Skip to main content

Nocka i dziewięć godzin snu...

  • Utworzono

W poniedziałek wybrałem się na Twyford, łowisko mojego koła RDAA, na nockę. Podobno jest tam ładny leszcz i lin, i te dwie ryby były moim głównym celem, karp to był dodatek...

Zapakowana po brzeg Mazda dowiozła mnie o 16tej na miejsce. Ku mojemu zdzieiwniu, wędkarzy było bardzo mało, zaledwie dwóch. Zbiornik jest duży, więc nie napawało to optymizmem - czyżby ryba nie żerowała?

Zanim wybrałem miejsce i wszystko przeniosłem, już było po 17tej. Wziąłem markera i sondę deeper Fishfinder - aby zbadać dno łowiska. I tu pierwszy szok. Dno nierówne z masą zielska! Woda była kryształowo czysta, ale nie widać z brzegu było aż takiego problemu. Zmiana na ciężarek utwierdziła mnie w przekonaniu, że sonda działa sprawnie - nie mogłem znaleźć czystego dna. Kilka razy ledwo mogłem wyciagnąć sam ciężarek na plecionce - tak wiele było tam zielska. Dokładnie - moczarki kanadyjskiej. Jako, że sondowanie zajęło mi sporo czasu, nie miałem innego wyjścia jak łowić tam gdzie byłem, słońce powoli chowało się za drzewa, a tu trzeba było jeszcze 'stanąć obozem'.

Po 19 tej wszystko było juz ukończone, dwa zestawy wylądowały w wodzie. Postanowiłem łowić dużą Metodą z ESP, podajnikami 56 gram. Znalazłem miejsce z mniejszą ilościa moczarki, i tam posłałem około 10 porcji zanęty z pelletami i martwymi białymi robakami. Na to leciał podajnik - jeden z przyponem dłuższym i kukurydzą pływającą, drugi podajnik zaś uzbrojony juz tradycyjnie, w pellety, mielonkę...


Woda w Twyford ma kilkanaście hektarów...

Nie bylo żadnych brań, żadnych wskazań. Samotność mi nie przeszkadza w takich momentach, moim najlepszym przyjacielem jest wtedy radio i stacja BBC4 - bez muzyki i reklam, same ciekawe reportaże, wiadomości, ciekawostki ze świata... Jako, że już było zimno, tym razem nie spałem na karimacie, lecz na łóżku karpiowym. Właśnie - spałem!

Do 7.30 rano tylko kilka razy wyszedłem, aby przerzucić zestawy, lub coś zjeść. Rano wstałem wypoczęty jak nigdy ;D Do 14 tej kombinowałem jeszcze jak koń pd górę z różnymi adaptacjami zestawów, dawałem już długie przypony i pływające przynęty, tak aby podnieść je ponad dywan z zielska. Niestety - bezskutecznie. Ryby absolutnie nie żerowały, nie było żadnych spławów. Winę za to mógł ponosić zimny północny wiatr, karpiarze potwierdzili to zresztą, od kilku dni nie mieli kontaktu tam z rybą.

Już spakowany i gotowy do odjazdu zagadałem do starszego człowieka, który zajechał na łowisko i szedł gdzies z wiaderkiem. Okazało się, że nęci sobie miejsca na rzece Loddon, należącej do klubu i płynącej zaraz przy żwirowym łowisku. Od niego usłyszałem hiobowe wieści. W tym roku ryba żeruje bardzo słabo - brzana na Loddon i Kennet, flagowych rzekach RDAA i brzanowego bractwa (barbel society) jakby w ogóle wyemigrowała. Były zawody brzanowe, gdzie wędkarze nie łowili nic! Trudno powiedzieć, czy winna jest powódź z roku 2014 czy też susze, nekające UK, powodujące niski stan rzek. Najciekawszą informacją było zaś złowienie na rzece Loddon suma, ważącego kilkanaście kilogramów, właśnie na granicy łowiska RDAA. Jeżeli wyobrazimy sobie rzeke o szerokości 10 metrów, pełną krzaków, dołków i kryjówek- idealnych dla brzan i kleni, to można zrozumieć, dlaczego te ryby umknęły przed żarłocznym drapieznikiem. Niestety - sumy to coraz częstsze przypadki w UK, podczas powodzi przedostały się z łowisk komercyjnych do rzek, i sieją spustoszenie. Wędkarz nie wiedział, co z sumem zrobiono... Jakby nie było, powiedział, że mieszka niedaleko, i wpada, aby nęcić sobie miejscówki na rzece. Jednak z mizernym wciąż skutkiem. Opowiadał ile brzan było jeszcze tutaj dwa lata temu, przed powodzią i suszami, mnóstwo... Zauważył też, że na rzece tej teraz nikt praktycznie nie łowi, brakuje wędkarzy, miejsca zarosły. Niedobrze...

Tak więc nocka okazała się totalna klapą, choć z drugiej strony dowiedziałem się czegoś, i zażyłem rozkosznie długiego snu :D Na pewno pojawię się tam w marcu, kwietniu i maju. Wtedy nie ma zielska, i aktywny jest lin i leszcz. Nie odpuszczam!