Nie ma specjalnie na co czekać, bo kluczowych danych nie będzie - linkowałem wyżej artykuł:
Dr Sebastian Szklarek i mgr inż. Paweł Cieślar, eksperci w dziedzinie jakości wody, autorzy bloga "Świat Wody" wskazali kluczowe dni dla wyjaśnienia katastrofy w Odrze. Niestety to wtedy prawdopodobnie zaprzepaszczono szansę na złapanie za rękę sprawcy zrzutu zasolonej wody. To czas od 3 do 9 sierpnia, gdy nasze służby ochrony środowiska pobierały od dwóch do czterech próbek z Odry dziennie. Wyjątkiem był 5 sierpnia, gdy przeprowadzono 15 badań. Natomiast pomiędzy 29 lipca a 2 sierpnia (5 dni) służby nie pobrały ani jednej próbki.
- Czy brak próbek pobieranych z dużą częstotliwością na początku katastrofy uniemożliwi odnalezienie sprawcy? Może być ciężko, także z powodu źle zlokalizowanych punktów poboru. W pierwszej kolejności powinno się iść w górę rzeki i pobierać próbki na każdym rozwidleniu, dopływie rzeki lub kanale, by ustalić, z którego miejsca poszła fala zasolenia - uważa dr Sebastian Szklarek, który opisał wyniki badań GIOŚ w analizie na swoim blogu.
Naukowiec wskazał miejsca, gdzie jego zdaniem zabrakło dociekliwych inspektorów. To okolice ujścia Kanału Gliwickiego, Kanału Kłodnickiego, rzeki Kłodnicy, odcinki Odry powyżej i poniżej miasta Kędzierzyn-Koźle. To o tyle ważne, że w tych okolicach potwierdzono wysokie nienaturalne zasolenie wód badaniami z 5 sierpnia.
Teraz możemy oceniać tylko to, co wiemy na pewno z dotychczasowych ustaleń:
- wzrósł poziom zasolenia (i co za tym idzie przewodność obserwowana w monitoringu)
- wzrósł przy tym poziom wody, co może sugerować nagły zrzut albo koincydencję z opadami gdzieś w górach
- zaobserwowano algi, które preferują słoną wodę i tworzą toksyny zdolne masowo wytruć ryby i mięczaki
Wiemy też, że problemy z zasoleniem i różnymi innymi zanieczyszczeniami są od wiosny z Kanale Gliwickim. Masowe śnięcia obserwowano w marcu, w połowie lipca, pod koniec lipca i wtedy nastąpiła katastrofa. Wiemy, że zainteresowanie organów odpowiedzialnych było szczątkowe. Rząd zaczął udawać świadomego dopiero po 9 sierpnia, bredząc na potęgę. Pani minister środowiska na pytanie "kiedy", potrafi odpowiedzieć jedynie "wtedy" i przypomina raczej upośledzone dziecko niż polityka, od którego zależy stan środowiska, w którym żyjemy. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że katastrofa dotyczy ryb, których ponoć zginęło wg wstępnych szacunków 60%, bo gdyby w 2 tygodnie zginęło 60% rodaków, być może dymisji naszych reprezentantów narodu byłoby więcej - i kto dostałby te zasłużone premie i podwyżki? A nie jest to niemożliwe, jeśli standard reagowania i współpracy różnych ważnych instytucji jest taki, jaki się właśnie ujawnił przy okazji Odry.