Przedwczoraj na polnym, dzikim stawie. Grążel, komary, masa zaskrońców i żab. Upał ponad 30'C w cieniu.
Jak zwykle, na hak kukurydza z biedry, tylko nieco stara i już zalatująca. Spławik 1 g na stałe, na agrafce pomiędzy dwoma gumowymi stoperami (najlepszy dla mnie jest Drennan Insert Crystal - widoczność, czułość i perfekcyjne wskazanie brań), żyłka główna 0,18, przypon 0,14 + hak nr 10, potem 0,10 + hak nr 10. "Patyk" Jaxon Arcadia Match 3,6m + młynek Konger Medalist 520 RD. Śrucina 0,8g na żyłce głównej przy przyponie + 0,2g w połowie ~35-centymetrowego przyponu. Przez pierwszą godzinę zmiana gruntu (płycej - głębiej) i szukanie strefy aktualnego przebywania ryb. Przez następne 2 godz. 6-8 karasi +/- 15 cm. Zmiana haka z ciemnego na złoty też poprawiła ilość brań.
Gdy brania ustały, z braku innej przynęty niż kukurydza, zgniotłem nieco chleba z masłem (z kanapek). Karasie brały na taki zagnieciony chleb jak szalone. Okazało się, że w stawie są też płotki. Wynik od godz. 10 do 16 to około 15 karasi srebrzystych. Większe zostawiłem na patelnię, a mikrusy poszły do wody. Zaskrońce, po trzy na raz, kręciły się po brzegu, gdy tylko wyciągnąłem rybkę. Zwabiał je zapach. W dodatku wywęszyły złowione ryby, które trzymałem w wodzie, w metalowej siatce-sadzyku. Gorączkowo usiłowały dobrać się do ryb. Gdy złowiłem kolejnego mikro-karasia (8-9 cm), pozostawiłem go dla zaskrońców. Kiedy jeden z nich kombinował jak dostać się do siatki z rybami, chwyciłem go i podstawiłem mu mikro-karasia. Głód był silniejszy niż strach - zaskroniec chwycił szybko rybkę i odpełzł w krzaki.
Niedzielę siedzę w domu, bo mi upał dał we znaki. Czekam na temperaturę bardziej w okolicach 20'C.