Siemka.
Jakoś tak ostatnio wpadła mi do głowy myśl o tytułowym zacietrzewieniu wędkarskim w Polsce. Czytając różne wątki, różne pytania na forum, czy oglądając filmy, odnoszę często wrażenie, że często mamy do czynienia z jakaś święta nienaruszalną tradycją wędkarską albo kultem jednostki.
Zacznę od tego ostatniego, bo rzucił mi się ostatnio w oczy film ma youtubie, gdzie młody acz popularny youtuber (ma dość dużą ilość subów i oglądalności przy dość niskim poziomie merytoryki) wybrał się na spławik łowiąc 5 metrów przed sobą, wśród łodyg lilli, co gorsza nie mając żadnej drogi holu ryby, bo pomiędzy jego stanowiskiem a miejscem lądowania spławika było dosłownie liliowisko, tak gęste, że od momentu zacięcia ryby, musiałaby ona fruwać i wpaść do podbieraka lotem... To był jeden ale nie główny aspekt o którym chciałem wspomnieć w kontekście tego filmu. Bardziej chce tu poruszyć sprawę, nęcenia, gdzie łowiąc 5 metrów przed sobą, do wody na dzień dobry ląduje 5 kul zanęty z kukurydza. Jaki myślicie efekt końcowy osiągnął ten wędkarz?
O dziwo w komentarzach nie ma ani jednej uwagi, o w/w kwestiach. Same ochy, achy, wszak wszystko odbyło się zgodnie ze sztuką

Teraz z życia wzięte i z techniki feederowej. Rzecz miała miejsce wczesną wiosną, gdzie sąsiad z łowiska i ja, wspólnie rozpoczynając wędkowanie wydaliśmy się w krótka rozmowę i wymianę doświadczeń. Mój sąsiad wyciągając ziemię klejąca, glinę rozpraszająca, ochotke w gazecie, dwa wiadra, sito, i zanętę bierze się do "pracy" tłumacząc mi przy okazji jak o tej porze ważne jest zubożenie mieszanki, dodanie gliny która zwiążę mieszankę, oraz ziemi która nada jej właściwą pracę, jak będzie aptekarską precyzją dozować ochotkę, a jak pojawią się brania to nawet dołoży siekaną dendrobene... I tak to zrobił zanętę, dodał ziemi, gliny, po drodze wszystko przetarł przez sito 3 razy, wybrudził wszystkie miski i swoje ręce aż po pachy. Ja to wszystko oglądałem z boku, rzucając swój zestaw helikopterowy z koszyczkiem do białych robaków i ciągnąć płoć za płocią, jak również czasem leszcza. Dzień w marcu trwa jakieś 10 godzin, więc kolega nim się rozłożył i wdrożył swój plan w życie, ja musiałem się zbierać by zdążyć póki było jasno...

Przykładów można mnożyć, co gorsza ten trend widać też nie filmach. Dwa główne grzechy, czyli nie robienie nic nad woda albo przesadne kombinowanie bez sensu, biorą się chyba z jakieś tradycji przekazanej od dziadka, kultury wędkarskiej, czy pod wpływem jakichś filmów z youtuba.
Naprawdę mały jest odsetek który próbuje wyjść poza ramy, a co najważniejsze dostosować się do pory roku technika łowienia. Dużo ostatnimi laty się posunęło do przodu ale mam wrazenie, że jest pewna grupa osób która chyba już zawsze będzie się kurczowo trzymać swoich przyzwyczajeń... Klasyka już jest pytanie "na co biorą"? Nikt się jeszcze nie zapytał mnie, jaka technika, jaka odległość, jaka głębokość, jak nęcone... Jak odpowiadam że na haczyku mam to i tamto, to widzę błysk w oku, bo komuś się wydaje, że zakładając przynętę " X" nic innego sie nie liczy i wyniki będą...