Wiesz, ja napisałem tylko to, że możesz zdawać. Moja opinia na ten temat to całkiem inna sprawa.
Odnośnie kierowców to też mam kilka swoich wniosków. Odnośnie zależności wieku do kategorii to nie uważam, żeby to było czyms aż tak bardzo złym. Dla mnie największy problem leży w systemie badania i szkolenia. Psychotesty, mam wrażenie, że nie sprawdzają zbyt wiele. Chyba oprócz tego czy nie jesteś kompletnym debilem, który cudem nauczył się czytać.
Zgadzam się z tym. Jednak pozwolę sobie wtrącić trzy grosze co do wieku - no może nie tyle co samego wieku, ile połączenia wieku i stażu za kierownicą. Nie wiem czy pamiętasz, lat temu chyba 10, lub 12, padła propozycja nowelizacji Prawa o Ruchu Drogowym, w którym to miał pojawić się zapis mówiący o tym, że osoba, która uzyskała prawo jazdy kategorii B (w określonych widełkach wiekowych), mogła prowadzić auto tylko i wyłącznie w towarzystwie osoby, która posiada prawo jazdy minimum X-czasu. Podniosło się wówczas straszne larum, którego to źródłem byli młodzi kierowcy. Owi kierowcy wręcz krzyczeli, że nie po to "robią prawo jazdy", żeby później jeździć w towarzystwie rodzica. Jakiś czas po tym pomysł upadł. W mojej opinii - źle się stało.
Wiadomo, że puszczenie ciężarówką kogoś, kto przejeździł w swoim życiu tyle co na dwóch kursach i dwóch egzaminach jest skrajną głupotą i powinien być wymagany staż w posiadaniu prawa jazdy. A taka sytuacja jest jak najbardziej możliwa. I to jest dla mnie przerażające. Że wypuszczane na drogę są nie osoby młode, ale takie, które nie miały styczności w wieloma sytuacjami na drodze. Nie mają żadnego doświadczenia w jeździe więcej niż 40km/h, nigdy nie jechały poza miastem, o autostradzie nawet nie mówiąc. Szkolenie kierowców jest po prostu absurdem. Tak samo jak to, że pozwala się zdawać komuś kilkadziesiąt razy egzamin, w sumie aż do skutku.
Nie uważam, że z racji tego, że jestem mam prawo jazdy to powinienem być jakiś wyjątkowy, ale wg mnie, wiele osób, które jeżdżą, nie powinny prawa jazdy posiadać chociażby przez problemy z agresją, ze strachem, z brakiem orientacji w warunkach drogowych itp.
Posłużę się nie do końca, ale cytatem, który kiedyś powiedział mi mój tato.
Opowiadał, jak wyglądał egzamin na prawo jazdy na przełomie lat 70 i 80-tych XX wieku. Nie będę rozpisywał się na temat szczegółów, ale konkluzja: Po egzaminie, który zdało 95% przystępujących do egzaminu państwowego, zorganizowany był "skromny" poczęstunek dla wszystkich uczestniczących w tym wydarzeniu. W pewnej chwili egzaminator wstał, poprosił o ciszę, po czym powiedział: "Proszę Państwa, w dniu dzisiejszym, na egzaminie potraktowaliśmy wszystkich was ulgowo. Każdy z was wie, czy zdał egzamin, czy nie. Ale proszę mi wierzyć, prawdziwy egzamin zdacie w życiu, na drodze".
Te słowa przyświecają mi cały czas, przez czas od kiedy mam prawo jazdy. I za każdym razem na drodze przekonuję się o prawdziwości, o mądrości życiowej tych słów.
Dziś? Dziś był miał 3 "dzwony". I to z tak błahej przyczyny - "o curwa! mój zjazd, zapomniałam/zapomniałem" - i co? Ano sru, z lewego na prawy, w klocki mi przed zderzakiem. Cóż mi zostało? Przyłożyć w pedał, długie, uwiesić się na "titku" i przewieźć takiego kretyna parę metrów. Dobrze, że było w miarę przyczepnie, że jeszcze "ABS na prowadzącej nie przepuścił" i dzięki temu było jeszcze trochę zapasu w sile hamowania.
Cóż dużo pisać, trzeba byłoby się ze mną wybrać w jedną, dwie trasy po naszym pięknym kraju. Z góry inaczej widać. O wiele więcej. I wyraźniej...
Eeeee.... chciałbym tylko zauważyć że posiadanie prawa jazdy które upoważnia do kierowania 40-tonowym kolosem wcale a wcale nie oznacza że taka osoba będzie tym kolosem jeździć.
Takie ciężarówki tanie nie są... już nie mówiąc o OC które jest "od pojazdu" a nie "od kierowcy".
Pozwolę się nie zgodzić z Tobą w tym temacie. Mamy naprawdę spory deficyt kierowców zawodowych. Zarówno tych, którzy obsługują trasy dalekobieżne (popularna międzynarodówka), tych, którzy pracują w dystrybucji (jazda wokół komina), oraz tych, którzy kursują przez pięć, sześć dni w tygodniu po całej Polsce. W chwili obecnej wystarczy, że masz "kwity na papiery": C, C+E, kod 95, kartę kierowcy i możesz śmigać. Naprawdę do zawodu kierowcy trafiają tak przypadkowi ludzie, że głowa mała. Można by napisać niezły elaborat. Osobną kategorię stanowią kierowcy zza wschodniej granicy. Często-gęsto mają kupione kwity i tu w Polsce uczą się jeździć. Złapią trochę praktyki, skasują kilka aut (bo on nie podumał) i pojedzie do Niemca jeździć. Za lepsze pieniądze.
A to, że ciężarówki nie są tanie... Nie jest tajemnicą, że zestawy warte są całkiem ładne pieniądze. A jeśli jeszcze dodamy do tego transport specjalistyczny (przewóz ADR, transporty nienormatywne - "gabaryty"), nadto wartość samego ładunku, który przewozimy - myślę, że za wartość tego, co mamy pod opieką, można kupić niezły domek w górach, albo atrakcyjny apartament nad morzem...
Tak dla zobrazowania: ciągnik siodłowy wartość ok. 200-250 tys. zł. Cysterna 250 tys. zł. Kolega ostatnio wiózł produkt wartości 100000EUR. Kwota robi się ładna, co nie?
Sam kiedyś miałem załadowany we Francji towar wart 1 000 000 USD. Z chwilą, gdy zobaczyłem fakturę (siłą rzeczy musiałem ją mieć w dokumentach przewozowych - musiałem dostarczyć do odprawy celnej), zrobił mi się ciepło. Bardzo ciepło...