację już taką, gdzie złotka doprawiały mnie do szaleństwa. Łowiłem tyczką i nęciłem z małego kubka na topie, za każdym razem przy wyprowadzeniu zestawu nęcąc pelletami 2 i 3 mm, konopiami, czasem miksem 50/50. Jak już karaś pojawił się w łowisku, miałem małe bańki powietrza, często dużą ich ilość. Ale brań - jak na lekarstwo. Mój ekspander na haku opadał razem z tymi nęconymi ale nie był ruszany przez ryby. Brań nie było. Jeżeli przenosiłem zestaw o 50-80 cm, to wtedy ... pojawiały się tam bańki, jednak brań dalej nie było! Czyli ryba kojarzyła zestaw - że się gdzieś pojawia, i zaczynała 'obrabiać' dno licząc na pellety 2 i 3 mm którymi nęciłem. Dlaczego nie zasysały jednak przynęty, jak rozpoznawały ją? Kukurydza też nie dawała tam brań...
Przy Metodzie karasie też potrafią napsuć krwi. Charakterystyczną rzeczą, kiedy mamy je w pobliżu, są ugięcia szczytówki, zbyt słabe aby były braniami, ale za to częste. Można tezm ieć bąbelki, oznaczające buszowanie tej ryby, ale brań nie ma. Są agresywne szarpnięcia - ale te pochodzą od ryby co wpłynęła w żyłkę gdzieś dalej, tego się nie zacina.
Tutaj trzeba być gotowym na to, aby dopasować pospoliciakom. Często zmiana przynęty na małą daje efekty, z twardej na miękką to też dobra droga szukania brań. Karasie mają mniejsze pyszczki niż liny, i nie zasysają większych przynęt tak łatwo jak inne gatunki. Tutaj też użycie innego dumbellsa czy kulki może dać różnicę w braniach, bo ryby się uczą co jest niebezpieczeństwem.
Tak więc liny i karasie są podejrzliwe, nawet bardzo. Czy da się więc skutecznie podejść te gatunki?
Oczywiście. Jest kilka sposobów. Przede wszystkim powinniśmy użyć naszej wyobraźni, i postarać się zobrazować jak wygląda nasz zestaw pod wodą, jak się zachowuje. Dopasować do tego sposób nęcenia, tak aby całość jak najmniej była 'podejrzana' i aby ryby czuły się pewnie.
Przy spławiku jest kilka podstawowych taktyk łowienia które stosują wędkarze Jedna to na polu zanęty rozsypanej z rozpadniętych kul położyć przynętę. Ryba ma ciekawe, smakowity dywan z zanęty - i na nim przynętę, która powinna stanowić oczywisty cel ataku. Jednak lin i karaś mogą być podejrzliwe tutaj. Brań może być mało, można też ich nie zauważać. Jeżeli jednak dołożymy ziaren kukurydzy i sami na nią łowimy, to wtedy ryby wybierają je - i w pewnym momencie napotykają przynętę. Tak można je zmylić. Czyli oprócz kul zanęty, dodać do nich to co zakładamy na haczyk - czy to kukurydzę, białe robaki czy siekaną dendrobenę.
Inny sposób na skuteczny spławik to delikatny waggler i nęcenie mało i często. Jeżeli na przykład używamy pelletów lub białych robaków (jak nie ma dużo drobnicy), to wpadające co chwilę przynęty pluskiem i samym ruchem wabią ryby. Ryby wybierają je, rywalizując z soba (dlatego mało i często). Nasz a przynęta opadając upodabnia się do tych nęconych, i staje się celem ataku. Liny i karasie nie biorą z opadu może - ale obserwują ostatni etap drogi przynęty na dno. Wiele moich brań to kilka, kilkanaście sekund po opadnięciu na dno. Podciąganie zestawu sprawia, że przynęta opada jeszcze raz, skutecznie można mylić w ten sposób ryby. Tutaj dobrą rzeczą jest małe pole w którym łowimy. Nie ma wielkiego dywanu z zanęty i nie ma tez wielu ryb. Gdy holujemy jakąś , nie płoszy ona tak innych. Samo podciąganie zaś zestawu upodabnia naszą przynętę do tego czym nęcimy, prowokując ryby do brań.
Łowienie na kukurydzę lub dywan z siekanych robaków, rosówek to też dobry sposób. Na miejsce gdzie trafia sporo kukurydzy lub siekanej dendrobeny wprowadzamy zestaw, i czekamy na branie. Liny lub karasie wybierają przynęty, nabierając pewności siebie, po pewnym czasie trafiają na naszą... Tutaj nie bazujemy na kulach zanęty, po prostu dajemy garść kukurydzy i czekamy na ryby które sie pojawią. Można co pewnie czas donęcać, co upodabnia to do techniki mało i często, jednak zdecydowanie więcej tutaj nęcimy, rzadziej rzucając. Sama kukurydza ma to do siebie, że tylko większe ryby ją wybierają, nie ma więc takiego problemu z drobnicą. Można łowić dorodne płocie i wzdręgi, liny i karasie, a także karpie i leszcze.
Najlepszą techniką łowienia jest wg mnie tyczka, ale bat i waggler są równie skuteczne. Czułe zestawy tyczkowe są idealne do łowienia linów i karasi, zwłaszcza, ze można podnosić zestaw do gó co chwila, i imitować przynętą opad nęconymi pelletami, białymi robakami itp.
Przy gruncie na pewno Metoda działa świetnie lub zestaw helikopterowy. Te dwie techniki są idealne tutaj, ponieważ bazują na samozacięciu i są świetnie zamaskowanymi pułapkami. Na pewno trzeba dobrze zanęcić miejsce, wcześniej je typując. Sama Metoda rzucana na ślepo to łowienie na chybił trafił...
Zestaw helikopterowy i Metoda to najskuteczniejsze z zestawów gruntowych na lina i karasia.
Ja zazwyczaj przy Metodzie nęcę miejsce z klipem, wprowadzając kilka koszyków miksu z grubymi rzeczami. Po tym odcinam żyłkę i dopiero wiążę podajnik.
Zestaw helikopterowy jest o tyle dobry, że pozwala na nęcenie miksem i większymi rzeczami - takimi jak pellety, kukurydza, konopie, siekana dendrobena, co jest bardzo korzystne, bo ryby mają dużo ciekawych rzeczy na dnie, przynęta zaś jest jedną z nich. Metodą nie da się tak donęcać.
Spryt karasi i linów więc trzeba brać pod uwagę, jeżeli polujemy na te gatunki. Zdecydowanie więcej linów łowi się z gruntu, gdyż nie ma tutaj żyłki ułożonej w pionie, co może go płoszyć. Karasie jednak łatwiej łowić na spławik, gdyż wolą one mniejsze przynęty i nie przeszkadza im tak bardzo zestaw. Aby się nastawić na karasia z gruntu warto odpowiednio zmniejszyć hak i przynętę, tak aby ryba mogła bez problemu ją zasysać. Jednak stadna taktyka może powodować często rozbijanie podajnika. Dlatego tutaj zestaw helikopterowy będzie równie dobry - ponieważ jego przesuwanie nie ma wielkiego wpływu na prezentację przynęty.
Jak pokazałem - zarówno przy spławiku jak i gruncie ryby trzeba dobrze zmylić, tak aby zminimalizować możliwość rozpoznania przez nie pułapki. Może to oczywiste, i powinno się odnosić do wszystkich gatunków, ale jeżeli zamaskujemy się jak najlepiej (w sensie zestaw i przynęta), to wyniki będą dobre. Ponadto powinniśmy tak montować zestaw, aby spławik pokazywał delikatne brania (zwłaszcza podnoszone), zwłaszcza przy karasiach. Jeżeli używamy zestawu nieczułego, z dużym spławikiem, to mamy o wiele mniej brań bo części z nich po prostu nie widzimy.
Dlatego dobrze jest tak dobierać zestaw, aby potrafił dać radę silnemu tincasowi jednocześnie i aby był czuły. Żyłki 0.15-1.18 mm oraz haki nr 16-12 na przyponach 0.13-0.16 mm, w połączeniu z lekkimi spławikami od 1 do 3 gramów to dobra opcja.
Przy gruncie zbyt duża przynęta lub hak też może być problemem. Przy Metodzie ryby mogą rozbijać podajnik i niszczyć pułapkę. Możemy mieć w obydwu przypadkach sytuację, gdzie mamy wyraźne pęcherzyki powietrza, pochodzące od żerujących ryb, ale brak brań. Według mnie hak nr 12 lub 14 i przynęty 8 mm lub tez mniejsze (tzw. F1 - czyli 6 mm), to idealne przynęty na karasia z gruntu, jeżeli chcemy łowić też i lina, to dobre są przynęty o średnicach 8 i 10 mm. Przynęty 12 mm wzwyż to raczej już selektywna przynęta na lina, leszcza lub karpia.
To, na co trzeba zwrócić jeszcze uwagę, to nęcenie. Nie spotkałem się nigdy z sytuacją, gdzie ryby się dobrze łowi z marszu, bez nęcenia. To jak kąpać się bez mydła czy szamponu. Nęcić trzeba, aczkolwiek lepiej robić to z wyczuciem. Zbyt duże ilości zanęt czy ziaren mogą sprawić, że spłoszymy ryby. O wiele lepiej jest nęcić mniej, ale stale donęcać, dopasowując się do ilości łowionych ryb lub brań.