Skip to main content

Klątwa Trentu - czyli rzeka Wye bez brzan

  • Utworzono

Wieczorem, około 17 tej Daniel wysłał SMSa, proponując wyprawę na rzekę Wye. Spontan? Sprawdziłem miejscówki, nie było wielu wolnych (trzeba je rezerwowac internetowo). Ale okazało się, że Foy Bridge, gdzie miałem tak dobre wyniki w sierpniu jest wolny. A więc będzie spontan, jedziemy!

Daniel chciał wreszcie złowić brzanę, i zakończyć swoja 'klątwę Trentu'...

Rano spotkaliśmy się w Slough, i po przepakowaniu rzeczy z jednej Mazdy do drugiej (mamy te same modele Mazdy 6, kombi) - pojechaliśmy do Ross on Wye, blisko granicy z Walią.


Sielanka, czyli piękny angielski krajobraz.

Po przyjechaniu okazało się, że woda jest strasznie nisko, co gorsza, mieliśmy zaledwie 80 metrów rzeki do dyspozycji, gdyż niżej znajdował się 'przełom' - płytkie miejsce pełne kamieni. Przy takim stanie wody ryby nie mają jak podejść z niższych parti rzeki, więc bazować musieliśmy na tym, co pływało na naszym skromnym odcinku. Niestety okazało się również, że nie ma wiele dołków na tym kawałku. W przeciwieństwie do miejsca przed mostem lub za przełomem, mieliśmy tylko jedno głębsze miejsce przy brzegu, i kawałek głębszej rynny o długości 20 metrów na środku rzeki. Czy będzie tam ryba?


Czerwone miejsca wskazują gdzie mogliśmy liczyć na cokolwiek. Dalej widać 'przełom'... Woda miała z 40-50 cm głębokości ogólnie, słabo!


Foy Bridge - piękny most!

Woda była czysta, i zimna już. Rano temperatura wynosiła zaledwie 4 stopnie, ale wiedzieliśmy, że wkrótce wyjdzie piękne słońce i zrobi się cieplej. I tak się stało. O 11 tej siedzieliśmy juz w krótkich koszulkach, opalając sie w pażdziernikowym słońcu. Gorzej jednak było z rybami. Brak brań, pomimo różnych kombinacji z przyponami i przynętami. No cóż, ta rzeka tak ma, często trzeba czekać aż do zmroku na jakąś akcję.

Brak żerowania ryb wynagradzały nam piękne widoki i okoliczna przyroda. Oglądaliśmy lądowanie stada gęsi kanadyjskich, ponad 200 sztuk, które później wystartowały, przelatując tuż nad naszymi głowami. Przeleciał też nad nami (około 50 metrów) brytyjski mysliwiec - bodajże Tornado. Huk był potworny - ale ten widok - zapierał dech w piersiach...

Około 16.30 ryby zaczęły sie robić bardziej aktywne, pojawiły sie spławy. Miałem delikatne brania, i w końcu po 17tej pierwsze naprawdę mocne, które poderwało aż wędkę. Kleń około 50 cm szybko wylądował w podbieraku. Przynętą był pellet oozing czosnowy z Sonubaitsa, na który ostatnio kilka osób złowiło brzany. Po pewnym czasie drugi kleń zameldował się w siatce, ten już troche mniejszy.


Kilka moich przynęt brzanowo - kleniowych. Ta żółta to pellet Oozing z Sonubaits, jesieny kiler!

Nadszedł zmrok, siedzieliśmy jeszcze z godzinę w ciemnościach. Niestety, pomimo kilku brań, nie udało się niczego zaciąć. Było to frustrujące, zwłaszcza dla Daniela, który nie złowił jeszcze brzany, choć na Trencie przegrał walkę z dużą sztuka po 10 minutach. Jego głód 'brzanowy' niestety nie został zaspokojony tym razem...

Wracając już, świeciłem swoja mocna lampka na wodę z mostu. Okazało się, że widzieliśmy tylko jedna rybę. Tak więc miejscówka na Foy Bridge nie stanie sie moja ulubioną. Na pewno brak dołków i kamienisty przełom sprawiają, że ryba nie wędruje w górę rzeki, co ma wpływ na ilość brań.Mam wrażenie, że brzan u nas po prostu nie było. Wcześniejsze, sierpniowe wyniki, były tak dobre, gdyż o metr wyższa woda pozwalała rybom na pokonanie tego progu. No cóż, kolejna lekcja!

Daniel postanowił pojechać na weekendową wyprawę do Collingham, aby przełamać 'klątwę Trentu', która dręczy wielu wędkarzy po zawodach brzanowych tam właśnie,we wrześniu. Mam nadzieję, że mu się to uda! :D

Ja chyba jednak przeniosę się na kanały i mniejsze łowiska. Czas odkurzyć tyczkę!