Odnośnie podglądaczy i podsiadaczy już opowiadanie napisałem ale dodam jeszcze krótko jak jest teraz u mnie
Raz po cichu szedłem z wędkami na ryby , oczywiście na dlugo nęcone przezemnie miejsce. Przechodząc przez krzaki może z 50 m od mojego miejscausłyszałem rozmowę wiec zatrzymalem się by posluchać
- to mówisz Wiesiu że zaś wczoraj ten weterynarz wyciągnął amura , fotkę cyknął i wypuścił ?
- tak, to jakiś dziwak
- a próbowaleś lowić w jego miejscu ?
- a chłopie zapomnij, on tam jakieś pewnie narkotyki rybom dodaje , ani brania nie miałem
Tak więc otoczenie uważa mnie za nieszkodliwego wariata - ale może by było gorzej i pluli by sie poważniej gdybym np zabierał te ryby - tak mają poczucie że ryba zostaje dla nich
