Skip to main content

Wędkarskie alarmy i odpoczynek nad wodą...

  • Utworzono

Wczoraj byłem na rybach na Bury Hill w Dorking. Pogoda słaba, wyniki takie sobie, w końcu to już koniec października. Ale ogólnie byłoby przyjemnie gdyby nie... No właśnie - wędkarze z alarmami! Wyobraźmy sobie, że razem z Kamilem, byliśmy jedynymi osobami na Milton, do jakiegoś czasu. Wydawałoby się, że będzie cicho, przyjemnie, relaksacyjnie. Jednak na zbiorniku obok, łowiło kilku wędkarzy, których określić można chyba jako karpiarzy. Karpiówki, alarmy... Odgłosy przyrody (szum drzew, dźwięki wydawane przez ptactwo wodne) były przerywane co chwila ostrymi sygnałami wędkarskiego alarmu. Bynajmniej nie były to ryby, sami łowcy ustawiali je co chwila i głośne pikanie doprowadzało do szału. Nie wiem dlaczego, ale coraz mniej chyba jest wędkarstwa w wędkarstwie. Powoli zanika jakiś zmysł, sztuka podchodzenia ryb, prawdziwego łowienia ich, coraz więcej rzeczy zamiast człowieka zaczynają robić urządzenia, technika idzie na przód wszakże. Jednak - czy trzeba na tak małym łowisku korzystać z alarmów? Czy w ogóle trzeba ustawiać je tak głośno? Pomińmy już sam fakt sposobu łowienia. Skoro ja słyszę przeraźliwe odgłosy wydawane przez te sygnalizatory, to czy wędkarz siedzący obok jest głuchy? Czy nie ma lampki sygnalizującej branie?  Regulacji głośności? Sam często łowię z alarmami, jest to nieodzowne przy kilku metodach, zwłaszcza związanych z zarzucaniem cięższych zestawów, łowieniem w nocy. Ale staram się szanować tych co łowią obok mnie, okolicznych mieszkańców, spacerowiczów. Ustawiam zawsze głośność tak, abym sam słyszał, zazwyczaj są to w skali od 1 do 6 ustawienia 1(cicho) i 2 (średnio-cicho). W zupełności wystarcza. A tutaj - wyobraźcie sobie kilku takich łowców, i co chwilę  wściekle jęczące dźwięki sygnalizatorów! Na bodajże pięciu, tylko jeden miał ściszony dźwięk do granicy przyzwoitości. Dawniej, takich wędkarzy na tym łowisku praktycznie nie było. Teraz jest ich coraz więcej.  Nawet na karasie i liny coraz więcej osób wyrusza z karpiówkami i alarmami. Tak więc wyprawa na łowisko komercyjne w weekend, wcale nie musi być odpoczynkiem. Jeżeli trafimy na tych, co albo są głusi, lub chcą dręczyć innych, bądź zadawać szyku 'odjazdami', możemy się nadziać bardzo nieprzyjemnie. Szkoda, że tak niewielu tych ludzi chce uszanować innych wędkarzy, zwierzęta, same ryby.  Stajemy się coraz bardziej inwazyjni... To też znak czasu?