Lucjan, ale młody i tak nie może startować sam, bo jest młody. Nikt nie weźmie takiej odpowiedzialności, by chłopak czy dziewczynka w wieku 10 czy nawet 15 lat łowili samodzielnie. Wpadnie do rzeki, utopi się i kto pójdzie do więzienia? Rodzic? No nie. Więc i tak z tą młodzieżą trzeba być, pomagać i z nią łowić. A zasady są jakie są, ponieważ tak ustalono i tak się łowi, nie tylko w Polsce Lucjan ale i na świecie, także w Anglii. Jak Anglicy przyjeżdżają czy organizują MŚ w wędkarstwie spławikowym, to ten regulamin jest tożsamy z tym, który stosujemy w PZW. I to właśnie dlatego taki stosujemy, by później ktoś, kto startuje na świecie miał prościej. Bo nagle jedzie w świat człowiek i łapie się za głowę, przecież on w Polsce miał 5 kg jockersa, 30 litrów zanęty i tyczkę 16 metrową.
Ostatecznie, to nie jest wymysł PZW przecież, ten cały regulamin. On jest zaczerpnięty i dostosowany. Skoro ktoś kiedyś podjął decyzję, by rywalizować na arenie europejskiej czy światowej z innymi wędkarzami, to oczywistym jest, że należało to zrobić na zasadach, które obowiązują w europie i na świecie już.
Dla samych zawodników i sportowców te regulaminy są akceptowalne. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego nagle ktoś, kto nie jest związany ze sportem w PZW krytykuje to wszystko i chce organizować ludziom coś, co mają już zorganizowane i co akceptują. Jest to dla mnie irracjonalne.
Są zawody w kołach, które odbywają się na nieco innej zasadzie przecież. Są zawody, gdzie dyscypliny są mieszane, są zawody, gdzie nikt nie pilnuje aż tak drobnostkowo regulaminów, są zawody oczywiście mistrzowskie i te niestety ale już muszą być obarczone jakimś przynajmniej szczątkowym regulaminem i przestrzeganiem go. Bo później jadą na mistrzostwa okręgu czy Polski ludzie, którzy w ogóle nie znają zasad danej dyscypliny.
Lucjan, a po co w skokach narciarskich ograniczona długość nart jest? Po co są rygorystyczne wymogi dotyczące kombinezonów? Dlaczego określa się długość tyczek w skoku o tyczce, dlaczego ustala się style pływania i ich kolejność, dlaczego ustala się dystanse pływania na takie a nie inne? Są przepisy technicze, takie dotyczące sprzętu, są przepisy dotyczące uprawiania samego sportu. I nie ma dyscypliny, w której czy to sprzęt, sposób czy też zasady nie są unormowane. Podobnie jest w wędkarstwie.
Lucjan, większość kół o ile nie każde, corocznie organizuje zawody z okazji dnia dziecka. Zasady są proste. Przychodzisz z wędką, łowisz ile się da. Jest masa kasy od sponsorów, jest zajebista promocja "wędkarstwa". Są nagrody na kawotę średnio 5-6 tysięcy, do tego dla każdego dzieciaka paczka warta kilkadziesiąt złotych. Przychodzi 100-150 dzieciaków na takie zawody. Pompa jak skurwysyn, rodzice aktywni, dzieci też. Promocja, że mało takich w okolicy. Wiesz ilu tych dzieciaków przychodzi na szkółkę z tych 150? 2,3 może... I jakoś ich nie zachęcają paczki pełne słodyczy, prosty regulamin, sponsorzy i nagrody. Pomyłka. Zachęcają. Ale tylko tego dnia, kiedy rodzice wypychają je dla tych korzyści. Przez resztę roku, kiedy można przyjść, nauczyć się, połowić nagle nie ma nikogo. Bo rodzicom już nie chce się dzieciaka przyprowadzić, bo nagle okazuje sie, że dzieciaka to w ogóle nie kręci. Ale dla roweru, konsoli psx czy innej nagrody przyjdzie na zawody, bez regulaminu. I co niby tym osiągamy? Zupełnie nic!
A tych dzieciaków, które jeżdżą na zawody z regulaminem, według tych złych zasad PZW mam przez cały rok stałą ekipę. Bo im się chce. tylko tyle.
Nie mieszaj więc sportu do krucjaty przeciwko PZW, bo to temat trudny i niezwykle złożony. Ale dla osób, które z tego korzystają akceptowalny. Ci, którzy nie chcą - i tak ich nie będzie.
Co do składek. Jakim prawem w ogóle ktoś mówi o kasie na sport i o tym, by sportowcy utrzymywali się z własnych składek? To ja zadam proste pytanie. Większość wędkarzy, wyczynowców, (przynajmniej tych, których znam) do z reguły ludzie wypuszczający ryby. Do cholery, jakim prawem ktoś zabiera nam ryby, na które my płacimy i chcemy, żeby w tej wodzie pływały? No jakim prawem ktoś z mojej składki grubą cześć ładuje w rybę, którą ktoś zeżre? Jakim prawem ja karmię i duża większość wędkarzy mięsiarskie rodziny?
Temat jest tak durny, że chyba rzeczywiście skończyły się inne mądre i istotniejsze, że kolejny raz w walce z PZW i tej całej krucjacie ktoś obiera sobie za cel sportowców. Tylko po to, żeby wywołać zamęt i podburzać jednych przeciw drugim. Zamiast zająć się ważniejszymi problemami, takimi jak stan polskich wód, tym, by zarybienia były efektywne poprzez odpowiednią gospodarkę, zwiększenie limitów, podwyższenie wymiarów ochronnych, wyeliminowaniu z PZW mięsiarzy i złodziei, krętaczy. Nagle się okaże, że ryb w wodach będzie tyle, że każdy członek PZW dostanie do kompletu karnet do kina lub na siłownię bo nie będzie co zrobić z pieniędzmi.
Oszczędność na sporcie nic Wam nie da, zrozumcie. Każde koło ma ogromne pieniądze na koncie. Niektóre, te większe mają pewnie po 100 albo i więcej tysięcy!
To, że zaoszczędzą te 10 tysięcy na sporcie, co to zmieni? Że będzie 110 tysięcy zaoszczędzone? Co to da? Skoro nikt za te 100 tysięcy nie wpuszcza do wody ton ryb, nie robi cudów.
Czemu? Bo do wody ładowana jest masa ryb, tylko bez sensu. Bo nie ma takiego mięsiarza, który nie przerobi każdej ilości ryby. Dopóki wędkarze i tylko wędkarze, nie zmienią podejścia do wędkowania z zasady złowię i zabieram na złowię i wypuszczam lub ROZSĄDNIE zabieram to wszystko będzie fikcja i błędne koło. Równie dobrze można kupować filety w sklepie i rozdawać na łowisku. Czy kupię tonę filetów, dwie tony, trzy tony czy dziesięć ton - i tak rozejdą się jak świeże bułeczki i nie zostanie nic. I znów stanę nad brzegiem pieknego jeziorka i powiem - tu nie ma ryb!
Ale tego nie odmienią te grosze przeznaczane na sport. Niektórzy sobie myślą, że jak koło czy okręg zaoszczędzi ileś tysięcy na sporcie to nagle nad wodami będzie eldorado! Bzdura!
Nie macie pojęcia ile okręgi mają kasy na kontach i lokatach! To są miliony złotych. I co, nikt tego nie wydaje na szaleńcze zarybienia. Bo one nie mają sensu!
Wy porównujecie łowiska komercyjne z PZW. No jak ma być na łowiskach PZW masa ryb, skoro one są wpuszczane i wyławiane? Na łowiskach PZW doskonale widzicie komercje po zarybieniach. Wtedy wędkarze łowią karpie, liny, leszcze, inne ryby. Tydzień lub dwa po, nagle wszyscy, w większości Ci sami, którzy wywozili z łowiska ryby przez tydzień lub dwa, mówią, że nie ma ryb, że łowisko do dupy. No ludzie. Przecież problem widać jak na dłoni. Skoro nagle, łowisko, które jest poddane ogromnej presji - bo po zarybieniach jest zawsze ogromna, jest w stanie przez 2 tygodnie karmić wygłodniałe mordy to ja pytam, nie widzicie problemu? A później porównujecie do komercji. Niejedna komercja nie ma takich zarybień jak łowiska PZW. Tylko, że tam płaci się za łowienie, nie za wyławianie ryb, w dodatku za śmieszne pieniądze. I czy Wy zaoszczędzicie na sporcie, czy zaoszczędzicie na czymkolwiek innym - nic to nie da.