Luk, jak najbardziej wspieram Twoją walkę o lepsze wody, lepsze standardy w Związku itd.
Ale to co piszesz, to nie są postulaty dla PZW, tylko dla jakiegoś Monopolistycznego Związku Okręgów Wędkarskich. Jeżeli ktoś ma ochotę i czas tak ciężko tyrać, to czego szuka w PZW??? Niech sobie te osoby założą stowarzyszenie, wydzierżawią wodę czy wody i wtedy nie ma bata, żeby ktoś im siadał na miejscówkach czy wyławiał ryby. To by nawet wpisywało się w Twoje wychwalanie pracy społecznej itd.
Polski Związek Wędkarski powinien dbać o wszystkich wędkarzy, również tych, którzy podczas wakacji z rodziną chcą wędkować w innym okręgu. Nie po to, żeby temu okręgowi "wyjadać" ryby za pomocą dziesięciu wędek. Tylko wędkować w ramach (mam nadzieję nowych, dużo surowszych i rocznych) limitów. Tego chce polski wędkarz. I za to chce zapłacić składkę. Jeśli tej składki nie wystarcza na normalne utrzymanie wód w stanie dobrym, zapewnienie stosownej służby kontrolującej te wody i zachowania wędkarzy, to trzeba tę składkę podnieść a nie wprowadzać dyktat społeczników, bo oni dużo się napracowali.
A gadanie o łowieniu na 10 wędek jest czystą demagogią. Takie łowienie jest nielegalne, baz względu na to czy pochodzi się ze wspaniałego okręgu opolskiego czy z chujowego rzeszowskiego czy śląskiego. Argument na poziomie: a gdzieś tam biją Murzynów.
Tu apel do wszystkich reformatorów: przestańcie zakładać jakieś niezbyt liczebne sekty wyznawców jakichś skrajnych poglądów (praca społeczna i woda dla społeczników, absolutny no-kill itd.). Jeśli faktycznie zależy Wam na dobrych wodach i rozwoju (lub przynajmniej nie degradacji) wędkarstwa, to posłuchajcie głosu normalnego wędkarskiego ludu, którego jest cała masa - kilka razy więcej niż fanatycznych mięsiarzy, nokillowców i społeczników razem wziętych. Ludzi którzy chcą zapłacić za rybne, zadbane i pilnowane wody, którzy chcą zjeść 5 czy 10 ryb w ciągu roku (dla normalnej ludzkiej przyjemności, a nie z głodu, czy odzyskania pieniędzy za kartę). Którzy zapomnieli już o komunie (lub nigdy w niej nie żyli) i wiedzą, że za pracę należy wynagradzać. I nie boli ich dupa, że z ich pieniędzy sumienny strażnik zarobi 3, 4 czy 5 tysięcy miesięcznie jeśli się wykaże odpowiednią aktywnością. Którzy nie mają czasu, ochoty lub zdrowia, żeby zapierdalać społecznie, a potem płakać, że jakiś mięsiarz łowi na 10 wędek.
W tym scenariuszu, z mocną służbą kontrolną i niskimi limitami prawdopodobieństwo wystąpienia takich patologii kłusowniczych jest dużo mniejsze. Nie są również potrzebne żadne kosmiczne zarybienia i naukowe gadanie o tym, czy ta płoć lub leszcz "z miasta Łodzi pochodzi".