Dziś zakończyłem sezon
, kolorowo nie było ...
Budzik zadzwonił o 6.10 - jak co dzień gdy idę do pracy, ale pobudka dużo przyjemniejsza, bo wiem że zamiast siedzieć za biurkiem idę siedzieć na swoim nowym, własnoręcznie zrobionym fotelu a'la Cuzo (wrzucę foty jak go pomaluję
) próbując coś złapać ten ostatni raz w tym roku. Najpierw tylko oddać krew, bo trzeba sobie jakoś ten dzień wolny załatwić nie ?
W krwiodawstwie ludzi mało, ale wszystko szło jak krew z ... z żyły
bo procedury covidowe i personelu mniej... Wyszedłem po 9 i dylemat: komercja na której nigdy nie byłem, czy moje małe jeziorko w którym ostatnio ryby się na mnie obraziły?
Uznałem, że 4h płatnego łowienia "na wyjeździe" się nie opłaca i najwyżej przyzeruję "u siebie". Po drodze wjechałem po białe robaki z myślą, że może chociaż jakaś ślepa płoteczka się trafi.
Dojeżdżam w okolice jeziorka, jeszcze go nie widzę, ale już słyszę, że... Drogowcy wzięli się za remont pobocza tuż przy jeziorku i koparka sypie materiał, 2 panów z łopatami rozgarnia, a kolejny prowadzi za nimi z zagęszczarkę robiąc hałas jak tuptający legion Rzymian
No nic, usiądę po 2 stronie jeziorka żeby być dalej od nich - dalej czyli 100m od źródła hałasu
Pogoda spoko to chociaż się posiedzi.
Na powierzchni widać sporo bąbelków w kilku miejscach czyli chyba coś żeruje na blacie o głębokości ok 3m jakieś 20metrów od brzegu Do wody poszła lekka metodaa z miksem 70/30 na korzyść zanęty żeby za mocno ich nie nakarmić. Przez 3h nie działo się nic, no może nie licząc warkotu koparki, szurania łopat i uderzeń zagęszczarki. Przynęt natestowałem sporo, obławiałem na zmianę 5 różnych miejscówek przy użyciu 2 wędek. Jedna obcierka i nic poza tym.
W końcu jest pierwsze branie na czosnkowy pellet DB i przy brzegu po emocjonującej jak obrady sejmu walce, pojawia się linek ok 30cm. Nawet nie wyjmuję go z wody, bezzadziorowy Preston w rozmiarze 14 wychodzi jednym spokojnym ruchem - Przesiadka od początku października na te haki to był dobry ruch: 100% skuteczność zacięć, żadnej spinki w czasie holu i wygoda wyhaczania, a do tego ryby trochę mniej pokaleczone
Później znów 2 godziny bez efektów w akompaniamencie robót drogowych.
Przynajmniej mój fotel wygodny, dupa ani plecy nie bolały - warto było pokombinować, bo satysfakcja z własnoręcznie zrobionego krzesła spora. Powoli zbierałem część sprzętu by wynieść go za chwilę do auta, gdy usłyszałem jak kij uderza o podpórkę. Specjalnie tak ustawiam wędki, by przy mocniejszym braniu mogły się przesunąć o 1cm i puknąć w aluminiową część podpórki bym słyszał, że coś się dzieje. Branie niby fajne, szczytówka wygięta mocno w stronę wody, ale leszcze to cieniasy - znów hol bez emocji i kilogramowy leszcz po odhaczeniu leży sobie boczkiem na płytkiej wodzie u moich stóp czekając aż odzyska siły. Ananasowa minikulka od Sonu kolejny raz nie zawiodła, co ciekawe na tej wodzie lubią ją głównie leszcze i karasie. Niby zaraz zacznie się ściemniać, ale co mi szkodzi jeszcze raz rzucić i pakować się dalej? Po zarzuceniu ściągam żyłkę z klipa i luzuję hamulec tak w razie gdyby coś jeszcze miało się przyplątać. To samo robię z drugim zestawem na którym ponownie leży czosnkowy pellet. Branie następuje gdy chowam nogi od fotela do dzień wcześniej odebranego pokrowca (Dzięki Carl23 za polecenie, napiszę reckę
) Znów słyszę to puknięcie o podpórkę które tak lubię i grający niemrawo hamulec. Niby mocniej zluzowany, ale mam nadzieję, że nie będzie to leszcz. Poprawiam hamulec i czuję, że w ten przeciwnik będzie się stawiać. No i się stawiał... 3 minuty
- karp w rozmiarze wigilijnym, taki niecałe 2kg z tą samą ananasową kulką co wcześniej melduje się przy brzegu. Próbowałem mu zrobić fotę, ale wczoraj zbiłem na śmierć ekran w telefonie i musiałem się dziś ratować zapasowym starym, więc fota wyszła gorzej niż słabo, dlatego jej tu nie będzie
Niby obiecałem mamie, że jeśli złapię karpia w listopadzie to jej go przywiozę, bo całe wakacje oglądała tylko zdjęcia moich ryb i pomstowała, że je wypuszczam
ale nie miałem serca go zabierać i odpłynął tak jak wszystkie wcześniejsze.
Robi się zbyt ciemno na gapienie w szczytówki i jak dla mnie za zimno, by chciało mi się odpalać świetliki mimo, że jest dopiero 16:40 a ja wiem, że to ostatni raz... Koniec na dziś i pewnie koniec na ten roku
Może nie połowiłem jak król, ale myślę, że zakończenie całkiem godne jak na ten zbiornik i połowę listopada. Jak dla mnie było warto
Wiem, że więcej gadania niż ryb w tym poście, ale to ostatni, dajcie mi się tym nacieszyć