Arturro, również próbowałem kilku łowiskach. Tylko na jednym działa to bardzo dobrze. Na dwóch kolejnych miałem jakieś przypadkowe i pojedyncze brania karpi, na jeszcze dwóch totalnie bez kontaktu. Być może to kwestia miejscówki, a być może po prostu na niektórych wodach nie będzie to działać. I nieważne, że widzisz pod powierzchnią grzbiety, ze strony ryb nie ma żadnego zainteresowania.
Wg mnie trzeba rybę przyzwyczaić do tej techniki. Wielu nie rozumie, że trzeba często nęcić godzinę, dwie a nawet i trzy aby mieć brania (nęcąc co minutę około!). Do tego te wielkie karpie nie są na tyle szybkie aby taki pellet przechwytywać. Muszą zrozumieć, że wpada papu i papu to trzeba zjeść zanim zrobi to inny karp. Więc trzeba uruchomić tę opcję rywalizacji. Dlatego w UK tę technikę stosują praktycznie tylko wyczynowcy, bo mało komu się chce tak pracować, o jest to harówka.
Opiszę Wam teraz jak na pellet waggler w wersji statycznej kompletnie łowili gości na pobliskiej komercji u mnie. W październiku bodajże łowiłem na takim hektarowym stawie, gdzie nie było nikogo (komercja z populacją karpia, płoci, F1). Łowiłem matchówką i miałem małe karpie zarybieniówki z dna. Pojawił się gość z kumplem, co nie potrafił łowić. Dał mu kij ze spławikiem sporym, na włos czy hak założył mu pellet 6 lub 8 mm, grunt zaś był około 30 cm. Było zimnawo i ryby nie było na powierzchni, ale wtedy było już południe i zaczęły się spławy. Jakież było moje zdziwienie, gdy ten niedoświadczony wędkarz miał branie i przy pomocy znajomka miał karpia, około 2-3 kilo. Moje wszystkie karpie i płocie tyle ważyły
Więc założyłem spławik Prestona zbliżony do pellet wagglera, zmniejszyłem grunt, rzucałem pellet i konopie i... woda się otworzyła. I to jak! Łowiem największe karpie na kilka sposobów, czy to jak pellet waggler nakazuje, czy to w marginie, wszystko poprzez nęcenie. Miałem pracowite kilka godzin i masę ryb. A przy matchówce miałbym płotki i młe karpie tylko, które z jakiegoś powodu żerowały przy dnie, w odróżnieniu od większych ich pobratymców.
Więc o co chodziło? Otóż wystarczyło aby zestaw miał zawieszony pellet na głębokości około 30-60 cm aby mieć brania, karp płynący tuż przy powierzchni miał pellet przed nosem i już się zdarzało branie, choć rzadko. A jak się nęciło, to karp podpływał i wtedy było sporo brań, trzeba było tylko się dopasować i zmieniać miejsca, rotować nimi. Dlatego Artur dobrze pokazuje, że pellet wagger może mieć różne formy. I zapewniam, że nawet jak ryba nie jest przyzwyczajona do wpadających pelletów, to często nie oprze się pokusie zassania pelletu na haku. I warto próbowac tu. Tak jak z zig rigami czy łowieniem z powierzchni, to praktycznie to samo.
Technika pellet waggler nie jest popularna wg mnie z dwóch względów. Pierwszy to brak wyczynu w Polsce tego typu, lub jego początki dopiero. Mamy wciąż relatywnie mało łowisk tego typu, dominuje tam łowienie z dna, nawet zig rigi są rzako stosowane. Druga sprawa to sami karpiarze. Firmy karpiowe nie adoptowały tej techniki, głównie dlatego, ze karpiarze wędkują statycznie, może czasami nęcą długo spodem czy spombem, ale potem czekają. A tu trzeba wygodnie siedzieć, wciąż zarzucać. Nie zmienia to jednak faktu, ze może to być bardzo skuteczna technika. Mi się udawało łowić tak płocie na rzece (Kennet), leszcze na kanale Basingstoke, liny na łowisku irygacyjnym (ale używając białych na bardzo czystej wodzie, zasada działania ta sama), oprócz tego na kilku komercjach. To co ważne to zrozumienie też, że przy niskiej temperaturze ryby sa zbyt powolne aby szybko reagować na opad pelletu, i dopiero jak woda jest cieplejsza to jest odpowiedni odzew. W marcu na mojej komercji karp był zbyt leniwy jeszcze aby dotrzeć do pelletów, choc pływal przy powierzchni.
Wg mnie warto kombinować z adoptowaniem tej techniki do łowienia większych karpi. Sam chętnie bym jej popróbowal na polskich komercjach, korzystając ze wzmocnionej matchówki z odpowiednio mocną żyłką. Na Ochabach Piotrek miał największego karpia tam - 19.6 kg (dwa lata temu), na feedera Trabucco z żyłką 0.23 mm. Więc i na matchówkę można sobie z takimi potworami poradzić, zwłaszcza, że mają one podobną amortyzację do feederów.
Ale trzeba próbować, próbować i jeszcze raz próbować, testować, kombinować. Angole łowią tylko tak na komercjach na zawodach, na wodach gdzie karp nie jest duży. W Polsce mamy całkiem inne warunki, więc trzeba dokonać odpowiednich zmian w zestawie, sprzęcie. Nawet bym się skłaniał do dłuższych kijów jak nie mamy wielu sąsiadów, aby mieć lepszy zasięg. Do tego można tak łowić i w marginie, do zestawu dodając tylko śrucinę na przypon. Więc taki kij może spełniać kilka funkcji, i wcale nie musi to być coś krótkiego. Bo Angole dopasowali to do łowienia na zawodach, w ścisku, mniejszych karpi, gdzie każdy ma tyczkę na podorędziu. Tu więc wręcz należy wszystko przegrubić, kij można przedłużyć. I jestem pewny, gdyby karpiarze zaadoptowali pellet wagglera, to stworzyli by specjalne do niego kije. Dlatego tak zwracam uwagę aby nie przyjmować na ślepo tego co pokazuje nam jakiś wyczynowiec na filmie, bo on pokazuje podejście wyczynowe (jeden kij, zawody), które niekoniecznie musi się wpisywać w nasze łowienie. A odnoszę się do takiego Lee Kerrego, który pokazywał łowienie na dalekim dystansie feederem. Jeżeli łowimy dwoma kijami w nocy, feedery nie są najlepszym rozwiązaniem, dlatego lepsze byłyby gruntówki dopasowane do dalekich zarzutów i łowienia na wprost. Podpasowujmy rzeczy pod siebie po prostu