Mój sposób na nęcenie w rzece (ja łowię na Wiśle):
1. miejsce- szukam tzw. kątów ... rynna wyżłobiona wzdłuż brzegu, zablokowana z góry przez przykosę, która utworzyła się w zasięgu rzutu. Spowalnia ona wodę w rynnie gdzie jest głębokość około 4m, a woda bardzo wolno płynąca.Wiem że znaleźć takie miejsce jest trudno, ale wbrew pozorom, przy niskim/średnim stanie wody i rowerku do znalezienia w okolicy 30 km w jeden dzień
Jak już znajdziemy to jesteśmy w raju ....
2. żarcie- ja nęcę dużą ilością grochu, bo pomimo że to kulka powinna się toczyć ale podstawowa zaleta: ciężar. Zawsze gdzieś na dnie się zakotwiczy.
3. sposób podania- woda do 2,5 m- 3m można luźno ręką lub łyżką, pamiętając o tym żeby sypać około 3-4m powyżej stanowiska. Woda powyżej tej głębokości to mieszanka pszenicy i grochu ulepione w kule razem ze spażoną kaszą manną.
Kule dolatują do dna ale .... nie pracują .... nie wabią krąpi.Są powoli wymywane ziarenka a jak leszcze przypłyna to moment te kule rozbiją.
Pamiętajcie że to woda z małym uciągiem!4. łowienie- nad taką wodę jadę na dwa trzy dni, łowię standardowo z koszyczkiem i prawie przemoczoną zanętą.
Po przyjeździe sypiemy, łowimy .... późnym wieczorem poprawiamy grochem, a rano jak wszystko jest dobrze ........
Najlepsze brania mam od drugiego dnia.
Wiem że dotyczy to specyficznej miejscówki, ale taką zawsze staram się znaleźć po "janówce".