Daniel, nikt tu na nikogo winy nie zwala. Sama nazwa jest prowokująca, ale taki był cel.
Chodzi o wzbudzenie pewnej refleksji, wyłamania się z ogólnego trendu. Mnie nie interesują karpie, uważam, że szkodzą. Mam inną definicję wędkarstwa, która opiera się na instynktach łowieckich, na przyrodniczym zrozumieniu wody, a nie okazach i czuciu ryby na kiju.
Moją idealną wodą jest woda, gdzie nie ma zarybień w ogóle. Taka wędkarska, naturalna przyrodniczo oaza. Musicie Panowie zrozumieć, że wędkarstwo, to nie tylko ryba na haku, przynajmniej nie dla mnie. Rozumiem, że sytuacja z polskimi wodami jest trudna (heh, delikatnie ujmując), jednak chcę, by wody wróciły do swojej dawnej postaci. Karp dla mnie, to działanie doraźne, maskujące lenistwo i niekompetencję osób odpowiedzialnych za wędkarskie wody.