Mirku, jeszcze tak ogólnie, bo nie chciałbym, żebyś poczuł się urażony moim podejściem. Czy coś w tym stylu...
Kwestia wiary u naukowców nie wynika z ich wiedzy. Są ludzie o potężnej wiedzy naukowej, fizycy, matematycy czy astronomowie, którzy w Boga wierzą, jak i nie wierzą (choć tych jest większość, ale to bez znaczenia).
Dlatego nie ma generalnie sensu przerzucać się nazwiskami. Typu: ksiądz profesor Michał Heller to przecież fizyk i dobrze wie, o co w tym chodzi. W kontrze mogę podać wiele nazwisk światowej sławy fizyków niewierzących w istnienie Boga.
Bo - wiara jest wyborem.
Jeśli posadzisz naprzeciwko siebie dwie osobo o identycznej wiedzy, to jedna może w Boga wierzyć, druga nie. Zależy, jakiego dokonała kiedyś wyboru; co było potrzebne psychice tej osoby. I mogą sobie dyskutować do końca świata i przerzucać się argumentami - nie osiągną żadnego rezultatu. Nikt nikogo nie przekona, bo każdy już na początku tej dyskusji jest przekonany.
Wiara jest człowiekowi potrzebna, bo tak jest skonstruowana jego psychika. Pozwala lepiej radzić sobie z przeciwnościami losu, ze stratą bliskich itp., itd. Choć sam w Boga nie wierzę, często w życiu w trudnych chwilach zdarzało mi się rozmawiać... niby ze sobą, a jednak z kimś "przez kogo" coś mi się stało. Taka jest już natura ludzka. Tylko ja wierzę, że ta moja rozmowa gówno dała, bo przecież tak naprawdę rozmawiałem ze sobą i wobec siebie i przez siebie różne argumenty za i przeciw rozważałem. A inna osoba wierzy, że ta rozmowa coś zmieni, bo przecież wyargumentowała swoje racje i prośby komuś, kto teraz dla osobistych potrzeb tej osoby zmieni bieg wszechrzeczy albo da mu siłę, by coś osiągnął (bo przecież musi ją dostać od kogoś, sam jej w sobie nie ma...).