Wydaje się, że cel ustalania okresów ochronnych dla ryb jest dość jasny, w związku z czym wyłączenie rybaków z obowiązku ich przestrzegania jest nieco kuriozalne. Nie widzę powodów, dla których wędkarze nie mieliby tego poprzeć.
Myślę, że trzeba wyjaśnić kilka rzeczy
Jaki jest sens robić okres ochronny rybie od 1 stycznia, jeżeli tarło ma w maju? Nie lepiej jest chronić tarliska i wyłączać je z wędkowania? Po co chronić suma tak mocno, skoro na wielu wodach jest go zbyt dużo? Bo tak mówią 'przepisy'? Jesteśmy ludźmi myślącymi czy niewolnikami przepisów sprzed 30-40 lat?
Ten przepis jest po prostu głupi, tak jak cały praktycznie RAPR. Bo to jest regulamin rybacki, w którym podaje się co, kiedy, gdzie i jak można zabierać. Obecnie jeżeli wędkarze nie zabierają ryb, to po co ten cały okres ochronny? Dlaczego nie nazwać tego zakazem zabierania? Łowię brzanę w styczniu i nie mogę zrobić sobie z nią zdjęcia, bo jakiś gość 30 lat temu wymyślił sobie jakiś przepis? Wtedy zabierano wszystko, jechano po ryby, nie na ryby. Na pewno mamy się więc trzymać takich zapisów, strasznie nieżyciowych i nie pasujących do rzeczywistości?
Jak mi ktoś udowodni, że łowię szczupaka a nie okonia? Po co więc przepisy które są nie do wyegzekwowania? Dlaczego nie nakazać posiadania maty, szczypiec i przecinaka do grubego drutu przy łowieniu szczupłego, tak aby go naprawdę chronić? Zwiększmy mu wymiar ochronny, ustanówmy górny, wprowadźmy limity ilościowe roczne. To jest ochrona, a nie, walnęli sobie okres ochronny i nic z tego nie wynika.
Powoływanie się na głupie przepisy wg mnie nie ma sensu. Wpierw powinno się ustanowić nowy RAPR oraz ogólne przepisy ochrony ryb. Sam rybak jednak jeżeli jest właścicielem wody, niech zarządza po swojemu. Dlaczego my mamy się mu wtrącać w to co on robi? To kolejna sprawa której nie do końca rozumiem. Kto dzierżawi wodę, my czy rybak? Ja bym nie chciał aby mi ktoś przyszedł do domu i powiedział, kiedy co mogę robić, bo on tak chce. U siebie w domu niech robi co mu się podoba, ale od mojego - niech się odwali. Wg mnie rybacy raczej nie łamią przepisów, wypełniają zaś warunki określone operatem. Czy wiemy jakie one są?
I rzecz ostatnia. Zakazy, zakazy, zakazy. A kontroli jak na lekarstwo. Może zamiast szukać dziury w całym, lepiej jest pomyślec o tym aby dokonywano częstych kontroli? Bo czy na pewno rybak zabiera te wszystkie ryby? Czy czasem nie ma pewnej przesady w tym wszystkim? Wędkarze chcą uderzyć w rybaków, bo sami są niewinni? JA rozumiem jeziora mazurskie PZW, ale rzeki? Załatwmy wpierw sprawę częstych kontroli, PSR, policja, SSR. Bez nich kolejne zakazy nic nie przyniosą.
Podaję kilka ważnych kwestii - które powinno się wziąć pod uwagę chcąc skutecznie protestować. Dlatego potrzeba think tanku wędkarskiego, gdzie możemy wspólnie wymyślać plan akcji, jej sens, przebieg, odpowiednio je synchronizować. Obecnie wielu wędkarzy nie myśli globalnie, i to jest spory problem, jest wiele przeciwstawnych założeń i takich działań. Wiele to strzał w stopę