Ja bym wybrał inną drogę. Proponuję abyście się zorientowali, ile kosztować będą badania wody. Jeżeli macie jakieś znajome laboratorium, należy pobrać próbki tak jak oni wskażą, najlepiej w nocy jak leci syf. I wtedy wiadomo co się dzieje, macie wtedy argument dla PZW, dla Polskich Wód czy dla policji. Bo jak wyjdzie co jest w wodzie, to wtedy będzie przejrzyście. A można dowiedzieć się czym są te zanieczyszczenia, określić koniecznie BZT5 (biologiczne zapotrzebowanie tlenu - pokazujące jak zanieczyszczona związkami organicznymi jest woda).
Kolejny krok to poinformowanie gazet i innych mediów. Należy poinformować ich, że władze (samorząd, gmina, miasto, PW, PSR itd) nie chcą reagować i sytuację bagatelizują, podczas gdy padają ryby. Cierniki są coraz rzadsze, i kilka dobrych zdjęć świetnie doda siły takiemu artykułowi. Jeżeli się napisze, że coraz rzadszy w Polsce gatunek ginie podcza tarła, gdyż nie opuszcza gniazd tarłowych, to chwyta za serce. Nie każdy ocenia ryby po ich wielkości i ilości dzwonków jakie można z niej zrobić
Badania mogą kosztować kilkaset złotych, i raczej nie uszczupli to kasy koła nr 29 znacząco. Za to będziecie mieć pewność, że albo normy nie są przekroczone, albo macie cep w dłoni, którym można zdzielić albo władze związku albo PW lub PSR. Tu trzeba 'drzeć mordę' jak najmocniej, bo bez tego będą wszystko zlewać. W Polsce los ryb nie obchodzi praktycznie nikogo, musi dojść do śnięcia, aby ktoś się tym zainteresował. A tu trzeba dmuchać na zimne. Jak padnie kilkaset dużych karpi, to straty będą dużo większe.
Można też zrobić zrzutę, sam chętnie coś dołożę.