Kolejny weekend spędzony nad Bugiem, celem głównym był sum, ale żeby złowić suma trzeba mieć dobrego żywca, więc sobota około 9.00 rano wyspany i zaopatrzony w prowianty i sprzęt niezbędny do całodziennego łowienia jestem nad brzegiem rzeki. Miejscówka nęcona od dobrego miesiąca grochem i kukurydzą, rodzinka łowi w tygodniu, ja w weekendy. Plecy mnie bolały zanim zajechałem, bo jedyna możliwość dojazdu to albo rower, albo motor, albo 8 km z buta, autem nie ma szans, więc i ludzi nie ma, a że kupiłem sobie wędkarskiego Rometa ADV, więc droga zajmuje mi niecałe 10 minut.

Ale wrócimy do tematu ryb, które w sobotę miały minie gdzieś. Czaiłem się na leszcze, to mój główny żywiec w polowaniu na sumy, więc na włosie lądowały na jednym feederze dwa ziarna grochu, a na drugim dwa ziarna gotowanej kuku. Dopiero około 13.00 mam pierwsze konkretne branie i w podbieraku ląduje leszcz około 50 cm, za duży ciut jak na moje potrzeby, więc wraca do wody:

Około 14.00 zwijam jednego feedera i wyjmuję spławikówkę, montuję przystawkę i stawiam zestaw zaraz za trawami przy brzegu, jeszcze dobrze kukurydza konserwowa nie musnęła dna a już przytopiło spławik i mam krąpia, o takiego mi chodziło

Po chili kolejnego i jeszcze jednego, super, wstrzeliłem się na całego, więc co chwila kilka ziaren kukurydzy w celu podnęcenia i spławik non stop wariuje, nawet niewielkie płotki się trafiały od czasu do czasu

Zbiżał się wieczór więc feederki poszły w odstawkę i dwa zestawy sumowe stanęły na brzegu, niestety do 22.00 bez efektów, trzeba się było zwijać, rzeka graniczna, nie wolno na całą noc zostać i łowić, rano w niedzielę byłem znów nad wodą, tak gdzieś przed 4.00, żywce miałem z dnia poprzedniego, więc znów w pogoni za sumem stanęły dwa zestawy do 9.00, ale echo, cisza z drapieżnikiem w tle. Dwie godzinki jeszcze rozłożyłem feederki, posiedziałem do 11.00 podnęciłem grochem i do domu. Od środy urlop, zacznie się łowienie w końcu.
