Dziś wypad na Maślankę w Psarach między Kaliszem a Ostrowem

Pod opieką miałem "młodego" adepta wędkarstwa czyli mojego wujka: rzucać potrafi, podajnik nabije, holuje poprawnie, sam sobie podbierze i zwykle da radę sam odhaczyć i wypuścić. Powiedziałbym, że należy już do starszaków
Nie chciało mi się wstawać by być na miejscu o 6, dotarłem na 6:30 i niestety zaplanowana miejscówka przy wpuście wody gdzie jest głębiej i więcej tlenu były już zajęte przez wędkarską patologię o której później. Wiedziałem, że nie ma co siadać obok ani na przeciwko nich bo będą mnie irytować i przeszkadzać w łowieniu. Usiadłem więc na środku, ogarnąłem się i zacząłem łowić czekając na wujka. Zanim przyjechał o 8:00 miałem na rozkładzie 3 karpiki w przedziale 2-4kg.
Wujek dostał wędkę z metodą, skrettinga oraz pudełko wszelkiej maści solbaitsów i od razu zaczął łowienie. 1 branie - spięty jesiotr, 2 branie ładny karp ok 4kg. Zaczęło się tak dobrze, że odmówił używania 2 wędek

ja też musiałem jedną odłożyć bo nie byłem w stanie jednocześnie go nadzorować, holować na 1 lub 2 wędkach i uważać na wędkarską patolę...
W "patoli" powiem tyle, że łowili na sygnalizatory ustawione na maksa, zacinali z krzyża z potężnym JEB! i dziwili się że połowa brań pustych, przerzucali innym zestawy (mi na szczęście nie), podrzucali pod tych którym brały, ryby wrzucali do wody z ręki i to nie jakoś delikatnie tylko z metra na główkę. Mam też podejrzenie że łowili na zadziorowe duże haki, bo 3 ryby z zestawami wyłowiłem, haki były nowe i przynęty by się zgadzały z tymi których używali... Niby na łowisku monitoring, niby jest obsługa a wszystko to trwało przez prawie cały dzień

U nas szło dobrze praktycznie cały czas, skretting działał wujkowi ze środka, ja odławiałem ryby na bombkę z kuku na 10 metrze i regularnie rzucałem pelletem pod brzeg co w późniejszym czasie, gdy bombka nieco osłabła (bo ktoś, a raczej 3 ktosi, zaczeło mi podrzucać swoje zestaw blisko mojej strefy łowienia

) dało mi łącznie 5 jesiotrów i kilka karpi. Poza tym trafił mi się pojedynczy lin, 2 czy 3 karasie i tyle samo małych amurków. Do 14 ja miałem 28 ryb, wujek coś koło 20 dzięki czemu zadowolony wrócił do domu. Patolka zaczęła rzucać w miejsce wujka, ja miałem spokój i skupiłem się na bombce. Z ciekawości odpaliłem nawet slow sinka i trafił się amurek

zwykła bombka była jednak szybsza i to na nią łowiłem już do końca dnia.
Łącznie zużyłem 3 puszki kukurydzy ( w końcu znalazłem tanią i dobrą do wędkowania kuku, polecam najtańszą z DINO

), pół kilograma skrettinga, pół kg allera primo (był chyba nawet lepszy do podajnika niż skretting) 3 przypony, bo jakimś cudem znikały mi z nich push-stopy mimo że pętelka była nienaruszona, pół tubki kremu do opalania i sporo nerwów na wędkarska patolę. Plecy bolą już teraz, ręce pewnie będą boleć jutro, ale wynik to równe 50 ryb, na pewno dobrze ponad 100kg. Głównie karpie w przedziale 2-5kg, o dziwo tych mniejszych było mało, jeden trochę ponad 6, do tego 8 amurów, z czego dwa takie po 5kg, 2 wzdręgi, 3 płocie, 1 lin i wspomniane 5 jesiotrów. Zdecydowaną większość czasu łowiłem na 1 wędkę, bo na 2 nie szło łapać, Najlepiej działała mi kuku bombka i łowienie spod brzegu, chociaż wujek zrobił wynik w 90% na zwykłą metodę nabijaną pelletem ze środka.
Mam dosyć wędkowania na długo, no tak do przyszłego tygodnia

w sumie nie szkodzi bo i tak jutro wyjeżdżam z babą i bez wędek :'(
Na fotach dumny wujek



