Cześć.
Widzę, że wywiązała się zacięta, ideologicznie wręcz podszyta, dyskusja nad kawałkiem żelatynowej galaretki... zahaczająca o ogólną filozofię sportu

Co ciekawe, i od tego zacznę - zakładam i spodziewam się, że żaden z Was, a szczególnie Kolega "piszczu", który ma najwięcej do powiedzenia - wraz z zarzucaniem mi nieuczciwości, kombinatorstwa, braku szczerych sportowych intencji, czy wręcz (o zgrozo!) - skłonności do nęcenia kamieniami w mojej niecnej walce o pietruszkę i pucharek z pazłotka w zawodach Koła - nie próbował nawet takiego żelka zrobić... mam racje?
Bo, gdybyście spróbowali (a ja do tego nieodmiennie zachęcam, jest wręcz niemal gotowy przepis w wątku), to Kolegi "piszczu" argumenty i dumania o nieuczciwym łowieniu na ten twór kilogramów uklei, czy dwudziestu płoci bez zmiany przynęty - sami byście zbyli gromkim śmiechem
Bardzo pilnuję się, by pisać z kulturą i spokojem - bo nie ukrywam, że targają mną dość mocne emocje po tym, jak naczytałem się jakie to mam spaczone poczucie moralności i niesportowe intencje

...
To najpierw rzeczowo, kilka faktów i sprostowań co do stanu / postaci fizyko-chemicznej mojej przynęty, i empirycznych wniosków z łowienia nią:
- Fizyki i chemii się nie oszuka. Właściwości tworu, detrminują właściwości i interakcje jego składników. A taka żelatyna - ma to do siebie, że rozpuszcza się w wodzie - gdyby nie to, to byście mogli swoim dziatkom misie Haribo na sztuki kupować, bo jeden starczał by na cały dzień

.
Mieszanina składników wyłącznie naturalnych i spożywczych - daje wytwór/twór naturalny i spożywczy. Dorabianie ideologi, że imitowanie ochotki, czy nadawanie im formy mającej zmylić/skusić rybę czyni z moich żelków przynętę sztuczną jest śmieszne... Intencja wykorzystania nie zmienia cech fizycznych przedmiotu.
Jak dajesz dziecku żelkowego robaka o smaku jabłka czy innej cytryny - to nie oznacza, że ciumka cytrynową rosówkę. Tyle.
- Wytworzenie żelka tak "zbetonowanego" (jak to określił Kolega), by łowić nim przez całą turę - nie jest fizycznie wykonalne (patrz pkt 1). Żelek ma wyjściowo strukturę i konsystencję makaronowej nitki ugotowanej al dente, po minucie w wodzie - ma strukturę makaronowej nitki ugtowanej na miękko, a po 5 minutach - strukturę mocno rozgotowanego makaronu. Nie udało mi się, nawet w szybkościowym łowieniu drobniutkiej ryby - złowić więcej niż dwie ryby na tą samą przynętę... pinka i biały jest 10 x trwalszy i odporniejszy na ściąganie z haka!
(Tu dygresja - czy Kolega "piszczu" zna taki wynalazek jak karmelizowana w melasie, suszona pinka? Takim robakiem, jak go założysz na hak - to połowisz co najmniej ćwierć tury te uklejki

To też będzie oszukaństwo w Twoim rozumieniu sportu?)
- prawdziwa ochotka wabi lepiej. Z tym nawet nie dyskutuję.
- realne przewagi mojej żelatynowej imitacji nad żywą ochotką są takie - że, po pierwsze - możesz ją po prostu mieć w torbie, na zapas, bez całego ceremoniału związanego z utrzymaniem przu życiu ochotki prawdziwej. A po drugie - że w specyficznych warunkach, gdy łowić chcesz większe ryby przy dnie, a sieczka przeszkadza - to (co wypraktykowałem, a nie było intencją przy tworzeniu przynęty) pozwala w pewnym stopniu tą sieczkę ominąć.
I jeszcze mam kilka uwag do Kolegi "piszczu", w szczególności:
Tak, uważam że moje zachowanie jest fair play. Uważam, że mam pełne prawo, startując - nawet w zawodach o pietruszkę, ale też jakichkolwiek innych, do szukania sposobów na poprawienie moich wyników względem konkurentów w rywalizacji. Uważam, że moje rozumienie sportowej rywalizacji jest właściwe - w moim przekonaniu, polega ona właśnie na szukaniu przewag nad rywalami i wykorzystywaniu ich w ramach ustalonych regulaminem zasad danej konkurencji/dyscypliny. Więcej Ci powiem - dopuszczam jako zupełnie normalne (czego właśnie Ty, zdajesz się nie pojmować), że i ONI, czyli konkurenci z którymi rywalizuję - mają takie samo prawo i możliwości! Kto, komu zabrania kombinowania po swojemu, by zyskać przewagę? Na tym to polega przecież... i tu się dzieje właśnie rozwój sportu. To ogólnie.
To nie jest sport "zero-jedynkowy" jak boks, gdzie staje dwóch przeciw sobie, a po walce stoi tylko ten co ma rękę szybszą i pysk wytrzymalszy...
Wszelkie sporty wymagające "narzędzi", w tym wędkarstwo - zawierają w swojej specyfice wymagania zarówno co do czysto technicznych umiejętności zawodnika, jak i możliwość rywalizowania sprzętem, osprzętem i wyposażeniem - dlatego, od bambusów - doszliśmy do carbonu, dlatego z taboretu - przeszliśmy na kombajny wędkarskie, dlatego z nęcenia chlebem i otrębami - przeszliśmy na specjalistyczne, kierunkowane pod preferencje zanęty i przynęty.
Dlatego, w rywalizacji wędkarskiej - tak jak nikt nie ingeruje i nie powinien w to co dodawane jest do zanęt dla dosmaczenia i podniesienia ich atrakcyjność względem konkurentów, nikt nie unifikuje sprzętu czy osprzętu - tak też nikt nie unifikuje przynęt. I nie może! Bo co to by była za rywalizacja?
Oczywiście - w ramach ustalonego kagańca zasad które obowiązują wszystkich po równo. Bo to te zasady UNIFIKUJĄ ograniczenia równo dla wszystkich, pozwalając na zdrową rywalizację na wszystkich płaszczyznach tego co określamy całością "warsztatu" zawodnika - czy to jest waga albo długość tyczki, czy grubość żyłki na zestawie, czy rozmiar gumy w topie, czy ilość/rodzaj komponentów w zanęcie, rozmiar oczka w sicie do gliny, czy aromat robaka na haczyku... I tak to działa i powinno działać! W ramach ograniczeń regulaminu - "masz łeb i ch*!, to kombinuj..."
I o to się rozchodzi.
Ty twierdzisz, że moje przynęty są oszukaństwem i nie fair w rywalizacji. Mimo, że fizyko-chemicznie są tworem naturalnym. Mimo, że nie doczekaliśmy się jak dotąd żadnej wykładni przepisów ze strony kogoś kompetentnego (Sędzia sportu wędkarskiego), mimo - że z bezpośredniej interpretacji regulaminu - nie wynika wykluczenie takiej przynęty.
Ale argumentem jest tylko Twoje (moim zdaniem spaczone) pojmowanie definicji "czystości intencji" rywalizacji, i Twoje subiektywne stwierdzenie że to przynęta sztuczna i w sporcie nieuczciwa. Ale poparcia na to nie masz, poza swoimi tezami i teoriami...
To, jeszcze na koniec zapytam, z czystej ciekawości, zupełnie niezłośliwie - aby sprawdzić czy jesteś konsekwentny w Twoim pojmowaniu "czystych intencji" w sporcie wędkarskim:
Czy jak w czasie rozmów przed zawodami, okaże się że tylko Ty masz świeżego joka - to co? dzielisz się nim ze wszystkimi by wyrównać szanse?
Czy jak się okaże, że masz lepszą od konkurentów zanętę, to co - odsypujesz każdemu po troszkę?
Czy jak tylko Tobie uda się posiadać dobrej jakości ochotkę haczykową - to co? łowisz na pinkę, bo to nie fair jest mieć przewagę?
Jak już szczerze odpowiesz na powyższe - to weź Kolego w buty wsadź sobie Twoją ocenę moralną moich starań, kombinacji, eksperymentów. I mojej postawy względem fair-play.
Mam ją w nosie, tym bardziej że ja nie bywam i nie zamierzam na poważniejszych zawodach. Nie mój poziom "czystości intencji" jak się okazuje. Zostanę przy walce o pietruszkę... z przyjemnością i satysfakcją łowiąć na swoje żelkowe ochotki - chyba, że wypowie się kompetentny jurysta regulaminu. I definitywnie powie że nie wolno - to przestanę.
I tyle.
Jak jeszcze Kogoś, razi moralna wątpliwość stosowania własnoręcznie wykonanych imitacji ochotki z żelatyny, mąki i aromatu - w wędkowaniu czy to rekreacyjnym czy sportowym - proszę o zabranie głosu.
Poproszę wtedy Moderatorów o zamknięcie/usunięcie wątku. Bo nie po to go inicjowałem, by być nazywanym oszustem, tylko byśmy mogli kolektywnie wypracować coś fajnego i nowego... co nie udało się jak dotąd.
A dodatkowo - wątek skręca w wątpliwym kierunku. Mnie się już odechciało.
Pozdrawiam, Andrzej