Dziś krótki, poranny wypad na starorzecze miejscowego stowarzyszenia. Jedna wędka, metoda przy trzcinach pod drugim brzegiem. Na początek prawdziwy, złoty karaś
Później kilka małych leszczy, spinka niezłej ryby i na koniec niespodzianka. Mój największy amur, jakoś rzadko je łowię i nie miałem szczęścia do tych ciut większych.
A tak było we wtorek, na najbliższym od domu łowisku PZW. Metoda postawiona za pasem roślin i waggler pod nogami. Na metodę brały leszczaki, ale prawdziwa zabawa była pod samym brzegiem. Zanęciłem siekaną rosówką i kukurydzą. Po pięciu minutach pierwszy linek, później już na zmianę jakieś okonie, niezły japoniec, krąpik. Cały czas coś się działo, rosówka dała w sumie pięć linków od ok. 20 do 35 cm. Jeden lin i jeden okoń pod 30 cm spadły w roślinach. Dawno się tak dobrze nie bawiłem na rybach, brakowało mi takiej różnorodności po przesycie tucznikami