Mi się wydaje, że obrona PZW jest nieco zgubna.
Rozumiem argumenty i osoby, które bronią związku.
Zastanawiam się jednak, czy ewentualny upadek PZW, to będzie na pewno takie zło?
No bo niby, że jak? Nagle na wszystkie wody wejdą rybacy?
Może jednak niektóre zbiorniki, te mniejsze, te mniej atrakcyjne, trafią w ręce ludzi, którzy chcą łowić i otwierać komercje?
Czemu teraz dużo komercji to wykopane baseny? Wody jest mało, czy po prostu jest już "zajęta" ? Ludzie zainteresowani biznesem zaczynają kopać w ziemi i tworzyć zbiornik, zamiast wydzierżawić coś większego, bardziej naturalnego?
Wody staną się niczyje, wędkarze zostaną na lodzie.
Nagle komercje będą oblegane do nieprzytomności, nie sądzicie? Może w dość szybkim czasie powstanie ogromna potrzeba i popyt, większy niż podaż. I mimo wszystko może to jednak spowodować powstanie większej ilości łowisk, tak by wszyscy chętni się pomieścili.
Jak już wspomniałem rozumiem obronę PZW i rozumiem co może nieść za sobą upadek związku.
Z drugiej jednak strony związek nie daje nic.
Symboliczne opłaty i symboliczne ilości ryb. Wszystkie wody w kraju na monopol. Ciężko wymusić jakiekolwiek zmiany. Gatunki, którym grozi wymarcie, postępująca degradacja środowiska. Brak jakiegokolwiek działania związku, które by tą sytuację naprawiło lub polepszyło. Brak jakiegokolwiek poparcia dla członków, brak dbałości o interesy wędkarzy, czy też walki o powetowanie strat w rybach przy np zatruciach. Na dodatek wykorzystywanie za friko ludzi w kołach, którzy dwoją się i troją by było lepiej.
Gdyby komukolwiek w związku na czymś zależało (mówię o władzach, nie o ludziach w kole) i osoba ta zauważałaby problem, to bez względu na krzyki wędkarzy, wprowadziłaby zmiany w regulaminie, obostrzenia itd. Nawet jeśli wędkarze podniosą bunt, to związek może swoje decyzje poprzeć stosownymi dokumentami, badaniami.
Większość wędkarzy tylko ma roszczenia, chcą ryb i mięcha, no i płacić 200zł za 365dni łowienia. Za tym nie idzie żadna filozofia, jak tylko polskie kombinatorstwo i ciche "kradzenie", dorabianie się kosztem innych, bądź kosztem przyrody. Kombinowanie w stylu "stówka tu, stówka tam", sąsiada podtruć palonymi w piecu śmieciami, ryb nawalić całą lodówkę, grzybów pół piwnicy, drewna narznąć w lesie, byle mieć 4 dychy więcej niż inni.
Ciekawe, że żaden nie tupnie nogą w robocie, tylko siedzi cicho i robi swoje za pensję murzyna. Lepiej kraść i kombinować.
Złożony temat
Nie wiem co będzie i jak będzie. Jaką przyszłość czeka związek.
Zastanawiam się jednak, czy ten upadek związku to taka tragedia. Będzie źle, strasznie, nie będzie gdzie łowić, wysieciują wszystkie ryby.... Czyli, że teraz jest lepiej?