Witajcie. Jestem początkującym wędkarzem. Od dwóch miesięcy poławiam sobie na jeziorze Margonińskim. Korzystając z uprzejmości wuja używam jego miejscówki do łowienia (pomost). Na odległości 40-50 metrów od brzegu ma on ustawiony znacznik, w obrębie którego dwa razy w tygodniu nęci, głównie kukurydzą. Łapie tam naprawdę ładne leszcze, po 2,5kg nawet do 3 kg. No i właśnie tu zaczynają się moję wątpliwości. Zdarza się duży leszcz, ale stosunkowo rzadko. Dużo częściej zdarzają się małe leszcze po 20-25 cm. Mój sprzęt to wędka method feederowa o cw 20-60g, podajnik mikado 20g ( small/medium, nie wiem ), zanęta dynamite baits marine halibut i pellet skretting 2mm/4mm. Tutaj zaczynają się moje pytania.
1. Czy jest jakiś sposób na zmniejszenie ilości brań drobnej ryby? Na logikę im więcej zanęty rzuconej punktowo, tym drobnica szybciej się naje, a większe kawałki, czyli np. pellet 4mm, zostanie dla dużej ryby, która w teorii w końcu powinna się pojawić. Praktyka jednak nie zawsze tak wygląda. Małe leszcze potrafią nawet wziąć na duży hak i podwójną przynętę, więc myślę, że taki pellet 4mm to dla nich nic wielkiego.
2. Czy nie lepszym pomysłem było by zastosowanie większego i cięższego podajnika? Może jakiś konkretny model?
3. Leszcze leszcze i jeszcze raz leszcze. Szczerze powiem, że leszcze mi już zbrzydły i chcialbym zapolować na amura albo karpia. Wiem, że w tej wodzie są na prawdę duże ryby, natomiast problemem jest moja miejscówka. Do najbliższego brzegu od znacznika ( pomijając mój ) jest jakieś 70/80 metrów, podobnie jak do trzcin, do których bardzo ciężko się dostać. Woda wokół znacznika ma około 5 metrów głębokości. Zastanawiam się, czy jest w ogóle opcja, że karp może podejść w takie miejsce. Co o tym myślicie? Jest jakiś trik który mógłby go na to skusić? Czy pozostaje tylko zmiana miejscówki? Dodam, że znajomy sondował wodę i faktycznie wyszło, że największe ryby są przy trzcinach.
Na razie to tyle, później pojawia się następne pytania. Dziękuję za odpowiedzi!