W ostatnich latach 90% moich wyjazdów to nocki lub tzw. "wieczorynki" od 20 do 1, by odespać i iść do pracy. Kilka spostrzeżeń będących częściowym powieleniem powyższych uwag kolegów.
Zrezygnowałem z metody/feedera na rzecz delikatnych karpiówek - mam 2,5lb, a chciałbym mieć 2,2lb - Przy drgających szczytówkach trzeba być napiętym cały czas, zaliczyłem kilka złamań po owinięciu się żyłki na szczytówce. Zwykłe gruntówki dają komfort także miejsca - ułożenie prostopadłe do wody,a nie wzdłuż brzegu jak w DS. Poza tym mogę nawet kimnąć, pogapić się w gwiazdy, odejść od nich na chwilę - centralka gdzieś w kieszeni powiadomi, że mam gościa. No i łowię daleko, muszę ciskać ok 70m, więc ciężko to uzyskać miękkimi kijami DS
Sygnalizacja podwójna - delikatnie podświetlony (beta light) hangrerek gardnera i sygnalizator elektroniczny - w ten sposób łowię tylko dla siebie - tzn. nie słychać mnie ani nie widać na drugim brzegu. Zestawy najprostsze - albo przelot na krótkiej prostej rurce, albo helikopter zrobiony z najdelikatniejszych komponentów karpiowych. W tym sezonie będę próbował chod riga ponad koszykiem zanętowym typu speed - ale własnej roboty.
Przynęty grube tak jak zanęta, jak kiedyś pisałem jestem wyznawcą "szkoły Bartona". Pellety 16-20mm, bobik, kulki proteinowe różnych aromatów, ale tak do 16mm.
Do koszyków aromatyczne zanęty - latem aromat piernik, jesienią czosnek. Ale to na jeden zestaw - drugi jedzie na gołym ciężarku.
Oczywiście nęcenie wstępne, kilkukrotne. Oznaczenie miejscówki markerem wyrzucanym z brzegu na "trzeciej wędce". Po zanęceniu zwijam znacznik, by się nie plątał no i nie prowokował idiotów. Odległość żyłki do miejscówki na szpulach zaklipsowana lub dociśnięta pierścieniem z dętki rowerowej - ustąpi, gdy gość będzie słusznego rozmiaru i wagi. Odpadają zatem niedoloty lub przeloty. Kontroluję tylko kierunek - a to już proste nawet w nocy. Problemu plątania w zasadzie nie ma, bo jak się robi ruch w leszczowisku, to zwijam jeden zestaw, najczęściej praktykuję wyrzucanie jednego z zestawów poza nęcone miejsce i ruch jest tam mniejszy, ale ryby na ogół ciekawsze.
Logistyka na brzegu ograniczona do minimum - socjal, mała torba, fotel, w odwodzie parasol z bokami. Latarka czołówka z czerwonym filtrem, używam rzadko, bo łowiąc na twarde i duże przynęty nie ma potrzeby częstej ich zmiany. Podstawa do porządek na miejscówce, by nie hałasować i nie pogubić klamotów. Każda rzecz musi mieć z góry określone miejsce, by sięgać odruchowo i bez świecenia latarką.
Gdzie szukam ryb- na spadach w kierunku największej głębi jeziora. Czasami na drugiej półce, ale nie płycej niż 5m. Czasami biorę ze sobą telematcha z waglerem i zanim rozwinę gruntówki odławiam płocie - łubinówki, którym równolegle z leszczami sypię łubin. Ale to raczej zabawa - nie chce mi się zabierać dodatkowych klamotów.