Ja nie odnoszę się do zawodów wędkarskich, i wyraźnie o tym piszę

To oczywiste, że na zawodach, gdzie rybostan jest słaby, nie powinno się stosować samych zanęt i dłubanie jest obowiązkiem, tworzenie się chmury też ma tu znaczenie, ryba jest ostrożna, wyczuwa presję. Pytanie tylko po jakiego grzyba takie przepisy? Komu one służą? Celem powinno być jak największe obłożenie zawodów, tak aby sponsorzy weszli w to na maksa, aby organizowali duże imprezy. U nas nie ma gdzie ich robić, komercje są małe a wody PZW kiepskie. Choć takie Opole dysponuje odcinkiem Odry do zawodów na ponad 100 zawodników, a jest jeszcze Kanał Ulgi i drugie tyle miejsc. Gdyby było tam więcej ryby...
Mój problem to brak zrozumienia przez włądze PZW po co są zawody i po co się popularyzuje takiego feedera. Tym capom się wydaje, że mamy robić sport na obraz tego olimpijskiego, z kwalifikacjami i zawodami na poziomie okręgów a potem kraju. Ale po jakiego grzyba? Wystarczy dać wolną rękę firmom i wybrać ludzi do kadry, którzy sami wybiorą kto startuje. A u nas wszystko jest jakby podporządkowane tworzeniu kadrym, i już błąd powstał na początku, kiedy dowodził tym Iwański i chłopaki z Matrixa chcieli pojechać na MŚ, sami płacąc za swój wyjazd.
Dlatego potrzeba prostego regulaminu, który otwiera drzwi tysiącom wędkarzy do zawodów, i który jest łatwy do opanowania dla sędziów i zawodników, gdzie nie ma bzdurnych limitów i ograniczeń. Jak na MŚ w RPA, gdzie łowi się mniejsze karpie dziwacznymi technikami, bo komuś we Włoszech się coś poprzewracało w głowie. No ale tacy Iwańscy, Machy i inne Misie nie mają wizji, to ludzie wychowani za komuny i przez PRL, i takie mają podejście, co widać było w szkoleniu młodzieży, którą na chama się wpychało w sport spławikowy i dalej pcha

A sprawa jest prosta. Jak woda jest słaba, to gliny i ziemie są praktycznie obowiązkowe, i ludzie będa je stosować. Jednak na wodzie komercyjnej już nie, i to jest właśnie to, że wędkarz sam się dostosowuje, jak w UK. I wybiera się do kadry tych co wygrywają zawody, a wybór to nie kwestia głównie wygranej w zawodach rangi MP, gdzie można wygrać mając szczęście. Całę szczęście to się trochę zmieniło, jednak cały bagaż pozostał.
I o to chodzi, im więcej zawodów, tym więcej no killów, czyli dobrych łowisk (dbały by o to same okręgi, bo na tym by zarabiały), więcej podejścia gdzie łowi się dla pasji a nie mięsa, do tego sponsorzy sami by zaczeli konkurować miedzy sobą o to kto zrobi lepsze zawody czy festiwal, zawodnicy zaś mieliby o co walczyć, nie jak w PZW, gdzie często w okręgach robi się imprezy feederowe z musu i mają fatalna oprawę, zaś nagrody są kompromitujące. Ale sponsor musi mieć w tym interes, a wiadomo, że wielu działaczy ma też swój dzisiaj, i pozostajemy w takiej epoce PRL-u, mamy to co mamy. A komercje kwitną, jak Batorówka, jest mega parcie na takie wody. Zamiast je tworzyć w PZW, to się z nimi walczy, jak robi to prezes Miś w Opolu, a gość jest wiceprezesem PZW odpowiedzialnym za szkolenie młodzieży! Gdzie ją szkolić? Na kanale Azoty w Kedzierzynie, gdzie były członek kadry Polski feedera nie łowi żadnej ryby jednego dnia, a wyniki są po prostu fatalne?
Dlatego mamy komplekswy problem, i moim zdaniem trzeba działać tutaj w inny sposób. Należy powołać organizację która reprezentuje interes wędkarzy polskich, i sami wyczynowcy powinni się tu ogarnąć. I dogadać z biznesem wędkarskim, którym popularyzacja zawodów jest jak najbardziej na rękę. A jeśli w grę wchodzą Polskie WOdy a nie tylko PZW, to jest już co organizować. I nie chodzi aby walczyć z PZW, tutaj, ale zmieniać i wskazywać kierunki. A nie polegać na gościach bez wizji, z mentalem rodem z PRL-u, którzy traktują związek jak dojną krowę, którą można dopasować pod siebie (czyli pod działaczy a nie wędkarzy). Polecam zerknąć dziś na kadrę spławika na ME i MŚ. Czy wielu się przejmuje kto tam pojedzie, jakie zawody mają mieć miejsce aby wyłonic kadrę? Kaman, wędkarze mają już to w rzyci, mają często po dziurki w nosie tych zawodów z poprzedniej epoki.I to jest włąśnie to, związek ma się dopasowywać do wędkarzy a nie wędkarze do związku, kierowanego przez komuchów i esbeków raz tych, co postanowili się nachapać, jak myśliwy spod Rzeszowa, który nie ma oporów aby do 22 tysi, które wziął za miesiąc pracy na jednym z wielu stanowisk jakie piastuje, dorzucić 1750 zeta kilometrówek. No bo mało zarobił, co to jest 22 tysiące za jedną z wielu funkcji (ile kasy dostał łącznie?). Wydaje mu się, że jest Obajtkiem w Orlenie? A związek przypomnę, wg statutu 'opiera się na pracy społecznej jego członków'.
Więc to nie jest tylko dyskusja o glinach i zanętach, ale o tym do czego dopasowujemy feedera, mega popularnego. Tworzymy reguły, które będą go tylko dobijać, tak jak dobijany był spławik przez 20 lat i z którego wielu wyczynowców daje drapaka i wchodzi w feedera, bo tu jest kasa i możliwości. Wielu najlepszych zawodników dziś pracuje w wędkarstwie, i bynajmniej nie chodzi tu o glinu, ziemie i dżokersy, liczy się ich wiedza ogólna.
Liczę, ze powrót do Polski Przemka Solskiego coś zmieni

Dawid, co do twojego tekstu to ogólnie się zgadzam z tym co piszesz, oprócz tego, ze białe nie wydostają się podajników do białych. Zapewniam, że opuszczają go w błyskawicznym tempie. Na rzece zarzucenie takiego koszyka i ściągnięcie go po kilku sekundach powoduje, że już wraca pusty, na wodzie stojącej ma to miejsce tylko troszeczkę wolniej, przy czym czynnikiem ważnym tu jest temperatura wody. Jak jest ciepła i białe są ruchliwe, to uciekają bardzo szybko. A zawsze jest możliwość powiększenia otworów jak i zaklejenia ich
