Luk, mnie zarzucasz, że jestem z "komuny" czy chcę jej powrotu, a sam opowiadasz, bez urazy, głodne kawałki o pracy społecznej członków, która jest sztandarowym hasłem tego okresu. W kilku poprzednich postach wyjaśniłem dlaczego wtedy to jeszcze miało jakiś sens w ujęciu krajowym. Pozwolisz, że nie będę się powtarzał.
Żeby było jasne, ja bardzo cenię ludzi udzielających się społecznie. Choć ciężko mnie uznać za obiektywnego, ponieważ sam pomagam dość wydatnie dwóm stowarzyszeniom, choć akurat nie związanych z wędkarstwem. Jednak te stowarzyszenia mają po kilkadziesiąt - kilkuset członków, a nie 600 tys, czy ponad milion, gdyby popatrzeć na wędkarzy, którzy mogliby również być w PZW, gdyby zmienić je na coś lepszego. I mają zasięg lokalny a nie ogólnopolski.
Spokojnie Kriss, niczego ci nie zarzucam! Napisałem, że chcesz 'komuny' a nie zę jesteś z komuny
A to spora różnica. Pozwól, ze coś wyjaśnię, i liczę na merytoryczną dyskusję.
Po pierwsze społecznictwo to nie jest tylko coś z czasów PRL-u. W PZW wędkarze dbają o własne wody, więc nie chodzi o to, że robią coś tylko dla innych, ale że robią dla siebie. Stąd tak ważne jest aby koła które opiekują się wodami miały więcej uprawnień niż te co nic nie robią. A teog nie ma. Dlatego niewiele jest dobrych łowisk, gdyż większość przychodzi na gotowe, co gorsza zostawiając po sobie syf i bezrybie. To ludzi dbających o łowiska szczególnie wkurza. W SSR też jest problem, gdyż wielu ludzi tam odbija się od ściany jeśli nie ma dobrej organizacji, wsparcia okręgu. I wypalają się bardzo szybko, stąd takie marne wyniki.
Więc pomyślmy jak sprawę załatwić. Jeśli koło opiekujące się wodą będzie miało pakiet miejscówek zarezerwowany dla swoich członków (np. 30% stanowisk), to wtedy już dużo się wydarzy. Gdyż wielu będzie chciało należeć do dobrych kół, a te wtedy będą miały więcej kasy i możliwości. I efektem jest rywalizacja, bardzo zdrowa. Słabe koła, a zwłaszcza te co nie opiekują się wodami tracą, i tak ma być! Podoba ci się taki projekt?
Kolejna sprawa to sam okręg i jego działanie. Otóż składki nie muszą być wcale wysokie aby mieć wiele rybnych wód. Tu trzeba odpowiedniej organizacji i przede wszystkim rywalizacji kół o której wspominałem. Jeśli koła będą zabiegać o wędkarzy, to wtedy jest 'wyścig'. To tak jak mieć kilka sklepów w okolicy które konkurują o klienta. Mamy wtedy lepsze ceny, milszą obsługę i tak dalej. W PZW teraz nie ma tego, jest kołchoz. Koło Elektrownia o którym wspomniałem boryka się z wieloma problemami. Pierwszy to olbrzymia presja na ich wodach no kill. Jeżeli zasuwasz w SSR-rze, sprzątasz, udzielasz się w czynach, to frustruje gdy nie ma miejsca nad wodą. Do tego włądze okręgu zamiast iść za ciosem i tworzyć kolejne wody tego typu pomagając innym kołom, walczą z tym kołem! Jest nagonka na nich, a co najlepsze, ich wody z których się rybę bierze, mają podwójne zarybienia. NIkt nie ma tylu ryb co oni, tak zadbanych łowisk, a pomimo to są dla wielu 'cierniem' w rzyci.
I tu właśnie można sporo zrobić, jeśli da się kołom rządzić po swojemu. Koło wcale nie musi podpisywać umowy z Polskimi Wodami, robić operatu. Wystarczy jeśli mają wpływ na to co jest w operacie, wsparcie okręgu. I szafa gra. Jeśli koło ELektrownia ma pod sobą sześć wód, a okręg ma 136 zbiorników i prawie 80 kół, to rachunek jest prosty. Oni wspaniale działają, do tego przynoszą nie lada zyski okręgowi. Mają kilkanaście ludzi w SSR! Więc można to powielać, ale włodarze to ludzie krótkowzroczni, o mentalności z PRL-u. CO lepsze ich przykład sprawił, ze wiele kół działa poodobnie. NIestety, doszedł do władzy pewien osioł i jest coraz gorzej.
Mnie zastanawia dlaczego tak wielu chce rozwiązania PZW zamiast jego naprawy? Tu przecież wszystko jest gotowe, można działać, jest opieka ichtiologiczna, i tak dalej i dalej. Polskie Wody nie są w stanie stworzyć rybnych zbiorników i szkoda, że tak niewielu to widzi. Na dodatek przy takim braku działania jeśli w PW pojawi się taka kasa, to i wały będą niesamowite. Polecam zobaczyć jak działają spółki skarbu państwa. Złodziejstwo, kolesiostwo i nepotyzm na każdym kroku.
Dlatego jeśli chcemy rybnych wód, to nie wystarczą chęci, tu trzeba działania. I nie chodzi o to aby nad wodą tyrać, ale aby wybrać rozsądne rozwiązanie. A obecnie jest masa ludzi co żądają dostępu do wód za śmieszne pieniądze. Sam chciałeś rybnych wód, móc gdzieś pojechać z dzieciakiem itp. Ale chęci i żądania to za mało. Nie można liczyć na to, że ktoś będzie zasuwał na nas. To nigdy w życiu nie będzie miało miejsca, ci ludzie się wypalą. A w kole Elektrownia wcale nie jest tak różowo, wielu tam się wypaliło po części. Jak się jest prezesem to co chwila ktoś ma pretensje, są naciski z okręgu. I mało kto podziękuje takim ludziom, wiesz? Za to jest wielu co ma pretensje, wręcz żądania, bo to przecież ich okręg i mają prawo łowić, a że zapłacili to mają też wymagania.
I jeszcze jedno. Ty się obrażasz za to, że ktoś napisał ci, zę chcesz komuny. A pomyśl o tych co zasuwają aby woda była zadbana, pilnowana - kiedy widzą, jak inni przyjeżdżają na gotowe i się panoszą, robią syf, zabierają ryby (z no killów) i jeszcz emają pretensje. Naprawdę tylko twardziele mogą długo tak działać, wypalenie się jest czymś naturalnym. DLatego trzeba szukać rozwiązań, żądania niczego nie naprawią.
Luk, z mojej strony jest zupełny luz i spokój. Ja prowadzę dyskusję, w miarę możliwości merytoryczną, i na pewno o nic się nie obrażam. Gdzież bym śmiał na szefa wszystkich szefów

Nawet jeśli czasem pojadę sarkazmem, to raczej tylko w odpowiedzi na dość zaczepne teksty i to bardziej w ramach rozluźnienia atmosfery. Nie chodzi o to, żebyśmy sobie skakali do gardeł, tylko próbowali szukać tzw. wspólnego mianownika.
Na wstępie zaznaczę, że ja niczego nie żądam. Na szczęście zostałem wychowany w ten sposób, że moja roszczeniowość jest na bardzo niskim poziomie. A tym bardziej nie żądam niczego za darmo, czy półdarmo.
Natomiast prawdą jest, że społecznik dla PZW raczej byłby ze mnie marny. I nie dlatego, że nie chcę, czy gardzę tym itp. Po prostu nie jestem w stanie się rozdwoić. Pracuję, mam rodzinę, coś tam podziałam społecznie itp. itd. Wędkarzem też jestem w zasadzie bardzo "niedzielnym" choć staram się podnosić swoje umiejętności.
Mam natomiast ten komfort, że na jakieś tam podstawowe drobiazgi mnie stać, bez konieczności wyrywania ich za półdarmo czy z pokrzywdzeniem ich producentów, czy sprzedawców. I dlatego mam pewnie trochę inne spojrzenie na pewien kult pracy społecznej. Wręcz twierdzę, że nadmiar pracy społecznej prowadzi do tego, co opisałeś w swojej wypowiedzi. Do braku szacunku ze strony beneficjentów tej pracy społecznej i frustracji tych, którzy tę pracę wykonali. Niestety jest w nas coś takiego, co powoduje, że nie doceniamy tego, co dostajemy za darmo. Mówiąc "nas" mam na myśli ogół społeczeństwa, nie Ciebie, mnie, czy innych czytelników tych moich wypocin. Ale ogół taki jest, niejednokrotnie się to potwierdziło i z tym musimy się chyba zgodzić.
Dlatego też nie trafiają do mnie argumenty, że można mieć dużo więcej pracując społecznie. Nie w skali szerszej, krajowej. Praca społeczna jest na swój sposób nieweryfikowalna i do grupy prawdziwych społeczników zaraz przyklejają się pasożyty, które na tych dobrych ludziach żerują i też żądają specjalnych przywilejów. Czasem, tak jak piszesz, pojawia się frustracja, niesmak, wypalenie. Ale to nie są wszystkie zjawiska, jakie się wtedy kreują. Istnieje jeszcze jedna grupa, która za ten brak docenienia zaczyna sobie sama wypłacać rekompensatę. Oczywiście w pełnym kamuflażu i pod "osłoną nocy". Wiesz co ostatnio powiedział wędkarzom w Rzeszowie Heliniak? Że on te wszystkie funkcje pełni społecznie i tyra jak wół dla ich dobra, a te wredne świnie coś mu zarzucają. To jest patologia, która powstaje gdy społeczna praca członków spotyka się z cwaniactwem, chamstwem i tzw. małym siusiakiem, czyli nieustającą potrzebą posiadania jakiejś władzy.
Wierzę w to co piszesz o kole Elektrownia i naprawdę jestem pełen szacunku i podziwu dla ludzi, którzy potrafią się skrzyknąć i prężnie działać, żeby mieć fajne wody. Ale to jest dobre na małą skalę. Co będzie jeśli tym ludziom damy do zarządzania cały okręg? Żeby sobie wypruli flaki, to nie dadzą radę "w pojedynkę" uczynić całego okręgu opolskiego takim jak swoje koło. Znajdą tylu chętnych, żeby zdziesięciokrotnić swoje szeregi uczciwych i pracowitych społeczników? Pewnie nie, ponieważ gdyby tylu ich było, to już by się do nich zgłosili lub zrobili to samo w swoich kołach. I nie można każdego wędkarza winić za to, że nie jest społecznikiem, bo nie każdy może sobie na to pozwolić. Co więcej, stawiam dolary przeciwko orzechom, że zdecydowana większość nie może sobie na to pozwolić i wolałaby, żeby dać ekwiwalent tej pracy w pieniądzu i otrzymać fajne wody. Nie cudowne, nie super zadbane, ale dobre, w miarę rybne. I powodowany tymi przypuszczeniami uważam, że nie powinno się w dużego stowarzyszenia opierać na doktrynie pracy społecznej.
Ale może da się wypracować jakiś kompromis w tym naszym odmiennym postrzeganiu kierunku zmian w Związku? Mam nadzieję, że tak i każdemu takiemu działaniu będę kibicował. A być może nawet jakoś wydatniej wspierał, jeśli będę miał chwilę czasu i jeśli będę do czegoś przydatny.
A przykłady o tym jak te kanalie z władz Związku potrafią ludziom brzydzić życie jest cała masa. Choćby mój krajan Lucio. Wiem, wiem, że nie jest on najlepszym wędkarzem na świecie

i nie jest idolem większości użytkowników tego forum. Mam podobne zdanie, jednak nie sposób odmówić Jemu tego, że się angażuje, działa i stara się zrobić coś, żeby było lepiej. Zrobili sobie w Rzeszowie koło Łowca i plany były bardzo fajne. Niestety odbił się od betonu jak gumowa piłeczka i już w kole nie działa. Co więcej, Rzeszów już chyba nawet nie jest jego "macierzystym" okręgiem. Zatem nie musisz mnie przekonywać do tego, że w Związku jest źle, żeby nie powiedzieć fatalnie.
I tez jestem zdania, że lepiej reformować, naprawiać, niż burzyć i zdawać się na łaskę polityków. Tym bardziej z frakcji, która polaryzację społeczeństwa, sianie nienawiści i jechanie na najniższych instynktach ma w zasadzie wypisaną na sztandarach.
O patolach, czyli kłusownikach, klakierach Misiów, roszczeniowych mięsiarzach i syfiarzach nie ma sensu rozmawiać. Dla nich ani Ty, ani ja nie będziemy mieć nigdy żadnej sensownej propozycji. Może poza dość popularnym ostatnimi czasy hasłem "Wypierdalać!"

Działać trzeba i tu nie ma najmniejszych wątpliwości. Tylko moim zdaniem w sposób dający szansę na zwycięstwo. Samo działanie dla działania, czy umieranie za słuszne idee kiedy nie ma się siły przebicia jest takim ... dość nieroztropnym bohaterstwem i nie przynosi nic poza ofiarami i frustracją.
Nie mam gotowej recepty, rzucam coś hasłowo na żer osób chętnych do zmian, przemyśleń, czy podzielenia się swoimi doświadczeniami i pomysłami.
A może trzeba właśnie zagrać jak WP i mięsiarskich i roszczeniowych dziadów wychujać? Zastosować techniki, które chwały nie przynoszą, ale jak uczy życie pozwalają osiągnąć cel. Naobiecywać, przejąć władzę i zrobić swoje tłumacząc się inflacją, wrogimi Niemcami, UE czy co tam nam jeszcze ślina na język przyniesie. Nie jestem fanem tego typu zagrań i ich nie stosuję. Ale jeśli brać wędkarska jest faktycznie złożona w większości z kołtunów, to może to być jakaś metoda.
Ja z założenia wierzę w ludzi. W to, że to społeczeństwo ma ogromne pokłady normalnych, myślących ludzi i problemem jest tylko to, że nie ma sensownego ośrodka, który by te masy aktywował. Ale nie będę ukrywał, że już nie raz na tej wierze się przejechałem