Witajcie!
Gratuluję wszystkim wyników, a w szczególności tego karasia

Jako że od wczoraj jestem na wakacjach, to dziś razem z synem wybraliśmy się na pobliską komercję. I od razu chcę uprzedzić – zanim ktoś po obejrzeniu zdjęć, które później wrzucę, zapyta: „Gdzie mata?” i będzie miał ochotę rzucić we mnie jeszcze ciepłą… to uprzedzam – na tej komercji rolę maty pełnią... dywany

Na łowisku byliśmy pierwsi – szybka obczajka, gdzie ryba się pławi – po drugiej stronie. Szybkie rozkładanie sprzętu – syn łowi od razu na wypożyczonym zestawie, ja przerobiłem zestaw na Methodę, bo jak to zwykle bywa – coś z własnego sprzętu zabieram na wakacje. Rozrobiłem Sonubaits mmm, pellet krylowy 2 i 4 mm – klasyka, i do wody.
Pierwszy problem już przy pierwszym rzucie – żyłka z wypożyczonej wędki przypominała linkę holowniczą, jaką mój tata woził w Tarpanie, żeby w zimie „Maluchy” z zasp wyciągać

Rzuty w zaplanowane miejsce nie wychodziły, ale wiara w Almighty Methodę była!
Syn łowił, a ja siedziałem z boku. Co najwyżej mogłem pomóc podbierać albo na chwilę przejąć kij, jak biceps młodemu wysiadał. Pojawili się inni wędkarze – wszyscy łowili w tempie mojego młodego, a ja nadal nic.
Zmartwiony właściciel stawu (jak się później okazało) podszedł, spojrzał na mój zestaw, złapał za nóż, odciął go i wrzucił do wiadra z miksem, burknął „no good”, po czym założył lokalny zestaw. Nabity, machnięcie techniką z plaży, żyłka zatopiona i: „Now fishing – big fish.”
No i cóż – jak powiedział, tak się stało. Moja wędka w końcu zaczęła łowić. I zaczęła się jazda: ładujesz zestaw, wyciągasz, lądujesz, znowu wyciągasz…b... Z tą różnicą, że tu trzeba było się trochę natrudzić, żeby na rybkę ręce położyć.
Właściciel mówił po angielsku jak ja po tajsku – coś tam się dogadaliśmy, ale żeby z tego jakaś wiedza została, to raczej nie. Mimo to – bardzo fajny gość, przyniósł swoje atraktory i pilnował, żebym nadrobił straty po tych „europejskich wynalazkach”

Tym razem niestety Methoda się nie sprawdziła – za to tajski rig ze sprężyną jak najbardziej. Zdjęcia zestawu niestety nie mam, ale wrzucę fotkę tajskiego Method Mixu i OC Ringersa.
Te ryby to w Tajlandii znane są jako Giant Mekong Catfish, a na naszych stołach – dzięki Wietnamowi – jako panga.
Cała ta sprawa z tą rybą tutaj jest trochę jak u nas z jesiotrem.
Holowanie – super sprawa, choć cała otoczka średnio klimatyczna. Młody zadowolony – po powrocie stwierdził, że mu mięśnie urosną po tych rybach, więc jakiś „gain” jest

Trzymajcie się! Mam nadzieję, że relacja i zdjęcia się spodobają – liczę, że na tych wakacjach jeszcze coś bardziej „gatunkowego” się trafi

Pozdrawiam!






Wysłane z mojego SM-S928B przy użyciu Tapatalka