To jest właśnie temat, który chciałem już dawno poruszyć. Ostatnio jednak mało miałem czasu na udzielanie się na forum, bo głównie siedziałem nad stroną główną.
Ja od bodaj dwóch lat używam tylko biegu wstecznego. Skłoniły mnie do tego obserwacje poczynione przez Mariana i przedstawione przez niego w serii wpisów na forum. Postanowiłem zobaczyć, spróbować. A po pewnym czasie ocenić efekty. I one są. Niezaprzeczalnie. Rezygnując z używania hamulca, nie tylko przy walce z rybą, ale również przy innych czynnościach związanych z wysnuwaniem żyłki, w znaczącym stopniu ograniczamy skręcenia i żyłka zachowuje naprawdę świetną formę.
Oczywiście, nie każdemu z nas musi na tym zależeć. Wędkowanie ma sprawiać nam przyjemność, o czym też wspomnieli koledzy wyżej. Jeśli ktoś lubi walczyć na hamulcu i nie zamierza się co chwilę kontrolować przy wysnuwaniu żyłki, to trudno, żeby z tego rezygnował z hamulca i się męczył. Może od czasu do czasu użyć metody odkręcania żyłki lub po prostu częściej ją wymieniać.
Pierwsze moje próby odbyły się na prywatnym zbiorniku należącym do pewnego przedsiębiorcy, który posiada ponad 50 ha lasu, a w tym lesie jest jezioro, do którego napuścił sobie masę karpi. Sam nie wędkuje, ale - jak powiadał - lubi, kiedy idzie przez te tereny, poluje i słyszy chlapiące się w wodzie ryby

Możecie sobie więc wyobrazić, co tam się działo, kiedy wszedłem tam z metodą. Nie były to wielkie karpie. Takie do 4 kg. Ale pierońsko waleczne. Ja zaś sprzęt miałem raczej delikatny. Tak więc początki były takie, że trochę miałem ręce poobijane przez kabłąk podczas kontrolowania kołowrotka. Powoli jednak się uczyłem i próbowałem różnych sposobów. Jeśli miałbym mocniejszy sprzęt, to zapewne oddawanie rybie żyłki odbywałoby się w mniejszym zakresie, ale może nawet dobrze, że mogłem z każdą rybą wypróbować tę metodę. Przy okazji testowałem uwalnianie żyli z klipa. Uskuteczniłem bodaj 3 takie wyprawy. Później już mi się znudziło łowienie samych karpiszonów. Wielka szkoda, bo piękne miejsce. No i sam na rybach.
Wyobraźmy sobie, że łowimy bolonką, która ma 5 metrów. Zarzucamy na odległość 10 metrów. Tak więc używany przez nas odcinek żyłki jest stosunkowo niewielki. I za każdym razem, kiedy rozkładamy wędkę, wyciągamy kilka metrów żyłki z kołowrotka na hamulcu. Do tego jeszcze od czasu do czasu popuścimy jakiejś rybie. Jeśli jeszcze do tego mamy małą szpulkę w kołowrotku, co często ma miejsce przy spławikówce, to na tym krótkim odcinku ma prawo kumulować się sporo skręceń. Myślę, że właśnie spławikowcy mogą bardziej boleśnie tego doświadczać.
Dlatego od tamtej pory zawsze otwieram kabłąk, kiedy rozwijam wędkę. Lub rozwijam żyłkę na biegu wstecznym (choć tutaj już trzeba bardziej uważać na niekontrolowane ruchy rotora).
Czasem, kiedy walka nie jest bardzo mocna, można jedynie kontrolować ją korbką kołowrotka, przytrzymując i, kiedy trzeba, kręcąc do tyłu.
Zapewne gdybym łowił duże i bardzo duże ryby, nie bawiłbym się w walkę na biegu wstecznym. Przy karpiowaniu często zarzucamy daleko lub wywozimy, luzujemy hamulec lub włączamy wolny bieg, bo nie siedzimy cały czas przy wędce, a zacięta ryba może pociągnąć agresywnie. To już inny rodzaj łowienia. Mamy też kołowrotki o dużej średnicy szpuli. Tak więc powstaje mniej skręceń przypadających na dany odcinek żyłki. Choć w sumie przy holu czasem można by trochę powalczyć na wstecznym biegu, bo teraz mamy tak mocne wędki i tak mocne żyłki, że taki karp 10 kg to często nie wymaga specjalnie dużego luzowania podczas walki. Ale przy lżejszym feederowaniu i spławikowaniu warto wypróbować tę technikę, ograniczając użycie hamulca nie tylko podczas walki, ale też podczas montażu/rozkładania/składania zestawu/wędki.