Ale przecież tutaj większość widzi to na co dzień. Z czym tu się nie zgadzać? Ja się nie zgadzam, że tak ma być, bo tak jest. Tak ma NIE być, bo to jest patologia. I przepisy mają tego zakazywać, bo obecne prowadzą do ogołacania wód ze wszystkiego, co się rusza. Pozwalają na to. Źle by było, gdyby ludzie robili takie rzeczy wbrew przepisom (a tak robi liczna rzesza naszych rodaków w krajach, gdzie jest to zabronione), ale na razie one na to pozwalają i to jest chore. I nie ma tłumaczenia, że większość tak chce. Większość to by chciała 2000 plus na każdego psa w obejściu i 3 flaszki tygodniowo.
I większość tutaj wcale nie chce wszechobecnego nokill (mnie by nie przeszkadzało wcale, cieszyłbym się z tego, ale wiem, że nie jestem pępkiem świata i inni chcą jeść złowione ryby). Chodzi o to, by były normalne limity i wymiary ochronne, górne i dolne, pozwalające na powrót rybostanu do normalności. By umożliwiały zabranie ryby na kolację, a nie liczenie, czy mi się do kwietnia karta zwróci, żebym mógł już na czysto żywić bliższą i dalszą rodzinę oraz zarabiać, sprzedając łupy swej zaradności po sąsiadach i na allegro.
No proszę Was...
I tylko dopilnować tego wszystkiego............
O to w tym wszystkim chodzi. Nie chodzi o jakąś krucjatę przeciwko działaczom, rybakom. Złe prawo daje przyzwolenie na patologiczne zachowania, a tych mamy bez liku i każdy z nas to widzi w naszym otoczeniu. Tu nie chodzi o zakazywanie ludziom zabierania ryb, tu chodzi o to, żeby nie było tak jak tu np. dzisiaj jeden kolega chwalił się, że ubił kilkadziesiąt małych okonków, bo mu prawo na to pozwalało.
Jak można walczyć z kłusownictwem mając takie przepisy, a nie inne. Siedzi się więc cicho, bo co to IRŚ z rybakami powie na to
Zrozumcie jedno całe to rybactwo rzeczno-jeziorowe (nie mówię tu akwakulturze) trzyma się przy życiu wyłącznie dzięki funduszom unijnym. To musi upaść...prędzej niż później. I trzymanie z kimś kto w ostatecznym rozrachunku będzie po stronie przegranej jest głupotą. Tylko ja mogę sobie pozwolić na czekanie, a czy każdy z Was może powiedzieć to samo?
Jak walczyć z brakiem obecności członków PZW na zebraniach itp. mając na uwadze fakt, że udział w stowarzyszeniu to nie tylko prawa, ale również i obowiązki - i jakbyście zauważyli to w różnych stowarzyszeniach są one egzekwowane. Jak walczyć z racjonalną gospodarką rybacką, gdy samemu główne dochody osiąga się dzięki sieciowaniu. Można by tak dalej wymieniać.
Tak jak Mosteque nie zgadzam się z tym co widzę i nie mam zamiaru tkwić biernie i się temu przyglądać w oczekiwaniu na zmiany pokoleniowe, które dzięki takiemu a nie innemu prawu (w tym wewnętrznemu w PZW) spowodują narodziny kolejnej patologii. Nie można biernie się przyglądać, w obawie co by jakiejś wody nie stracić,czy też co by jakiś patus mający w nosie limity straszył groźbą zmiany koła. Nie robi się nic w obawie przed utratą tej patologii łowiącej poza jakimkolwiek wymiarem, limitem, okresem ochronny, czy też wszechobecną groźbą utraty wód. Nie można mówić o poprawie kontroli, gdy przepisy dotyczące kar są takie a nie inne. To tak jakby powiedzieć, że cukier rozpuszczony w herbacie był niesmaczny.
Nie robi się nic w zakresie zmian ustawowych. Rybacy w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej co chwilę są na jakimś posiedzeniu komisji, a PZW? PZW siedzi cicho. Nie istnieje w działalności lobbingowej. Co z tego, że zaraz nasze główne rzeki będą uregulowane wzdłuż i wszerz. O tym się nie mówi na posiedzeniach ZG PZW. Za to mówi się dużo o sporcie (vide post Jędruli na temat ostatniego posiedzenia ZG). Akceptując stan obecny akceptuje się marazm polskich wód. Takie jest moje zdanie. I ogólnie to powinno mnie to walić, bo mogę sobie łowić na komercjach, a raz w roku również zagranicą. Ale mnie to nie wali, bo nic nie zastąpi naturalnego zbiornika, tego spokoju, odgłosu ptaków i otaczającej cię przyrody. Problem w tym, że ma to nie gmina, czy jakieś małe stowarzyszenie rzeczywiście dbające o swoją wodę, a ma to PZW