Przyszedł do mnie kołowrotek Browning Black Viper MK 850.
Jeśli chodzi o pracę to nie znam się na tym, nic nie puka, nic nie świszczy, generalnie jest chyba ok. Ale to co rzuca się w oczy w pierwszym kontakcie, to jego uroda, a raczej jej brak.
Ten kołowrotek wygląda jak z bazaru! Brzydal, okropny, i aż do bólu bez jakiegoś szyku. Czarny, tani plastik, z różowymi elementami. Ilekroć obok niego przechodzę i biorę go do ręki to mam ochotę go odłożyć... Jakiś taki "gender" z niego jest, a te różowe cekiny na rączce to już w ogóle obrzydzenie we mnie wzbudzają...
Ja wiem, że bebechy najważniejsze, i skoro dobre zdanie ma o nim Czesiu czy Zbigniew to jednak warto było wrzucić na niego ponad 400 złotych, ale jednak niesmak wizualny pozostaje.... Dla porównania Ryobi Arctica czy Ecusima które posiadam to przy nim rasowe piękności... Chodź same są raczej przeciętnej urody, takie ani brzydkie ani ładne. Do dziś, jak zobaczyłem Browninga, to zmieniłem o nich zdanie. Są piękne.
Browning chyba w ogóle ma problem z projektantami, bo o ile sama firma jest ok, mam ich kilka rzeczy, są dobre jakościowo, o tyle wspomniany kołowrotek czy Sphere to dla mnie jakiś wizualny hmm dziwak.
Sphere wygląda jakby spadła z jakiegoś statku ufo i sprawia wrażenie "nie z tego świata" jak opisuje to producent. W użytkowaniu jest mega, warta każdej złotówki, ale projektant chyba powinien udać się do Drennana na korepetycje. Acolyte wygląda swojej ceny, niczym relikt wykopany przez jakiegoś archeologa, artefakt wyciosany w kamieniu. Miód na oczy. Sphere, cóż trzeba lubić takie klimaty ala Since Fiction...
Wracając do kolowrotka, to u mnie będzie miał lekkie życie, sporadycznie używany, z koszami max 40 gram, myślę że krzywda mus się nie stanie, ale chyba kupię jakąś farbę w sprayu i go przemaluje. Myślicie ze to bezpieczny zabieg dla kolowrotka?