Luk, komisja o której wspominasz to też dobry pomysł, bo komisja składa się z posłów, a poseł ma swoje biuro poselskie w swoim okręgu, inicjatywą oddolną może być zatem pójście do swojego posła i wytłuszczenie mu co jest grane, a nóż widelec wysłucha i zabierze głos w komisji, jak tylko komisja się zbierze to można by przedstawić którzy posłowie w niej zasiądą i do nich uderzać w swoich okręgach. Sprawa oczywiście obok szerszego protestu o którym dyskutujemy.
Co do PZW, celowo w każdym poście używam formy Z.G. PZW by nie robić skrótów myślowych mogących kogoś wprowadzić w błąd. Organizacja wędkarska jest potrzebna, wielokrotnie widziałem, że koła wędkarskie PZW odcinały się od tego co robi Z.G. (oczywiście nie w sposób oficjalny, bo ci co się zbuntowali, to jak wspominacie byli "usuwani") Wiele osób wyrosłych w PRL jest jednak przyzwyczajona do tego że nad nimi jest jakaś "niebotyczna" władza, jak niektórzy mówią wierchuszka, która jest nie do ruszenia i którą należy z ww. powodów tolerować. Nie chcemy atakować kół i ludzi, którzy tam działają po to by mogli pójść nad wodę i połowić ryby, bo my chcemy tego samego, będąc przecież w dużej mierze członkami tych kół.
Sprawa jest bardzej skomplikowana jeśli się spojrzy na aspekt prawny, teoretycznie ustawa o rybactwie mówi jasno, wody publiczne stojące (nie będące stawami), wystarczy karta wędkarska, wody publiczne płynące, zezwolenie od uprawnionego do rybactwa na dany obwód rybacki+karta wędkarska, gdzie jest tutaj mowa by pośrednikiem było jakieś stowarzyszenie? Ustawa ta działała w PRL i wtedy PZW nie wystawiało zezwoleń, bo tamto państwo prawo miało za nic i wystarczyła czerwona książeczka by podejmować decyzje. Czerwony sztandar uznał że PZW nie musi sprzedawać zezwoleń, bo wystarczy legitymacja, pamiętacie film "Co mi zrobisz ja mnie złapiesz" i słynne wołanie strażnika basenu: Legitymacja! Po 89 roku siła legitymacji się skończyła i chcąc nie chcąc Z.G. PZW zaczął wydawać zezwolenia wymagane ustawą ale aby to robić musiał stać się najpierw rybakiem, bo tylko rybacy mogą startować w przetargach na użytkowanie obwodów. W PRL nie musiał tego robić. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, gdzie organizacja wędkarska chcąc gospodarować wodami musi stać się "rybakiem" a że przynosi to dochód to Z.G. PZW idzie tą drogą, powodując jednocześnie, u swoich członków rozdwojenie jaźni.
Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że obecna ustawa nie widzi żadnej roli dla stowarzyszenia jeśli chce się wędkować na wodzie publicznej, ponieważ zakłada że wszystkie te wody, w obwodach rybackich, oddaje się, jak sama nazwa wskazuje, w użytkowanie rybackie! jednocześnie widząc rolę w przeprowadzaniu egzaminów na kartę wędkarską. To oczywisty bałagan logiczny cechujący polskie prawo, które jest zmieniane chaotycznie, niespójnie i często zawierające sprzeczności.