Gratuluje wyników Panowie!
Konkretnie znowu - chociaż nie wszystkim szczęście dopisało. Pogoda...
U mnie właśnie pogoda wczoraj zdominowała łowienie na Milton Lake. Wybrałem się tam po kilku miesiącach, woda wyglądał ładnie, lilie w nowych miejscach, pięknie zapowiadający się dzień. A tutaj? Rozkładam się a ludzi nic nie łowią. Cisza jak makiem zasiał. Po analizie okazało się, że oprócz upału i słońca, był wschodni wiatr i pełnia. Na dodatek, jakieś drzewa lub rośliny 'pyliły' czymś podobnym do bawełny, jak topole w maju. Padał jakby śnieg, i po pewnym czasie na wodzie pełno było tego paskudztwa, które utrudniało strasznie łowienie tyczką i feederem. Przytykały się przelotki, nie można było zarzucić, przynęta i śruciny oblepione. Masakra. Co ciekawe nie zerował w ogóle lin. Pierwszy raz się spotkałem aby tak bardzo bojkotował wędkarskie wysiłki
Wpadło: 23 karasie, jedna płoć - 37 cm (druga największa płoć w tym sezonie) oraz na pożegnanie - jeden lin. Połowiłbym bym więcej, ale jak już dobrałem się do ryb i miałem passę, wiatr zawiał i miałem u siebie kożuch farfocli i jakiegoś tłuszczu. Przeszkoda nie do pokonania. DObrze, że wiatr zawiał z innej strony po godzinie i kożuch popłynął. Wielu wędkarzy zblankowało lub złowiło jedną lub kilka rybek zaledwie.
I jeszcze jedno. Zdecydowana większość łowiła wędkami z alarmami. Na Trygłąwa i Swaroga! Linowo-karasiowe łowisko, a ci ze sprzętem na karpie i taktyką 'mało i prawie w ogóle'. Trochę źle mi na to patrzeć, ludzie powoli wybierają model wędkarstwa polegający na siedzeniu na fotelu i wyczekiwanie na dźwięk alarmu. Zero pracy nad tym aby złowić rybę, podejść ją, oszukać... Quo Vadis wędkarzu?