W 2001 roku zgłaszałem szkodę do PZU i pamiętam jak "dziadek", wprowadzał palcem wskazującym jednej ręki moje dane przez kilkanaście minut co chwila się myląc i wołając kolegę, by pomógł mu poprawić dane, dla mnie trwało to wieczność.
To co mi pierwsze przyszło do głowy po przeczytaniu powyższych wypowiedzi, znając dziadków borowych, którzy w kołach zajmują się zarządzaniem, to będzie katastrofa organizacyjna, i przeciętny Jan Kowalski dowie się, że ma na imię Józef.
Może już jestem zbyt anty do tej organizacji (chociaż nie zawsze), wszelkie próby polepszenia sytuacji powinny być realizowane, ale jakoś jestem pewny, że prędzej, czy później okaże się jakaś muka, za którą zapłacimy z naszych składek.