Oooo Panie! Co tu się wyrabia?

Kota nie ma, to myszy harcują

Nawet nie wiem od czego zacząć... Co Wy z tą Stellą ?
To, że droga, nie znaczy, że jest ósmym cudem świata. Wszystko można zepsuć, źle użytkować, każdy młynek ma jakieś wady. Niejedną zajechaną Stellę miałem w rękach. Zarówno nowszą jak i starsze wersje. Aczkolwiek uszkodzenia zawsze wynikały bezpośrednio z winy właściciela, który to właśnie myślał, że jak płaci 2-3tys zł, to może rwać konary z rzeki kręcąc tylko korbką.
Każdy kołowrotek, ale to każdy, można zepsuć i zajechać, to nie podlega dyskusji.
Kołowrotek pod aktywnym feederem nie ma lekko, ma ciężko, może nawet ciężej niż pod spinem.
Wszystkie czynności podczas wędkowania, które obciążają przekładnię prowadzą nieuchronnie do jej zużycia. W zależności od tego jak twarda jest przekładnia i jak sztywno osadzona w obudowie zużycie te nastąpi szybciej lub później.
Tak więc hole sporych/silnych ryb odbywają się głównie za pomocą wędziska i pracy hamulca, zresztą samym kołowrotkiem nie widzę za bardzo możliwości wyholowania takich ryb. Mniejsze ryby już prędzej. Małe ryby.... no właśnie
Przyznać się kto zwija leszczyka, płoteczkę czy innego gada samym młynkiem ? Ja niestety tak

Druga rzecz. Zwijanie zestawów.
W spinie wiadomo jak to wygląda. Ciągłe rzucanie i zwijanie, do tego opór pracującej przynęty, czasem nurt.
A feeder ?
Rzucamy pełny, zwijamy pusty, ok, pełna zgoda. Tutaj jednak jest coś jeszcze. Odległość, czasem 30, 40, 50, a może i pod 60m (dalej to już chyba long casty raczej, które konstrukcję mają mocniejszą jednak), do tego głębokość łowiska, grubość żyłki i jej opór, a na to wszystko, muł, glina czy inna moczarka. Czasem poderwanie zestawu z dna, to niemal silne zacięcie. Na rzekach dodatkowo nurt.
Aktywny, współczesny feeder to naprawdę ciężka praca kołowrotka, dlatego wymiany przekładni to chleb powszedni w takich maszynach.
Czy jest coś jeszcze? Ofkoz

Rzucanie na klipie

Na przekładnię bezpośrednio nie oddziałuje, ale po osi głównej tak "ciągnie", że posuw szpuli i elementy powiązane doznają konkretnego wstrząsu.
Przekładni nie zużywa holowanie ryb - no chyba, że bardzo nieumiejętne. Przekładnię zużywa wszystko pozostałe.
Co ja z tą przekładnią?
To najważniejszy element, silnik i serce młynka. Z niej płynie moc, sprawność, kultura pracy.
Dobrze zbudowane maszyny mają ogarnięte hamulce, obudowy, przełączniki czy pokrętełka, także korbki (nie zawsze).
Tutaj nie do końca liczy się tylko wysoka cena, uznane konstrukcje (niekoniecznie uznanych producentów, aczkolwiek....) nawet w niższych półkach cenowych nie mają problemu z takimi detalami.
Te niekoniecznie uznane- już tak. A to dźwignia się ułamie, a to sprężynka, a to z kolei korbka ma osadzenie z plastiku...
Elementy napędu to już bardziej skomplikowana sprawa.
Odpowiedni stop, jego odpowiednie zagęszczenie, sposób obróbki, budowa kół i pinionu, cały system posuwu szpuli, który nie tylko wpłynie na nawój i dobre rzuty, ale też w pewien sposób przejmuje (lub nie) część obciążeń przekładni głównej. To niestety jest zaawansowana technologia. Ktoś nad tym siedział i ktoś na to wyłożył pieniądze, więc takich technologii za bezcen nie daje.
Dlatego próżno szukać wysokiej jakości przy niskiej cenie.
Oczywiście są rodzynki, które przy niskiej cenie cechuje dobra praca, czy niezła wytrzymałość i żywotność, ale z reguły to pojedyncze konstrukcje, sprawdzające się pod konkretną techniką.
Przy niższych cenach kołowrotków zazwyczaj patrzy się na stosunek ceny do jakości, często bierze się pod uwagę trwałość konstrukcji, brak awarii. Nie ma się co łudzić, tam nie będzie nowoczesnych rozwiązań i świetnych materiałów. Plusują w takich wypadkach proste rozwiązania typu bardzo sztywna obudowa, lub solidny kawałek metalu z zębami zamiast filigranowej zębateczki.
Wracając do Stelli.
Jeśli ktoś chce używać do feedera, to ja przeszkód nie widzę. Co się niby może stać? Kołowrotek jest sztywny, bo metalowy, przekładnia jest wzmocniona, nawój bardzo dopracowany, płynny hamulec, ładna kultura pracy. Też to wszystko ma swoją trwałość, ale jak użytkownik ma głowę na karku, to nie zarżnie go szybko, będzie się cieszył wieloma sezonami dobrej pracy i płynności, doceni hamulec, nawój, masę własną... Poza tym to jednak Shimano, czyli dobry dostęp do części.
Mając naprawdę spory budżet, ja miałbym inne młynki na celowniku, ale może też dlatego, że kieruję się innymi potrzebami, lub też wędkuję w inny sposób.
Daiwy ze szkockiej oferty się przewijają w wątku.
Ja ich zwolennikiem nie jestem. Dla mnie najbardziej sensowna w ofercie jest TD Feeder i TDR, ale nie o tym.
Żadna, podkreślę
żadna z tych maszyn nie ma dobrej jakości przekładni. Przy cenie jaką ma TDX (Tournament) to wręcz kpina. Płaci się chyba głównie za dodatkowe szpule, śliczne klipy i fabryczne quick dragi, oraz korbkę z patentem szybkiego składania. W środku niestety jest technologia z oferty ogólnej Daiwy, z pułapu 350-450 zł.
Trochę ciężko odpowiedzieć mi na wszystko co jest w wątku, panuje lekki chaos.
Jakby coś możemy dyskutować dalej, może pójdzie to teraz bardziej na bieżąco.