Bywałem tam bardzo często w minionym sezonie. W tym roku też udało się parę razy zaliczyć wyprawę.
Dwa lata wcześniej zacząłem tam łowić, głównie za sprawą Maćka- Fishy, który chwalił się często ładnymi rybami z tej wody.
Prawdą jest, że to mała woda i burdel jakich mało. Tłumy ludzi, żarcie w knajpie, wędzenie, mini zoo, plac zabaw i Bóg jeden wie, co jeszcze.
Weekend to ciężki temat, ale jak się nie ma wyboru, to sobota jest do przełknięcia, niedziela już gorzej.
Sprzyjające warunki to nagrzana woda i załamanie pogody. Ludzi mniej i ryba bardziej chętna do współpracy.
Najlepsze okresy to wiosna (najlepiej wczesna) i jesień.
Łowisko lubię tylko z uwagi na to, co pływa w wodzie, sporo jest dużej ryby i różnorodność gatunkowa jest ogromna.
Miałem okazję mieć tam naprawdę kilka dobrych chwil i nie wiem czy był to fart, czy zasługa własnych przemyśleń.
Wędkowanie na wodach związkowych, gdzie kilowy leszcz to okaz, i ciężko o karpika większego niż "podrośnięta" handlówka, przestaje być atrakcyjne szybko, przynajmniej w moim wypadku. Gdy czasu jest mało na szukanie i budowanie miejsca na zapomnianej wodzie PZW, takie komercje to też jest wyjście. Można mieć kontakt z większą rybą. Ja tak czuję temat przynajmniej.
Na dodatek mam niezły i szybki dojazd kawałkiem autostrady, może mega blisko nie jest, ale dojechać można w mig.
Wodę lubię też za stopień trudności. Naprawdę trzeba mieć szczęście, żeby się wstrzelić, albo też metodycznie wypracować takie techniki połowu, które by do głowy nie przyszły w normalnych warunkach.
Zejść z tej komercji o kiju, albo z kilkoma leszczami na koncie, to w sumie częsty widok.
Zapraszam każdego, kto uważa, że to "basen"
Najlepsze jest to, że to co działało w ubiegłym sezonie już nie działa. Przynęty nie te, towar już nie wchodzi. Nawet może to być kwestia dwóch tygodni, by wypracowana metoda już przestała dawać fajne wyniki.
Ryby mają tam swój wiek, małe nie są, kłute ogromną ilość razy, a na dodatek wybredne, bo towaru idzie dziennie do wody od groma i jeszcze trochę. Nęcić nie wolno, ale podajnikami, koszykami, PVA itp jednak trochę można władować. Jeśli wszystko to pomnożyć przez ilość wędkarzy i wędek...
Z biznesowego punktu widzenia, to nie zazdroszczę właścicielowi/ właścicielom.
Naprawdę ciężko mi powiedzieć o jakich kosztach i obrotach jest rozmowa.
Podniesienie cen za łowienie? Ok.
Ale jak mam płacić więcej i mieć więcej ludzi na głowie podczas weekendowej wyprawy, to podziękuję.
Z drugiej strony, z uwagi na sytuację, dużo ludzi bez pracy, z mniejszymi dochodami i wszelkimi innymi problemami gospodarczymi/finansowymi. Nie wiem czy w takim wypadku 30 lub 45zł robi różnicę, bo po prostu ktoś może w ogóle zrezygnować z takiej rozrywki.
Ilość stanowisk to nieporozumienie.
20-25 wędkarzy to maks, w takich warunkach "da się jeszcze łowić", ale komfort jest przy 10 osobach.
Czas pokaże, trzeba po pewnym czasie rozejrzeć się na łowisku i podjąć decyzję czy warto jechać.
Może się okazać, że 50 stanowisk to tylko marzenia właściciela i jest 10 ludzi na rybach.
Co by nie gadać, to ogrom kasy z tego biznesu, to było żarełko oraz inne rekreacje. A teraz co? Nawet jeśli restauracja ruszy, to przez długi czas będą musiały być zachowane odstępy między ludźmi, w kolejkach, przy stolikach, to samo w sklepie. Koszty podniosą jeszcze dezynfekcje, rękawiczki, maski...
Powtórzę raz jeszcze, nie zazdroszczę właścicielom, to nie jest wcale takie proste, jak się wydaje. Trudne decyzje.
Obecnie odpuszczam wodę.
Za pewien czas trzeba zobaczyć jaka jest presja i czy jest sens/szansa pojechać i dość normalnie zarzucić.
Ilość stanowisk, ceny, rezerwacje... może się okazać, że to były tylko marzenia właściciela.