Dzięki za wpisy, Michał!
Dziwią trochę mnie opinie,że polskie wody to bezrybia.
Z tym bezrybiem to różnie bywa.
Ci, którzy łowią często oraz wędkują na wodach, których znajomość pomaga im uzyskać dobre wyniki, głoszą, że ryby są, tylko trzeba umieć je złowić.
Ci, którzy spędzili całe życie nad daną wodą i mimo jej znajomości, niewiele tam mogą dziś złowić, głoszą, że ryb nie ma.
Oczywiście, są też tacy, którzy mogliby ze swoich zbiorników coś lepszego wykrzesać, ale z jakichś przyczyn nie dążą do ich lepszego poznania.
Są wreszcie tacy, którzy nie mają warunków. Też mi się kiedyś wydawało, że przecież jeziora są wszędzie i jest ich dużo. Są jednak koledzy, którzy mieszkają w takich miejscach, że choćby bardzo chcieli, to ciężko im będzie zorganizować poznawanie, badanie, obserwowanie jakiegoś bardzo oddalonego zbiornika. I wcale do leniwych nie należą.
Tak więc jest po prostu różnie. Nie dziwi więc, że relacje znad wody, odczucia, ocena rybostanu są różne w przypadku różnych wędkarzy mieszkających w różnych miejscach, miłujących różne wody, polujących na różne gatunki i mających różne możliwości realizacji wędkarskiego hobby.
Kiedy mając 7 lat, chwyciłem wędkę do ręki, tak do tej pory jej nie puściłem. Wychowałem się nad jeziorami. Wędkowałem na nich o każdej porze roku. Nurkowałem, sondowałem, z lodu robiłem stanowiska. Znałem każdy skrawek tych jezior, każdego wędkującego. Nawet tych, którzy przyjeżdżali tam raz na jakiś czas. Byłem tam codziennie, przez jezioro wracałem ze szkoły, na nockach odrabiałem lekcje. Do tego prace związkowe, kontrole SSR. Wyniki miałem, owszem. Łowiłem wszystkie gatunki. Były lata, że czułem się królem łowiska. Żaden miejscowy starszy wędkarz, łowiący tam od dziesięcioleci nie miał szans. Teraz próżno tam szukać 40-centymetrowych płoci i 50-centymetrowych linów. Nie złowi ich ani 80-letni wędkarz pamiętający czasy, kiedy ten zbiornik powstawał, ani zaopatrzony w kamery i echosondę tropiciel. Można sobie posiedzieć i podłubać małe płoteczki i skarłowaciałe leszczyki. Eutrofizacja zbiornika postąpiła bardzo mocno. Wiele stanowisk przestało istnieć. Ja zaś nie mam czasu być nad wodą każdego dnia. Czy nie upoważnia mnie to do oceny, że w porównaniu do lat 90. jest to bezrybie?
Wiedząc, że w wędkowaniu kluczowe są miejsce i czas, a nie zapach dumbellsa czy marka wędki, szukam po prostu innych akwenów, gdzie można rozwinąć skrzydła. Do tego też zachęcam wszystkich kolegów, którzy z sentymentu łowią na znanych im wodach i mimo ich dobrej znajomości nie mogą osiągnąć zadowalających efektów. To tak jak z pracą. Czasem warto się poświęcić i poszukać czegoś nowego. Podjąć ryzyko. Może okazać się, że taka zmiana odmieni nasze życie.
Jeszcze odnośnie samego artykułu Michała.
Kiedy byłem młodym wędkarzem i czytałem artykuły wędkarskie, to często specjaliści z gazet pisali, że ryby należy szukać np. na stromych spadach albo na głębokości 7-8 metrów. Zastanawiałem się wtedy, jak ktoś może pisać, że
należy, skoro na moim jeziorze w najgłębszym miejscu jest 2,5 metra i nie znam żadnego stromego spadu. Wszystko jest gładkie, jakby szpachlą przejechał. Kiedy indziej miałem szukać miejsc z zielskiem. Hmmm... tylko, że na jednym z moich jezior było samo zielsko i ciężko było znaleźć miejsce bez niego

Dlatego dobrze, że Michał na początku swojego tekstu zaznaczył:
Nadmienię,że są to tylko i wyłącznie spostrzeżenia prywatne ,wyniesione z mojego doświadczenia nad wodą,a konkretnie dwóch naturalnych jezior o powierzchni 105hektarów i około 1450hektarów.
Niestety, większość tego typu artykułów/poradników pisana jest w taki sposób, jakby jedynie autor miał najlepszą wiedzę, znał sposób na obfite połowy i był najlepszym specjalistą, który poucza innych. W ten sposób prezentowanych jest wiele produkcji na YT. Z przesłaniem "Patrzcie i uczcie się!". Ale może to dlatego, że głównie są to ludzie młodzi. Z czasem nabiorą pokory wobec siebie, swoich umiejętności i wędkarstwa, którego nie da się zamknąć w ramach najlepszego poradnika

A propos artykułów - mamy w planach uruchomić nowy konkurs, do którego wszyscy będziemy zgłaszać wpisy swoje i/lub innych kolegów, a potem na nie głosować. Nie muszą to być poradniki. Mogą to być recenzje, opowiadania lub po prostu pomocne wpisy, mające dla nas dużą wartość. Póki co koledzy z administracji pracują nad regulaminem tego konkursu.
Ja w wolnym czasie ślęczę nad naszą nową stroną główną. Długo to wszystko trwa, ale sam się tym zajmuję. Nie chcę też poganiać realizującej zlecenie firmy, bo przeznaczone pieniądze też nie są wielkie. Robione jest konieczne minimum, bez którego, z uwagi na ograniczenia czasowe, nie dałbym rady.
Tak więc zachęcam do tworzenia!
