Masz także do stracenia, czy raczej do zyskania... kosę pod żebra/rozwaloną gębę lub samochód. Zależy na kogo trafisz i ilu ich jest.
Każdemu się wydaje, że jest Khalidov albo Tyson, szczególnie przed monitorem. Kolejny argument, to np. "warto mieć przy sobie maczetę". I co potem? Odrąbiesz nią komuś rękę lub głowę, jak się przyjdzie bić, bo mu łódkę rozwaliłeś? Czy może skończysz z własną maczetą w dupie (własnej), jeśli przeciwnik będzie starszym mistrzem osiedla w walce na maczety?
W realu to są bardzo trudne przypadki. Sam wtedy nie wiem, jak się zachować. Zwrócenie grzecznie uwagi często kończy się ogromną awanturą. Przeważnie taką samą, jak gdybyśmy zaczęli rozmowę od: "Wypi..., jeb... kondonie z mojego łowiska!".
Może robię z siebie miękką faję, ale ja w takich wypadkach zwyczajnie odpuszczam. Ryby to dla mnie relaks, a nie walka o ogień. Mam 110% racji, druga strona reprezentuje sobą skumulowane chamstwo całego świata... ale gra nie jest warta świeczki.