Ja bym myślał tutaj nie tylko o nęceniu, ale także o wietrze. Jest on podstawą, i leszcz lubi ciepły wiatr z południowego zachodu. Samo ustawienie się twarzą do takiego wiatru daje już dużo, choc wielu nie lubi tak łowić. Jeżeli pomyslimy o tym jak ryba zachowuje się w łowisku, to na wielu wodach, będzie ona podążala w miejsca, gdzie fala i ruch wody gromadzi osady. Nie musi być to sam brzeg, po na półce będzie żerował karp i lin, leszcz raczej będzie penetrował stoki górek dalej od brzegu.
Łowca leszczy powinien myśleć dokładnie jak karpiarz i robić podobnie. Obserwować łowisko wpierw. To podstawa. Ruch wody, działanie słońca to pierwsza rzecz. Druga to spławy. Bo leszcz spławia się tam gdzie żeruje, nawet jak jest głęboko (przynajmniej takie są moje obserwacje do 5 metrów). Jeżeli ktoś poobserwuje wodę z lornetką przez godzinę, dwie, to może uzyskać dokładne namiary na stada.
Następna rzecz - badanie dna. Leszcz lubi twarde dno. Na takim najlepiej podawać ziarna czy pellety, robić dywan. To kolejny 'fundament'. Nie lubi on zielska, i znalezienie wolnego miejsca, twardego - to większe szanse na sukces. Leszcze są stadnymi zwierzakami i przemierzają spore odległości w poszukiwaniu pokarmu, na filmach widać na jakiej prędkości to robią... Jeżeli dojdzie do tego zapach i kolor - naprowadza się je łatwiej (ryba nie musi wcale pływać z pyskiem przy dnie, często robi to będąc znacznie wyżej). Dlatego marker jest tak przydatny, bo samo obstukanie dna i wytypowanie miejsca feederem jest raczej niemożliwe. Pamiętajmy, że łowimy duże leszcze daleko, i plecionka musi być aby przekazać czytelnie rodzaj dna.
Kolejna rzecz - odległość. Czytam artykuły poświęcone dużym leszczom, i zdecydowanie te największe łowi się daleko od brzegu. Potrzeba więc mocnego sprzętu (dlatego z łódki jest o wiele łatwiej), często kij 3.60 z kołowrotkiem 4000 i żyłką to za mało. Muszą to być już większe młynki, warto tez zaadoptować plecionkę, koniecznie ze strzałówką z żyłki, odpowiednie koszyki. O ile dutch method jest OK, to jednak wolałbym karpiówki do takich zadań. Bo tutaj lepiej zarzucać rzadziej, ale konkretniej (duża Metoda na przykład). Ponadto duży leszcz to ryba nocna głównie, i karpiówka z alarmem to logiczny wybór na nocne zasiadki.
Kolejna rzecz to nęcenie i przynęty. Leszcze jedzą dużo, i nie podchodzą do byle czego. Jak towaru jest mało, to często jest branie i ryba odpływa. DLatego trzeba się umiejętnie dopasować. Tutaj znowu marker /spod jest OK, bo jeżeli mamy brania, to trzeba tez donęcać. Wiele leszczy żyje w duzych stadach, aby złowić te największe sztuki, trzeba mieć możliwość dobrania się do nich, a to najlepiej jest robić po prostu łowiąc wiele z nich. Może byc 60+ cm, jedna za drugą, aż wpadnie 70cm... Bez konkretnego nęcenia się nie obejdzie, chyba, że liczymy na farta. Oczywiście - trzeba też wiedzieć kiedy nie donęcać

Z przynęt bazowałbym na kolorze żółtym, stąd kukurydza i wszelkie bałwanki działają tak dobrze, zwłaszcza w wersji pop up. Spróbowałbym tez gumowe imitacje namaczać w różnego rodzaju roztworach, betalina, alkohol, dipy - to działa bardzo dobrze. Podstawą jest używanie torebek PVA, dodawanych do takiej przynęty. Nie jest wtedy ona osamotniona, i jest większa szansa, że ryba się tym zainteresuje. Kulki i pellety tez dobrze działają, jednak tutaj nie zawsze taka przynęta wabi skutecznie. Woda stojąca to nie rzeka, gdzie ryba porusza sie pod prąd lustrując dno i czując zapach tego co przed nią. Tutaj bazuje na wzroku, na tym co się podnosi kilka cm nad dnem. Jeżeli pomyślimy, to leszcz jest pół metra-metr nad dnem i ma duży zasięg wzroku, wybiera często to co odróżnia się od dna i wygląda jak pokarm, pikując i sprawdzając. Według mnie dlatego przy dużych sztukach ma to spore znaczenie, i często kolor żółty lub podniesienie przynęty nad dno da lepsze efekty, niż na przykład maskujący się na dnie pellet halibutowy (ale ten jak jest w otoczeniu innych pelletów z torebki PVA, wygląda już lepiej i jest łatwiejszy do zauważenia). Warto samemu kombinować z przynętami i ich kolorem lub zapachem...
Brania... Tutaj też trzeba mieć świadomość tego jak bierze leszcz. Nie ma zazwyczaj pięknych odjazdów, i gry hamulca, leszcz to rytmiczne pociągnięcia, biorące się z tego, że po zacięciu szarpie on łbem próbując pozbyć się przynęty. Boleśnie przekonałem się o tym na Sonningu, nie łowiąc wiele w nocy... Okazało się, że na alarmie były to przesuniećia się hangera, rytmicznie góra-dół, alarm często nawet tego nie rejestrował. Niestety, odległość i żyłka tłumi brania bardzo mocno. Zauważyłem to dopiero nad ranem, jak było jasno. A miałem w nocy piknięcia, i zapewne kilka brań. Nie donęcałem, bo myślałem, że ryby nie ma w łowisku...
Polecałbym haki z mikrozadziorem, Wide Gape z Drennana jest idealny - rozmiar 4,6 i 8 świetnie się spisze, jest on o wiele tańszy niż haki karpiowe (4 razy tańszy), a równie mocny, i ma genialny profil.
Z zestawów polecam Metodę ESP i feederowe z dłuższymi przyponami, ewentualnie typowo karpiowe zestawy z ciężarkiem. Metoda jest genialna, bo mamy coś ekstra dla leszcza. Lubi on zanętę, i jeżeli na dywanie z ziaren i pelletów położymy podajnik, ryba nie powinna się długo wzbraniać... Zestawy z przyponami dłuższymi - 50-100 cm też są OK, ważne aby dać torebkę PVA (pellety lub ziarna, mogą też być białe, rozdrobnione kulki proteinowe) i naciągnąć przypon. To u mnie poprawiło wyniki o kilkaset procent. Od kiedy naciągam przypon, samozacięcie jest pewne i brania czytelne, sam zestaw równie skuteczny jak Metoda (czasem nawet skuteczniejszy). Zestawy karpiowe też są bardzo dobre, zwłaszcza do przynęt podnoszonych.
Tyle ode mnie w temacie... Jestem pewien, że w Polsce jest wiele łowisk z wielkimi leszczami. Jako, że są ostrożne, rzadko padają łupem wędkarzy. Te największe będą i tak łowione przez karpiarzy, a oni zwracają ryby wodzie. Warto rozmawiać właśnie z nimi robiąc wywiad, często podadzą nam wiele ciekawych rzeczy (o leszczach będą chcieli mówić więcej zapewne, jak rozmawiacie, to powiedzcie na początku, że wypuszczacie ryby, to wiele pomoże).
Mi zajęło sporo czasu znalezienie wód z dużymi leszczami. Zasięgałem języka, pytałem, analizowałem. Przyszły sezon mam o wiele łatwiejszy, bo mam już pojęcie, gdzie na moich zbiornikach siedzi ryba, znam już głębokość, układ dna, więc mam nadzieję na udane łowy. Według mnie idealna pora to marzec-maj, nie ma zielska na dnie, ryba zaś przed tarłem ostro żeruje, noc jest dłuższa, mniejszy jest więc ruch na wodzie i ryba czuje się znacznie pewniej. Jesień to też świetny czas - ale w moim przypadku na rzekach. Najlepsze leszczowe wody stojące są już obrośnięte, nie znam jeszcze na tyle dobrze miejscówek, aby wiedzieć gdzie są czyste miejsca, wolę rzeki jednak (brzana, brzan, brzana)...