Autor Wątek: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie  (Przeczytany 19301 razy)

Offline MATCH 2000

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 245
  • Reputacja: 14
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo to moja pasja
  • Lokalizacja: Częstochowa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #15 dnia: 26.09.2015, 12:46 »
Witam wszystkich.Mój życiorys wędkarski zaczyna się w 1954r.w okolicznościach dla mnie tragicznych.Otóż 10.sierpnia tamtego roku w wieku 34 lat zmarł mój ojciec.Ja miałem 8 lat a mój brat 2 lata.Mieszkaliśmy wtedy na wsi ok.20km.od Częstochowy.Jakieś 10 może 15 dni po pogrzebie mój wujek (brat ojca) chcąc mnie chyba czymś zająć zaproponował pójście na ryby.(ani wujek ani nikt inny z rodziny nie wędkowali.)Poszliśmy do lasu uciąć kija na wędkę,w kiosku RUCHU wujek
kupił gotowy zestaw(kilka metrów żyłki z haczykiem i spławikiem) i poszliśmy na rybki nad rzeczkę,która płynęła jakieś 800m.od naszego domu.
Na tej wyprawie rybki łowił oczywiście wujek i (pamiętam) złowił 11szt. płotek ok. 20cm.Mama te rybki usmażyła i była wspaniała kolacja.
To był właśnie ten dzień,w którym zaczęło się moje wędkarstwo.Od tego dnia każdą wolną chwilę spędzałem nad rzeką,w której było bardzo dużo ryb.Dominował jelec i płotka,było też sporo klenia i kiełbika,a z drapieżników okoń i szczupak.Przez kilka lat łowiłem głównie kiełbiki i płotki.Przynętą były robaki kopane(glizdy) albo znajdywane w wodzie pod kamieniami lub w patykach.(nie będę tu opisywał ile razy wujek mi tę wędkę rozplątywał albo kupował nową żyłkę).W wieku 13-14 lat nauczyłem się wędkować z powierzchni wody.Nauczył mnie tego były kolega mojego ojca(razem pracowali w kopalni).Wędka składała się z kija, haczyka,ok.4m. żyłki(taki dzisiejszy bat),przynętą były muchy albo koniki polne.W ten sposób łowiłem "miliony" jelcy.W wakacje co dziennie przynosiłem do domu ryby na kolację.
W ten sposób łowiłem do 1971r,kiedy to zapisałem się do PZW i zacząłem jeżdzić na ryby z kolegami prywatnie albo w ramach wycieczek wędkarskich z zakładu pracy.
Lata 70-te to przede wszystkim rzeki i przepływanka odległościowa.Łowiłem w Warcie,Pilicy,Nidzie,rzadziej w Nysie Kłodzkiej,Odrze,Rabie i Wiśle.Łowiłem dużo jelcy i świnek,rzadziej jazie i brzany.Łowiłem wtedy wędkami produkowanymi przez rzemieślnika z Katowic p.Kubackiego.Pracownie miał na ul.16 albo 18 stycznia - już dobrze nie pamiętam.Były to wędki "muchówki"-klejonki tonkinowe o długości 2,8 do3,0m.Do przepływanki pasowały idealnie.Do tego kupiłem mój pierwszy kołowrotek ze stałą szpulą produkcji NRD RILECH REX.
W 1972r.miałem pierwszy kontakt z metodą matchową.Łowiąc na zbiorniku Dzierżno Małe podejrzałem wędkarza łowiącego tą metodą.I tu nastąpił przełom w moim wędkarstwie,od tego dnia poświęciłem się tej metodzie i tak jest do dziś.Łowiłem jeszcze też na rzekach ale ciągnęło mnie na zbiorniki.Zaliczałem więc wspomniane wyżej Dzierżno Małe,Świerklaniec i Przeczyce a póżniej Poraj(koledzy ze Śląska znają te łowiska).Klejonki też dobrze się spisywały w tej metodzie.
Spławiki robiłem sam,korpusy z kory topolowej a póżniej z twardego styropianu używanego do produkcji kamizelek ratunkowych(kawałki tego styropianu przywoził mi znajomy,który pływał na statkach handlowych).Antenki robiłem z cienkiej części pióra gęsiego.
Metodą matchową łowiłem dużo ryb.Fascynowały mnie wyniki ilościowe,a ulubioną rybą stała się płoć.Klejonkami łowiłem 20 lat.W 1992r. kupiłem pierwszą węglową wędkę odległościową.Była to angielska wędka firmy YAAD model COVENTRY,w następnym roku kupiłem wędkę firmy BAYRON do tego 3 kołowrotki tej firmy(jeden jeszcze mam całkowicie sprawny ale nie używam).W latach 2003 do 2005 kupiłem wędki firmy TRABUCCO i kołowrotki firmy SHIMANO.
Sprzętem tym łowię do dziś.
Taki jest mój życiorys wędkarski napisany w dużym skrócie,który w tym roku w sierpniu zamknął się liczbą 61 lat.Pamiętam z tego okresu wiele szczegółów ale nie będę o nich pisał bo nie mają one zasadniczego znaczenia.

Dlaczego zostałem wędkarzem, napisałem na początku.
Dlaczego jestem wędkarzem,na to pytanie chciałem odpowiedzieć w tym tekście.Mam nadzieję że mi się udało.
Uwielbiam wędkarstwo i mój sposób jego uprawiania.

Offline Arunio

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 892
  • Reputacja: 524
  • Płeć: Mężczyzna
  • Życie jest krótkie, a łowić się chce!
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #16 dnia: 27.09.2015, 00:37 »
No skoro mój starszy kolega Jerzy poświęcił swój czas na opis, to może coś skrobnę od siebie! Ciężkie były moje początki muszę przyznać! Nie miałem niby wprowadzącego w rodzinie. Zarybaczyłem się przez przypadek i bez pojęćia. kiedyś nad stawkiem dano mi bambus w rękę i złowiłem chyba3 Ukleje! W latach 70tych nie było to wyczynem ale spać mi nie dało! Po ukończeniu bodajże 6tej klasy z dobrą cenzurką. Na jakimś bodajże zjeździe rodzinnym uzbierałem ok na dzisiejszą walutę ok 98zł. A że jako wieśniak z przypadku bytowałem u dziadków w mieście Gorzowie. to dostałem parcie na sklep sportowy pod łaźnią na Jagiełły! Fart był i zakupiłem (pamiętam do dziś)kijek Made ZSSR na dziś spinningowy! Szczyt luxusu! No ale jak na te ryby się wybrac? Starszy pan H. w tym czasie był gliną we wsi Bogdaniec! Co rano ok 6tej starsze małżeństwo wpadało sprzątać posterunek Milicji 5 dni w tygodniu! Wiedziałem że gościu sprzątający to zapalony wędkarz! Zerwałem się po pewnej czuwania nocy jak państwo w padło na porządki i pytam starszego pana czy by mnie na rybki nie zabrał? On nie bo dziś nie jedzie( no kto by cudzego bachora wziął)Nie odpuściłem! Że gość jeździł rowerem to podjechałem obładowany po krótkim czasie pod jego chatę i waruję! Chyba po godzinie facet wyjeżdża rowerkiem i daje na wodę ,a ja za nim!3 dni zanim mnie zaakceptował. Po pierwszej wyprawie zmoknięty jak pies po burzy wrociłem do domu z połową reklamówki płotek. Pochorowałem się .Ale tego szczęścia nie zapomnę do śmierci! dzięki Radzieckiej technologji miałem haki z oczkiem i je wiązałem na supełek(nie miał kto pokazac)Kijek toporny szklak z plastikową rękojeścią ok, 2,70. Bez kołowrotka pozwalał na zestawie baaaaaaardzo skróconym na kulkę chleba doić płotki min. wymiarowe! A później? A później więcej kasy,lepszy sprzęt i coraz gorsze efekty niestety? ;)
Arek

Offline PawelL

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 230
  • Reputacja: 143
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Kozienice
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #17 dnia: 30.09.2015, 19:58 »
  Było sobie słoneczne popołudnie ostatniego tygodnia wakacji roku 1991.
  Z tego co pamiętam to przyszedł kumpel i spytał
- nie che ci się przejechać na na ryby, bo chciał przetestować wobler który własnoręcznie wystrugałem.

  Spojrzałem na niego i w śmiech ...
- ja na ryby .... heheh ,
  ale po zastanowieniu pomyślałem co mi tam.
  Pojechaliśmy ... 
    wobler ... kawałek lipy pomalowany w barwy monako czerwony grzbiet biały brzuch.
  Kolega rzuca i w którymś momencie ... szczupak.... wielki (jak dla mnie wtedy bo całe 35 cm) .... .
  Wiecie nic nie wiedziałem o rybach ale wydawał mi się potężny.
    Kilka razy byliśmy potem i  .... nic.
  Troszkę mi się znudziło ale przyszedł październik.
  Taka prawdziwa polska jesień.
  Pojechałem do wędkarskiego i kupiłem pierwszą w życiu obrotówkę "colonel nr 3 w kolorze złotym" .
  Do tej pory oprócz kolegi woblera ekstrawagancją naszą były wirówki max nr. 1
  Kumpel pyta:
- co chcesz złowić na tak wielką blachę,
    a ja ....
- nie wiem, fajna była powiedziałem.
  Colonel harakteryzował się tym że ... nie chciał pracować ...
  Po prostu ciężko startował, a jakiekolwiek zaburzenie wody, czy trawka, badylek,
   gasiło jego pracę i przeistaczał się w ... wahadłówkę.
: Nic to.  pomyślałem i pożyczyłem od kolegi wędkę i poszedłem błystkę przetestować.
    Po którymś z kolei rzucie przy brzegu zrobiła się fala i "kawał" rybska przewalił się w ślad za przynętą.
  Pomyślałem
: jejciu jakie tu żyją potwory ... ale nic to macham dalej i ... jest.
   Wędka wygięta
      "germina 210 cm szkło czarna kołowrotek ruski " i ...
    kręcę korbką i na żyłce wywlekam "potwora".
  Miał około 1,5 kg ale dla mnie .... .
   Po powrocie duma mnie rozpierała a kolega od wędki zacisnął zęby i mi pogratulował.
  Następnego dnia ja kończyłem szkołę wcześniej więc kolega pozwolił mi zatrzymać jeszcze wędkę,
     żebym mógł jeszcze pójść na ryby.
  Poszedłem w to samo miejsce pierwszy rzut i .... siedzi .... .
  Podobny do wczorajszego jakieś 1,5 kg.
  Dumny wracam do domu, a tu po drodze spotykam kolegę, który po zobaczeniu szczupaka zabiera mi wędkę
    i z zaciśniętymi zębami idzie upolpwać swojego.

  Wędki od niego już nie dostałem, ale zgadałem się z jednym wędkarzem (potem teściem ... ale to za kilka lat... )
     który pożyczył mi krótki spining ruski 1,5m z plastikową rękojeścią (kołowrotek ruski już zakupiłem),
     z którym stawiłem się nad wodę.
  IIIIIIŁŁŁŁŁŁŁUUUUUBBBBBBBUUUUDDDDDUUUUU    2,5 kg szczupak ... i co ja głupi zrobiłem?
  Wracając zajechałem rowerem do przyszłego teścia pochwalić się zdobyczą, a on?
    zabrał mi wędkę bo mówi że planował jechać na ryby rano :'(
  To były czasy.
  Kupiłem wreszcie pierwszą wędkę DAM 2,1m teleskopik i połamałem na pierwszej wyprawie ...

  CDN. w kolejnej części początki feedera 8)
Paweł.

Offline Czarek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 550
  • Reputacja: 88
  • Płeć: Mężczyzna
  • FKM
    • Galeria
    • FKM
  • Lokalizacja: Wawa
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #18 dnia: 30.09.2015, 20:33 »
Mój Dziad był wędkarzem, mój Ojciec był wędkarzem i teraz ja jestem Dziadem.
 :)
A na półpoważnie to pierwszą rybką złowioną na polski spinner był szczupak 45cm. Miałem wtedy 7 lat.
Po kilku wypadach nad wodę z Ojcem zakończyłem przygodę z wędkarstwem.
Rok temu zacząłem ją z moim synem.
Jak na razie trwa i jest coraz przyjemniej :) Nie ukrywam, że między innymi dzięki ludziom, którym przychodzi mi spotykać nad wodą.
Pozdrowienia
Czarek FKM

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 34 974
  • Reputacja: 2229
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #19 dnia: 01.10.2015, 07:29 »
Mój Dziad był wędkarzem, mój Ojciec był wędkarzem i teraz ja jestem Dziadem.

Kapitalne to jest :D
Krwawy Michał

Viva la libertad, carajo!

Offline Kafarszczak

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 325
  • Reputacja: 164
  • Ważne, aby uwierzyć w moc zanęty i przynęty! :)
  • Lokalizacja: Stargard
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #20 dnia: 01.10.2015, 07:46 »
Oczywiście mój ojciec byl wędkarzem i zaraził mnie  :P
Krzysztof

Offline Mateo

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 832
  • Reputacja: 981
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
    • Spławik i Grunt
  • Lokalizacja: Śląsk
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #21 dnia: 19.01.2016, 01:53 »
Mam problemy ze zwięzłym pisaniem :) Tworzyłem więc ten opis przez jakiś czas. Pomyślałem, że stworzę go może nawet dla samego siebie. Taką historię mojego wędkarstwa.

Wędkarskiego bakcyla połknąłem w wieku 7 lat. Spędzałem wtedy letnie wakacje u ciotki w Beskidzie Małym. Pewnego dnia wraz z kuzynem wybraliśmy się nad płynącą nieopodal domu leśną rzeczkę. Spotkaliśmy tam miejscowego, starszego od nas kolegę. Pamiętam, że nazywał się Krzysiek Góra. Łowił on kijem z zamocowaną do końca żyłką i spławikiem wystruganym z korka lub drewna. Najwyraźniej bardzo mi się to spodobało, bo nazajutrz wybrałem się do państwa Górów. Krzysiek pokazał mi pomieszczenie, w którym robił sobie wędki. Kije schły na ścianie. Wiem, że ściągnął jeden z kijów ze ściany i powiedział, że zrobi mi wędkę. Zapytał czy chciałbym jakieś wzory wycięte na tej wędce. Pamiętam, że były do niej wbite małe gwózdki, na których nawijało się zapas żyłki. Więcej szczegółów nie pamiętam. Bardzo się cieszyłem, że będę miał taką wędkę. Tego dnia wspólnie robiliśmy masło. Pani Górowa wyjęła chleb z pieca i jedliśmy grube kromki posmarowane tym masłem i posypane solą.
Od tej pory codziennie siedziałem nad tą rzeczką. Łowiliśmy z Krzyśkiem jakieś małe rybki. Nie pamiętam, jak dokładnie wyglądały. Myślę, że mogły to być jakieś ślizy. Spoglądałem na zakola tej rzeczki, zacienione dołki pod skarpą pełną korzeni i zastanawiałem się co też może tam pływać. Wyobrażałem sobie ryby, które wypływają spod tych nawisów i biorą na moją przynętę. Ja zaś widzę tylko poruszający się po wodzie korek.
Rodzice odwiedzali mnie raz w tygodniu. Początkowo myśleli, że to jakaś chwilowa fascynacja łowieniem ryb. Kiedy jednak po raz kolejny zastali mnie nad rzeczką z kijem w ręku, postanowili kupić mi w sklepie sportowym seryjnie produkowaną wędkę. Była to wędka z seledynowego włókna szklanego. Miała druciane przelotki i czerwony mały kołowrotek o ruchomej szpuli. Pamiętam, że było mi trochę nieswojo łowić tą wędką razem z Krzyśkiem. Czułem się niezręcznie kiedy on, taki doświadczony wędkarz, łowił swoim kijem, a ja tą swoją piękną nową wędką ze sklepu.

Po powrocie z wakacji, zapomniałem na parę miesięcy o wędkowaniu. Wędka wylądowała na strychu u dziadków. Jednak pewnego weekendu zacząłem wiercić ojcu dziurę w brzuchu. Chciałem, żebyśmy pojechali po tę wędkę i wybrali się na ryby nad staw, który znajdował się na obrzeżach sąsiedniego miasta. Tata zgodził się mnie tam zawieźć. Towarzyszyć jednak mi nie chciał i powiedział, że przyjedzie po mnie wieczorem. No i tak się zaczęło.
Zacząłem jeździć na ryby rowerem, potem autobusem. Czasem przygarniał mnie na noc jakiś wędkarz. Dwukrotnie poszukiwała mnie policja i pogotowie, bo zasiedziałem się nad wodą i nie zdążyłem na ostatni autobus. Moja wędka została wzbogacona o kołowrotek Nixe. Łowiłem wtedy głównie na spławik. Nauczono mnie, jak robić spławiki z kory topoli i akacji. W wieku 12 lat byłem już na tyle wysoki, że prezes koła PZW zgodził się wystawić mi kartę wędkarską, wpisując w niej nieprawdziwą datę urodzenia. I tak w 1989 roku wstąpiłem do PZW.









Początkowo byłem pod wielkim wpływem spławika. Doskonaliłem się, podglądałem spławikowców. Łowiłem jednak przeróżnymi metodami. Starsi wędkarze zabierali mnie na noc na karpia, na sandacza. Brałem wtedy książki nad wodę i w nocy przy lampie górniczej uczyłem się i odrabiałem lekcje. Były też gorsze strony tego mojego wędkowania. Zdarzało się, że dostawałem po głowie od wędkarzy, których podpatrywałem. Nie wszyscy byli mili dla młodego adepta sztuki wędkarskiej. Nad wodą poznałem smak Popularnego i taniego wina. Nauczono mnie kłusować. Zacząłem też startować w zawodach spławikowych. Wtedy nie było w kole podziału na juniorów i seniorów. Startowałem więc ze wszystkimi członkami koła. Później już jako junior startowałem w zawodach okręgowych i wojewódzkich. Nauki w szkole jednak przybywało. Dodatkowo, na to, co potem nastąpiło, miało wpływ pewne zdarzenie. Jednego razu trenowałem przed zawodami. Łowiłem jakieś małe płocie. Chodnikiem spacerowym nad jeziorem przechadzała się jakaś rodzina. Kiedy wyciągałem z wody kolejną płoć, dziecko zakrzyczało - Tatusiu, a dlaczego ten pan łowi takie małe rybki?
Coś we mnie zawrzało. Pewnie została urażona moja wędkarska duma :) Postanowiłem porzucić spławik i zacząłem podpatrywać łowców karpi. Zdarzało się, że nocą czaiłem się w krzakach i kiedy najlepszy łowca karpi na jeziorze przyjeżdżał skoro świt, byłem już gotów, by go obserwować. Potem udało mi się zdobyć jego sympatię. Zrobił mi procę do nęcenia grochem, pokazał jak wiąże wielkie haki, montuje zestawy, jak wynosi zestaw w spodniobutach z OP-1, wywozi zestawy pontonem. Łowiliśmy wtedy głównie na groch i ziemniaki. W 1992 na dużym jeziorze zaporowym podpatrzyłem dwóch karpiarzy w Knurowa, którzy stosowali dziwną, nieznaną mi wówczas przynętę. Były to kulki proteinowe. 2 litry wódki pozwoliły mi zdobyć recepturę. Zaczęło się więc kręcenie kulek. Kilka młynków załatwiłem, mieląc kazeinę ;) Zapraszałem do domu dwóch kolegów i razem kręciliśmy kulki. Zawsze wiadomo było kto miał brudne ręce, bo kulki zamiast żółte wychodziły czarne :) Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po tygodniowym nęceniu zameldował się pierwszy 7-kilowy golec. Nie posiadałem się z radości. Nie mogłem uwierzyć, że na tak twarde kule na jakimś włosie może cokolwiek wziąć.





Wtedy jeszcze nie mówiło się o wędkarstwie karpiowym. Kiedy szedłem na studia, powstawały pierwsze firmy sprowadzające sprzęt karpiowy z zagranicy. Jak choćby "Armada" s.c. R. Tonkowicza i P. Mroczka. Później (chyba druga połowa lat 90.) wystartował kolega Paweł Wyszkowski z firmą Tandem Baits. Przegadaliśmy wtedy z tymi kolegami wiele godzin, emocjonując się rozwijającym się w Polsce wędkarstwem karpiowym.
Było to chyba w 1999 roku, kiedy postanowiłem uwalniać wszystkie złowione przez siebie ryby. C&R nie było jeszcze wtedy u nas aż tak modne. Zacząłem jednak dostrzegać pogarszający się z roku na rok rybostan naszych wód.





Rok później na Zalewie Rybnickim poznałem nowoczesnych karpiarzy (założyliśmy potem Śląską Grupę Karpiową). Zaczęło się kupowanie drogiego sprzętu, który sprowadzaliśmy z Belgii, Niemiec, Czech.









Z roku na rok sprzętu karpiowego w kraju zaczęło przybywać. Przybywać zaczęło karpiarzy. Posiadanie pontonu, specjalistycznych wędek karpiowych, sygnalizatorów, rod-podów, namiotów stawało się coraz powszechniejsze. Zaczęły powstawać przeróżne teamy karpiowe. Rozwój telefonii komórkowej i internetu sprawił, że informacje zaczęły przepływać bardzo szybko. Znamiennie wzrosła liczba samochodów, wędkarze stali się bardziej mobilni.
Dziś możemy w sklepie kupić przyrządy do kręcenia kulek, możemy kupić gotowe kulki, zaś producenci prześcigają się w pomysłach. Mamy kulki o nazwach: Punkt G, Donald, Czarna Mamba, Martwe Ciało, Nocna Zmora, Husarz, Dirty Devil. Każdego roku powstają nowe firmy zakładane przez coraz młodszych karpiarzy i produkujące "coraz lepsze" kulki. Na wodach, na których kiedyś nieliczni poławiali duże ryby, teraz ciężko o miejsce. Coraz powszechniejsze stało się też łowienie na karpiowych wodach komercyjnych, których liczba ciągle rośnie. Bez wątpienia wędkarstwo karpiowe przyjęło formę, która chyba coraz mniej zaczęła mi odpowiadać.

Ponadto, z biegiem czasu coraz rzadziej mogłem sobie pozwolić na karpiowe zasiadki. Badanie łowiska, nęcenie, przygotowywania, robienie kulek i wreszcie siedzenie pod namiotem - na to wszystko potrzeba czasu. W przypadku drogi zawodowej, jaką obrałem, organizowanie takiego wędkarstwa stało się bardzo trudne. Dodatkowo, musieliśmy z kolegą jakoś zgrać dni wolne i urlopy, co w przypadku pracy na kilku etatach było często niewykonalne. Bywało więc, że zaliczałem zaledwie 2 wyprawy wędkarskie w ciągu roku. Można powiedzieć, że całe to karpiowanie zaprowadziło mnie w pewnego rodzaju ślepy zaułek. Inwestując w cały ten kosztowny karpiowy sprzęt, wysprzedałem całe wyposażenie służące do łowienia innymi metodami. Doszło do tego, że oprócz karpiowania, nie widziałem za bardzo innego sposobu realizacji swojego hobby.

Mając jeden wolny dzień lub wolne popołudnie nie widziałem sensu wędkowania z całym tym karpiowym osprzętem. Czas ten spędzałem więc w domu.
Pewnego dnia wygrzebałem z tuby zrobiony przez siebie spławik, wziąłem swój stary chiński teleskop z kołowrotkiem DAM Quick VSi i wybrałem się na płocie. Złowiłem nie tylko ładne płocie, ale też parę linków. To był moment przełomowy. Odżyłem na nowo! Znowu każdego dnia obmyślałem strategię na kolejną wyprawę, zacząłem robić nowe spławiki, czekałem z utęsknieniem kolejnego wolnego popołudnia i weekendu. Znowu mogłem się cieszyć wędkarstwem, choć już nie karpiowym. Chyba też samo karpiowanie mi się przejadło. Złowiłem w życiu naprawdę sporo karpi. Golce, lustrzenie, lampasy, pełnołuskie. Przez te wszystkie lata były tylko karpie.
Bardzo pozytywne następstwa mojego powrotu do spławika nasunęły mi pomysł zgłębienia również innych technik wędkowania. Pomyślałem, że w ten sposób będę mógł jeszcze efektywniej wykorzystać wolny czas. Zacząłem spinningować i doskonalić technikę łowienia na przynęty gumowe i koguty. Pomyślałem też o drgającej szczytówce. Znowu zacząłem łowić spod lodu. To wspaniałe, kiedy człowiek może wypełnić życie po brzegi swoją pasją. Okazało się, że poza karpiami, w wodzie pływają również inne piękne ryby. Szkoda tylko, że jest ich coraz mniej.

I tak oto jestem dziś z Wami na tym forum, które również jest dodatkowym paliwem podsycającym mój hobbystyczny płomień i które pozwala oderwać się od problemów życia codziennego.



Dodam też, że przez ponad 25 lat przynależności do PZW starałem się - w miarę swoich czasowych możliwości - wspierać swoje macierzyste koło. Byłem przewodniczącym ds. młodzieży, członkiem zarządu, komisji rewizyjnej, przewodniczącym sądu koleżeńskiego, strażnikiem SSR, delegatem.

Czasem trochę żałuję, że w całej mojej rodzinie nikt nigdy nie wędkował. Mógłbym wtedy wybierać się na ryby z kimś bliskim.
Pozdrawiam
Mateusz

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 927
  • Reputacja: 190
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #22 dnia: 19.01.2016, 06:27 »
Mateusz piękna historia :bravo:. Z dużą przyjemnością się czytało :thumbup:. A tak naprawdę, może warto trochę zwolnić w życiu. Poświęcić więcej czasu dla siebie 8).
Zbyszek

Offline DvD

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 520
  • Reputacja: 138
  • Płeć: Mężczyzna
  • Koło PZW nr 84 "Krokodyl" Wrocław
  • Lokalizacja: Wrocław / Włoszczowa (świętokrzyskie)
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #23 dnia: 19.01.2016, 07:14 »
Super historia Mati! aż się łezka w oku kręci, czuć ten inny klimat. Ja wychowałem się już na w miarę nowoczesnym sprzęcie i nie mam tyłu wspomnień.
Dawid

Offline JKarp

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 386
  • Reputacja: 87
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Legionowo
  • Ulubione metody: wędkarstwo karpiowe
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #24 dnia: 19.01.2016, 08:28 »
Urodziłem się i wychowałem w Parczewie. Jest to małe miasteczko na Lubelszczyźnie położone w rozwidleniu rzek Piwonii i Konotopy. Na ryby pierwszy raz zabrał mnie mój Tato. Pojechaliśmy do lasu i znaleźliśmy odpowiedni kij leszczynowy. Potem w sklepie kupiliśmy żyłkę, spławik i haczyk.
Co to była za frajda- siedzieliśmy nad rzeką i łowiliśmy płotki. Lata mijały a ja co wakacje wycinałem kij, kupowałem żyłkę, spławik i haczyk. Czasem jak nie miałem pieniędzy haczyk robiłem ze szpilki. Siedziałem nad wodą całe dnie i łowiłem.

Potem przyszedł czas liceum i studium policealnego. Pierwsza miłość, pocałunki, randki- na ryby nie było czasu (Pierwsza i jedyna miłość pozostała do dziś- to moja Żona). W latach 84-85 powstał w Parczewie Zalew. Woda nie była za duża- ok. 5 ha lustra wody i 3m głębokości. Po powrocie z wojska parę razy byłem tam na spacerze. Zobaczyłem karpie, karasie, liny i szczupaki. Wtedy znowu postanowiłem wrócić do wędkowania.

Chodziłem na ten Zalew i łowiłem jak wszyscy- ziemniak, ciasto, groch. Ryby brały, ale ja widziałem tylko te wielkie, które od czasu do czasu pokazywały się robiąc wielkie bububuch! Zalew był specyficzny- wiosną ryby brały a potem tak jakby ich nie było. Nie pomagało nic- od czasu do czasu brał karpik. A już wtedy wiedziałem, że trzeba nęcić ale i to nic nie dawało. Którejś wiosny powiedziałem dość- nie będę łowił maluchów, ale co zrobić aby te duże brały? Kupiłem gazety wędkarskie raz, potem drugi, trzeci i nareszcie jest- artykuł o łowieniu dużych karpi. Pojawiła się nazwa kulki proteinowe, zestaw włosowy, kołowrotek z wolnym biegiem. Pojechałem do Lublina do sklepu wędkarskiego i na początek wielkie rozczarowanie- nie było haczyków typowo karpiowych, plecionek na przypony a cena kołowrotka z wolnym biegiem prawie mnie zabiła. Jak zapytałem o kulki proteinowe to Sprzedawca spojrzał na mnie tak dziwnie i nie powiedział nic. Zamówiłem haczyki, plecionkę, żyłkę i wróciłem niepocieszony.

W domu zrobiłem prawie laboratorium do robienia kulek. Pierwsze próby i okazało się, że to nie takie proste jak piszą w gazetach. Po kilku próbach opracowałem swój własny przepis- kasza i mąka kukurydziana, mąka pszenna, troszkę ziemniaczanej, olej, jajka a jako składnik najważniejszy zmielona psia karma. Jako zapachu używałem truskawki Marcela.
Pojawił się następny problem- jak te kulki posłać w miarę daleko od brzegu. Znowu gazety i nazwa co najmniej dziwna „kobra”. Ale i pisali coś o procach. Zrobiłem sobie procę z wentyli. Po kilku przeróbkach i próbach na sucho miedzy blokami miałem całkiem dobrą procę. Odebrałem zamówione haczyki, plecionkę i żyłkę. Kilka następnych prób i zestawy włosowe były jak się patrzy.

Po kilku rozpoznaniach na Zalewie uznałem, że nadszedł czas na nęcenie. Karpie te małe przestały brać a te duże pokazywały się ale nie brały. Teraz kilka słów o zarybianiu. Co wiosnę lub jesienią zalew był zarybiany karpiem o przeciętnej długości 35cm. Jak wiadomo nie da się wyłapać wszystkich ryb. Część ryb zostawała i rosła. I tak z sezonu na sezon przybywało „profesorów” w Zalewie. Pierwsze nęcenie kulkami wykonałem w maju 1996 roku. Późnym popołudniem wystrzeliłem do wody około 150 kulek o średnicy ok. 18mm. Nie powiem żebym nie wywołał sensacji. Regularnie co dziennie pojawiałem się nad wodą z wiaderkiem i strzelałem te kulki. Postanowiłem, że będę nęcił cały tydzień i dopiero wtedy zacznę łowić. Już po trzech dniach zobaczyłem karpie, które spławiały się w nęconym miejscu. Zobaczyli je także „Koledzy Wędkarze”. Co oni nie robili aby zdobyć taką kulkę- prawie wyrwali trawę na moim miejscu aby znaleźć choć jedną. Ale ja to co spadło na ziemię zbierałem aby nie zostało nic.
Próbowali na ziemniaka, groch ale to nic nie dawało- ryby nie brały ale były w łowisku. Nadszedł w końcu ten dzień w którym oprócz kulek i ja miałem wędki.

Nerwy nie dawały mi spać całą noc taki byłem ciekawy efektu kulek. Jest poniedziałek, piękna pogoda, słonecznie, ale co na to karpie? Około 16:00 zestawy poszły do wody. Około 19:00 wystrzeliłem 20-30 kulek. Na spacer przyszła do mnie moja Żona z Teściową. Ktoś doradził, aby na farta złapać Teściową za kolano. Złapałem i nic- ryby nie biorą dalej. Moje Dziewczyny poszły do domu. Patrzę – 20:00 i wtedy słyszę łup coś w wędkę. Piłeczka siedzi na sztywno oparta o kij, żyła gwiżdże a ja oniemiałem. Nie wiem co robić. Po chwili złapałem kij i poczułem Go jak gdzieś tam walczy o swoje życie. Po kilkunastu minutach, po setce „rad” łącznie z „ łap za żyłkę bo ci pójdzie” leży na brzegu mój Pierwszy Karp złowiony na kulkę. Ważył 6,50kg; długości nie pamiętam. Ktoś usłużnie wyciąga i podaje mi moją siatkę na ryby ale ja reflektuję się w porę, że ta ryba tam się nie zmieści. Co robić? Krótka i szybka decyzja- daruję ci życie Rybo bo dałaś mi tę chwilę radości, że umiem, że potrafię robić kulki i na nie łowić. Za to, że ruszyłaś moją adrenalinę, za to że jesteś taka duża idź z powrotem do wody. A na brzegu konsternacja- jak to, taką rybę wypuścił?
Na nic tłumaczenie, że siatka za mała itd. Mogłeś zawieść ją do domu bez siatki... Cały wieczór jest bez brań. Ciekawe co przyniesie dzień następny?

Pojawiam się znowu o 16:00. Wędki do wody i czekamy... Ok. 19:00 kulki do wody. Gdy tylko skończyłem strzelać branie! Karp, piękny pełno łuski sazan. Ważył 4,95kg. Ok. 20:45 znowu branie! I znowu piękny Karp- królewski; ważył 3,5kg. Środa, godz 19:45 – potężne branie i karp 8.70kg. Czwartek- jestem o 16:00 na stanowisku. Od godz 17:00 do 20:30 osiem brań! Wszystkie ryby wyjęte! Waga od 3,5 do 9,5kg! Ryby oszalały- jadły mi prawie z ręki! Rzut, ustawienie zestawu i prawie natychmiast branie! Piątek- 16:00 jestem na miejscu. Pogoda się popsuła. Ciekawe co na to ryby? Trzy brania przekonały mnie, że jak się nęci to brania będą a pogoda może ma i wpływ na ryby ale nie na długotrwale nęcone.

Wszystkie ryby wypuszczałem czym zaskarbiłem sobie uznanie Prezesa mojego Koła PZW. Nawet nie musiałem wnosić opłaty na rok następny na łowienie ryb na Zalewie. Dodam, że limit karpia na Zalewie to dwie sztuki na dobę a wymiar 35cm. Od tamtego tygodnia minęło wiele lat. Zmieniły się technika, sposoby i moje spojrzenie na łowienie ryb. Nie jest problemem zakupić kulki, dipy, haczyki i inne niezbędne akcesoria. Ale wciąż pamiętam tamte ryby i całą otoczkę związaną z produkcją kulek, zdobywaniem różnych rzeczy potrzebnych do karpiowania. Wtedy łowiłem na wędki DAM 390cm/80g (teleskopy). Kołowrotki Cormoran Black Star LN30 1bb. Żyłka 0,30 DAM Tectan. Haczyki Kamatsu nr4. Dziś mogę powiedzieć, że jestem Karpiarzem przez duże K. Przez ten czas kilkukrotnie zmieniłem sprzęt ale zasada Złów i Wypuść oraz ostrożne obchodzenie się z rybami pozostała i tego chyba nie zmieni już nikt i nic.
Janusz JKarp

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 34 974
  • Reputacja: 2229
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #25 dnia: 19.01.2016, 09:24 »
Janusz i Mateusz :thumbup:
Krwawy Michał

Viva la libertad, carajo!

Offline Jędrula

  • Robinson
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 4 749
  • Reputacja: 382
  • Lokalizacja: Wodzisław Śląski
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #26 dnia: 19.01.2016, 10:07 »
Janusz i Mateusz :thumbup:




Dokładnie  :thumbup:

Offline e-MarioBros

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 9 018
  • Reputacja: 419
  • Lokalizacja: Jaworzno
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #27 dnia: 19.01.2016, 10:10 »
Mateusz i Janusz: dzięki za opowieści. ;D
Czytanie tych tekstów i myślenie nad nimi to prawdopodobnie najfajniejsze chwile dzisiejszego dnia. ;)

Mateo: musisz ;) znaleźć czas na chociaż jeden nasz lokalny "mini-zlocik" - bo inaczej będziemy :'(
;)

Offline Opos

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 058
  • Reputacja: 178
  • Płeć: Mężczyzna
  • Uśmiechaj się w każdy dzień :)
  • Lokalizacja: Małopolska
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #28 dnia: 19.01.2016, 11:06 »
To teraz możne ja opowiem, jak zostałem wędkarzem :) W szkole podstawowej miałem w klasie 2 kolegów wędkarzy. Często chodziłem z nimi do sklepu wędkarskiego po szkole czy wyjeżdżałem do większego miasta po zakup sprzętu. Sam jednak nigdy nie łowiłem. Kiedyś pod wpływem jakiegoś dziwnego wewnętrznego zrywu poszedłem nad rzekę ze słoikiem i sznurkiem i łapałem kiełby :) Jak szybko się zerwałem, tak szybko zaprzestałem. 5 lat temu koledzy wpadli na pomysł, że może z braku pomysłów na spędzanie weekendu zaczną wędkować . Zakupili sobie proste zestawy wędkarskie na allegro i poszliśmy na glinianki. Znając ich zapał i mając w pamięci mój zryw, nie poddałem się ich pomysłowi. Chodziłem z nimi solidarnie i patrzyłem na ich porażki :) któregoś dnia Jeden z kolegów nie dał rady iść na ryby i dał mi wędkę żebym sobie porzucał chociaż. No i wtedy przepadłem :D Oczywiście długo nic nie złowiłem, ale z każdym wypadem jeszcze bardziej miałem hopla :) Ja wytrwałem do dziś, część z nich już nie jeździ już na ryby :P Mało tego, zaraziłem też swoja dziewczynę rybami :)
Rafał
Sandacz 52 cm
Jesiotr 115 cm
Karp 75 cm
Leszcz 59 cm
Lin 40 cm
Karaś 43

Offline mjmaciek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 16 601
  • Reputacja: 937
    • Galeria
  • Lokalizacja: Polska
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
« Odpowiedź #29 dnia: 19.01.2016, 12:31 »
Mateo , Jkarp  :bravo: :bravo: :bravo: :beer:
Maciek