Krótka relacja z 24 godzinnego, przyjemnego (głównie z uwagi na świetne towarzystwo) łowienia na śląskiej komercji. Na rybki wybraliśmy się w pełnym składzie tzn: Maciek (
kucus22), Jędrzej
Jędrula oraz moja osoba. Na miejscu czekał na nas Mirek
e-MarioBros z Kolegą. Niestety na wejściu Mirek powitał nas niezbyt miłą informacją, że rybiszony nie za bardzo chcą współpracować. Woleliśmy usłyszeć co innego

, ale co zrobić zabraliśmy się ostro do pracy. Jak się okazało do końca naszego wędkowania ryby żerowały bardzo kapryśnie, brań było naprawdę mało - mimo kombinacji we wszystkich możliwych kierunkach.
Ja zaliczyłem 6 brań, których efektem było 5 ryb na macie. Niestety w nocy po 10 minutach holu zerwałem jesiotra - żyłka musiała być niestety uszkodzona.
Kolejno stawiły się u mnie do ważenia:
Pełnołuski karp 83 cm; 9,5 kg

Karpik 59 cm, 5 kg

Jesiotr 121 cm, 9 kg


Amur 82 cm, 7 kg

oraz nad ranem drugi jesiotr również 121 cm, ale tym razem ponad 10kg

Co ciekawe przez całą noc nie miałem nawet wskazania z odległości, z której w dzień brały mi ryby, mimo że Jędrzej i Maciek pojedyncze brania, czy też obcierki odnotowali.

Obie nocne ryby - wyciągnięty i zerwany jesiotr wzięły dwa metry od brzegu w zanęconym solidnie miejscu. Poza amurem wszystkie moje ryby połakomiły się na pellety - śmierdziele.
W nocy miała miejsce bardzo ciekawa sytuacja. Jędrzej po zacięciu kilku kilowego karpika poprosił mnie o ściągnięcie sąsiedniej jego wędki. Co ciekawe świecił się przy tej wędce sygnalizator, ale nie było żadnych, najmniejszych ruchów swingera. Byłem więc przekonany, że przy zacinaniu karpia, trącił drugą wędkę i stąd świecący sygnalizator. Podnoszę kij a tu twardy zaczep. Poszarpałem się z nim z pół minuty i odłożyłem kij z powrotem na podpórki - nie będę przecież rwał koledze zestawu. W międzyczasie Jędrzej wyholował karpia, wypuścił go i zabrał się za wędkę w zaczepie. Podnosi ją i zdziwiony pyta mnie gdzie ten zaczep, żyłka luźna, nawet koszyka nie czuje. Zwija i zwija i okazuje się że koszyk jest kilka metrów od naszego brzegu

. Kurcze co to była za ryba na tym kiju, że po przez pół minuty nie ruszyłem jej z miejsca i nie poczułem najmniejszego jej ruchu?

Całe szczęście, że jak już postanowiła ruszyć to popłynęła w kierunku naszego brzegu, bo z tego co kojarzę to odłożyłem kij Jędrzejowi z powrotem na podpórki nie załączając wolnego biegu. Mogło być po kiju.

Po ciemku, w czasie jak Jędrzej ciągnął karpia, moglibyśmy nie zauważyć jak drugi kij podąża do wody

Dziękuję Mirek Tobie i Twojemu Koledze za miłe towarzystwo, a
swojej Ekipie za kolejną udaną i przede wszystkim mile spędzoną wyprawę.
