A miało być tak pięknie, nóżka na nóżkę kawka, jedzonko, urlopik. Ludzi mało, wędkarzy zero. Zanęty, pellety, topione robaki wszystko grubo ponad normę.
Pierwsza nocka nad rzeką w tym roku ..... I to pierwszy raz na leniucha, bez ciągłego przerzucania i gapienia się w szczytówkę.
Śledzenie pogody przez cały tydzień ....spoko ma padać popołudniu, ale dwa litry to nie tragedia. Parasol spakowany, więc nie ma o czym mówić. Stan wody jeszcze pozwalający na łowienie a więc jak nie dzisiaj to kiedy ?
Auto spakowane i jazda. Na początku zamiast standardowych 40 minut na dojazd zajęło to 70minut no trudno....
Przyjazd rozpakowanie i prawdziwy relax...
I się zaczęło, w życiu czegoś takiego nie przeżyłem. W kulminacyjnym punkcie nie widziałem wędek które stały kilka metrów ode mnie. Armagedon, według ventuskiego byłem w samym centrum i mogę to potwierdzić. Zdjęcia zrobiłem jeszcze zanim się na dobre zaczęło a trwało to kilkanaście minut.
Ot przygoda, zostałem jeszcze do północy, ale brania się nie doczekałem. A niby podczas załamania pogody ryba bierze jak oszalała
Wysłane z mojego M2007J20CG przy użyciu Tapatalka