Skip to main content

Łowiska no kill - konieczność dla PZW!

  • Utworzono

Łowiska no kill to idealna alternatywa dla PZW, pozwalająca na stworzenie atrakcyjnej oferty dla wędkarzy, co zapobiegnie odpływowi ludzi ze związku.

Łowisko typu 'no kill' to taka woda, gdzie panuje generalnie jedna zasada - złowione ryby się wypuszcza.

Wielu wędkarzy w Polsce, w sumie zdecydowana większość, zabiera złowione ryby. Regulamin amatorskiego połowu ryb (RAPR) reguluje, ile i kiedy można zabrać sztuk danego gatunku. Okręgi często wprowadzają swoje zmiany do RAPR, jednak zazwyczaj ilości odławianej ryby przewyższają możliwości łowiska, dlatego tak wiele wód jest bardzo słabych jeżeli chodzi o rybostan. Zwłaszcza drapieżnik został przetrzebiony, taki metrowy szczupak to już okaz bardzo rzadki w wodach PZW.

Polski system gospodarki rybackiej niestety zakłada stałe zarybianie wód, jest to obowiązek. Jako jeden z nielicznych krajów w Europie, Polska nie strzeże  pogłowia ryb rodzimych, nie broni się jakże ważnego tarła naturalnego. Regulaminy i limity nie są wystarczającym zabezpieczeniem, gdyż z jednej strony nie są odpowiednio ustalone dla danej wody, z drugiej brak kontroli sprawia, że często się ich i tak nie przestrzega. Dodatkowo zarybienia gatunkami obcymi, a nawet inwazyjnymi (karaś srebrzysty) - sprawiają, że nasze rodzime gatunki cierpią znacznie, sam zaś materiał zarybieniowy  jest praktycznie zawsze słabszej jakości, i nie może dorównać naturalnemu. Efektem tego, w ciągu 30 lat, wyjałowiono polskie wody do takiego stopnia, że można mówić o klęsce. Wiele zbiorników to wody albo puste, albo pełne drobnicy, skarłowaciałej, która nie mając wroga, jakim jest drapieżnik, występuje w zbyt dużej liczbie. Coraz częstsze zakwity wody lub plaga wręcz kormorana czarnego, to zaburzenia będące pokłosiem  niewłaściwej gospodarki rybackiej właśnie. 
Alternatywą tutaj są łowiska no kill . Jest to jakby idelana opcja i dla wędkarzy, i dla państwa, zwłaszcza zaś dla PZW. Niestety - nie dostrzega się tu wielkich korzyści, jakie uzyskali by wszyscy. Woda z której nie można zabrać ryby? Dla wielu to oburzające... Ale przeanalizujmy jakie korzyści dają nam takie wody.


Niski koszt utrzymania.

Przede wszystkim łowiska takie mają tę zaletę, że nie wymagają wielkich nakładów. Wystarczy dokonać wstępnych zarybień, ewentualnie dodatkowych uzupełniających, aby mieć wodę równą, regulującą się samoczynnie. Drapieżnik sprawi, że drobnicy będzie mniej, tarło naturalne szybko doprowadzi do odbudowy wielu gatunków, ponieważ będzie się miało co wycierać. Z perspektywy więc PZW, jest to spora oszczędność. Woda cieszyć się może duża popularnością, zaś nie musi się to wiązać z dużymi nakładami. Obecnie największy koszt to zarybienia. Na takich wodach strażnikami często sa sami wędkarze, którzy widzą czy ktoś łamie przepisy, używa siatek i tak dalej.

Obopólne korzyści. 

Wędkarze którzy zabierają ryby, mogą narzekać na takie 'zwariowane pomysły'. Jednak jeżeli środki finansowe związku lub kół, nie będą kierowane na zarybianie takich wód (oprócz początkowej fazy) - oznaczać to będzie, że więcej ryb może trafić do innych zbiorników. Jeżeli okręg dysponuje zbiornikami nieprzepływowymi, nie podlegającymi jurysdykcji RZGW, tam można wtedy zarybiać częściej, takim karpiem lub amurem chociażby. Tak naprawdę więcej ryb będzie można zabrać, nawet poza limitem (jeżeli jest roczny). 


Stworzenie wody atrakcyjnej sportowo.

Łowiska no kill to idealne miejsca na organizowanie rożnego rodzaju zawodów. Wyniki wyczynowych zawodów są często żenująco niskie w Polsce, jest to zazwyczaj łowienie drobnicy. Wody no kill mogą być świetna alternatywą tutaj. Wyobraźmy sobie, że dany zbiornik może być areną zawodów, zarówno dla kół, dla różnego rodzaju mistrzostw czy eliminacji - czy  to w spławiku, feederze, karpiarstwie czy spinningu. Ostatnio spore zainteresowanie wzbudziły  filmy Kacpra Góreckiego z zawodów w Czechach. Tam się łowi sporo, ryb jest dużo. Jest to całkiem inny świat niż taki Kanał Żerański.


Łowiska no kill  są też świetnym miejscem szkolenia młodzieży.

Podstawą zachęcenia młodych ludzi do wędkarstwa są ryby, kontakt z nimi. Na takiej wodzie jest to znacznie łatwiejsze. Bardzo trudno jest zachęcić młodzież, mająca teraz tyle rozrywek, do wędkarstwa pokazując im tylko łowienie drobnicy na bata. W dobie mediów elektronicznych, normalnym będzie chęć łowienia większych ryb. Młodzież czerpie wzorce z internetu, taki YouTube będzie ich kusił mnogością filmów z efektownymi rybami.


Łowiska no kill wpływają na wzbogacenie oferty okręgu PZW. 

Posiadanie takich zbiorników może wpłynąć na decyzję wielu wędkarzy o pozostaniu w związku, dla wielu zaś może być to wystarczającym powodem, aby do niego wstąpić. Liczba wędkarzy w Polsce jest szacowana na półtorej miliona, podczas gdy do PZW należy około 600 tysięcy. To nawet nie połowa! Dlaczego? Wielu wędkarzy bowiem woli łowić na zbiornikach komercyjnych, gwarantujących kontakt  z rybą, często dużą. Bogatsza oferta związku musi więc wpłynąć na powrót wielu osób w szeregi stowarzyszenia. Im więcej zaś wędkarzy - tym więcej pieniędzy w związku, więcej można przeznaczyć je na kontrole, organizację zawodów, można inwestować w infrastrukturę łowisk. Bo i tak trzeba zarybiac według operatu. Czy w danym roku będzie wędkarzy 10 czy 20 tysięcy w danym okręgu - ilość wypuszczanej ryby będzie taka sama! Ponadto coraz więcej ludzi będzie wypuszczać ryby, jest to związane ze zmiana pokoleniową. Młodsi wędkarze inaczej podchodzą do wędkarstwa, zwłaszcza karpiarze, których liczba stale się zwiększa. 

 

jjj
Dzierżno Duże to największy zbiornik no kill w Polsce, o powierzchni ponad 600 hektarów (fot. Łukasz Rozmus)


Łowiska no kill to opcja dla wielu sprawiedliwa.

Coraz więcej wędkarzy wypuszcza ryby, karpiarstwo jest coraz bardziej popularne. Skoro takie osoby wypuszczają ryby, dlaczego mają płacić tyle samo co osoby zabierające?  Zwłaszcza jeżeli większość składki przeznaczana jest na zarybianie? Właśnie łowiska no kill sprawiłyby, że wędkarze stosujący zasadę złap i wypuść byliby udobruchani, mieliby też o wiele większą chęć na pozostanie w związku, na ponowne do niego wstąpienie! PZW powinno mieć coś dla nich, obecnie w wielu okręgach nie ma wiele do zaoferowania.

Kontrole wód no kill są bardzo proste. Nie trzeba wypełniać rejestrów, jest więc lżej wędkarzowi. Ryby należy wypuszczać, więc łatwo zauważyć kto łamie regulamin, wędkarze mogą tutaj sprawdzać i pilnować sami siebie.


Łowiska no  kill stanowić mogą ciekawe obiekty badań dla ichtiologów.

 Obecnie większość wysiłków kierowana jest na prowadzenie gospodarki 'zrównoważonej' - tutaj można zaś opracowywać i badać inne modele, które są tak często stosowane na Zachodzie - na przykład w UK. Czy to będzie woda stojąca czy też rzeka  - można dokonywać ciekawych badań, porównań, statystyk.

 
Wzbogacanie innych łowisk. 

Wody no kill mogą też być miejscem, gdzie dorasta duża ryba którą można później przemieścić, mowa tu o większych karpiach na przykład. Mały karp, po pewnym czasie byłby duży. Logiczną więc rzeczą byłoby ponowne wpuszczenie mniejszego po kilku latach, aby woda była cały czas atrakcyjna dla wszystkich. Część podrośniętych karpi można wtedy przemieścić na inne wody związku, co podniosłoby ich wartość dla karpiarzy. Takie ryby mające status okazów, uatrakcyjniałyby poszczególne zbiorniki. Oczywiście jest to opcja. Spotyka się to często w UK, gdzie selekcjonuje się rybę tak, aby wędkarze łowiący delikatnymi zestawami, nie ranili większych sztuk. Sam zaś karp powinien być utrzymywany w takiej ilości, aby nie wpływał niekorzystnie na zbiornik i inne gatunki ryb.


Przedstawione przeze mnie argumenty, jasno pokazują, że łowiska typu no kill powinny być w każdym okręgu, według mnie powinno to być minimum 5-10% ich wód. PZW może mieć wreszcie alternatywę,  asa w rękawie, który przyciągnie wielu ludzi do związku, lub sprawi że nie odejdą i płacić będą składki. Jest to układ, w którym każdy wygrywa tak naprawdę. Zarówno ci co stosują zasadę złap i wypuść, jak i ci co zabierają ryby. 

Co też jest ważne - jest to opcja rozsądna i sprawiedliwa. Najwyższy już czas zacząć się dopasowywać do nowych trendów, wsłuchiwać w to, czego oczekują wędkarze. Jeżeli PZW chce przetrwać i stawić czoła problemom związanych ze starzeniem się społeczeństwa, co ma wpływ na ilość członków i wysokość składek (starsi płacą tylko połowę), musi mieć wody atrakcyjne wędkarsko. Bez tego trudno być spokojnym o przyszłość związku...

 

Autor: Michał Radecki