Wielu ludzi nie płaciło składki PZW z różnych powodów. Gdyby WP utrzymały składkę 250 zł przy możliwości łowienia w całym kraju, to część niepłacących z pewnością by zaczęła znów opłacać. Rozumiem, że obecnie przychody są niskie, ponieważ dużo wód nadal jest w posiadaniu PZW i dlatego trzeba podnieść składkę, żeby było na zarybienia itd. Jednak z czasem WP przejmą zdecydowaną większość wód i stawka powinna ulec obniżce. Niestety żyjemy w chorym kraju i jestem pewien, że tak się nie stanie.
Masz rację, jednak ja bym dodał jedną ważną rzecz tutaj, o której nie wspominasz. Otóż w dzisiejszym systemie mało płacimy państwu, i wielu wędkarzy nie chce tego zauważać. Jeśli za wodę o powierzchni 1000 hektarów dzierżawa roczna wynosi jakąś średnią krajową, to jest to śmieszna kwota. Kasę trzeba wydać na zarybienia, ale państwo z tego praktycznie niczego nie ma. Dlatego tak potrzeba zmian w ustawie, aby móc zmienić rodzaj gospodarki i przestać zarybiać. Dzisiaj nie wygra się nie oferując wielkich zarybień, trzeba się wręcz licytować, a to chore.
Dlatego należy podnieść kwoty dzierżaw, dając możliwość przeprowadzania dużo mniejszych zarybień, oczywiście wtedy ma być ochrona tarła, limity i tak dalej. Państwo zaś ma uzyskiwać większe przychody za dzierżawy, obecnie dopasowane jest to do rybaków, którzy przy wzroście cen dzierżaw idą z torbami. Ale nie chodzi o to aby 'zabić' rybactwo śródlądowe, po prostu wędkarze powinni płacić więcej, mając jednak inne możliwości i obowiązki. WIęc jeśli nie trzeba by tyle zarybiać, rachunek byłby bardzo podobny.
PZW przeżera większość kasy, zarybienia nie działają, więc wędkarze czują, że ich kasa wsiąka niczym krew w piach, efektów nie widać. Polskie Wody aby cokolwiek zaoferować, muszą nie tylko zarybić, ale zadbać o badania wód, pilnowanie aby nie łamano regulaminów etc. Jeśli dziś mają chyba jeden czy dwa ośrodki zarybieniowe, to jak mają cokolwiek zaoferować? Muszą podnieść ceny. Paniętajmy, że typowy okręg PZW posiada jednego ichtiologa tylko. Czyli niewiele kasy idzie na prowadzenie wód, na badania, których praktycznie nie ma. Jak tu chcieć poprawy czy naprawy? Dlatego PW muszą zarabiać więcej aby móc więcej zaoferować.
Według mnie dojrzewamy jako wędkarze do tego aby kartę wędkarską zastąpić licencją wędkarską, z której przychody pójdą na zagospodarowanie wód. Wtedy każdy płaciłby za roczne pozwolenie, miesięczne czy kilkudniowe, jednocześnie zgadzając się z regulaminem. Wtedy jest jak kontrolować ludzi i karać odpowiednio. Karta wędkarska to pozostałość po czasach komuny (jak karta rowerowa) i idiotyzmem są jakiekolwiek egzaminy, zwłaszcza jeśli nie ma jednego regulaminu. Powinien być jeden na większość wód, przy czym dzierżawca mógłby wprowadzać dodatkowe przepisy. KAżdy kto chce łowić musiałby posiadać licencję, a więc i oznaczyć pole, że zapoznał się z regulaminem i go zaakceptował. Za łamanie przepisów powinno się delikwenta sądzić, tak aby była sprawa w sądzie, z konsekwencjami odpowiednio dużymi (osłabiona zdolność kredytowa, zakazy na wędkowanie na wodach państwowych na dany okres czasu, dożywotnio itp). I wszystko by się poprawiało.
Dziś nie możemy jednak myśleć o tym, że państwo będzie wędkarzowi dokładało do wędkarstwa. Za każde praktycznie hobby trzeba płacić, i należy to przyjąć do wiadomości, wody nie są po to aby zarabiać na sprzedaży ryb czy się nimi żywić. Tak jak za chrust w lesie się płaci, tak trzeba płacić za zabrane ryby (czyli licencję i limit w niej zawarty). Niestety wielu wędkarzy tego nie akceptuje, jest dla nich OK zapłacić krocie za sprzęt, zanęty, przynęty, alkohol i wygodę nad wodą, ale za to aby były służby z prawdziwego zdarzenia płacić nie chcą. I to jest spory problem, bo wielu pamięta czasy komuny i żąda wręcz, aby było jak najmniej przepisów (czyli można brać do woli) i aby było jak najtaniej.