Wróciłem z miasta
Tak, byłem dziś w sąsiednim mieście, w zupełnie nie wędkarskim celu. Okazało się że mam trzy godziny wolnego. To wybrałem się na spacer. Zaszedłem do parku. Wypatrzyłem malutki stawek. Taka sadzawka ze 25 m długa i może 15 szeroka. Wędkował tam chłopak. Podszedłem, zagadałem... Mówi że dopiero dziś zaczyna i jeszcze pusto. Ale łapie tu karasie i czasem lina trafia... Mówi że wczoraj złapał tutaj karasia pół kilo. Faktycznie, złowienie tej ryby za chwilę potwierdził jakiś miejscowy starszy Pan, który do nas zaszedł.
Chłopak przez około dwie godziny złowił chyba 7 czy 8 karasi. Może się to wydawać przeciętnym wynikiem. Ale gdybyście widzieli jego sprzęt. Zdecydowana większość z Was nie wzięła by tego do ręki. Co najwyżej dała dziecku do zabawy. Jakiś teleskop z 270 cm, dość gruba żyłka, spławik na oko 2,5 - 3g... Maleńki, jakiś niemal zabawkowy kołowroteczek...Grunt raz taki, raz inny...Co tu gadać
Ale też dużym utrudnieniem były liście na wodzie.
A co jeszcze ciekawsze, ładnie żerował lin! Tak, były piękne żerowania lina. Po dzisiejszej zimnej nocy. No i w końcu to 27 październik.
Widziałem z 8-10 przepięknych bąblowań.
Z lepszym sprzętem złowienie lina nie stanowiło by dziś żadnego problemu. Pewnie dałoby radę złowić nawet ze dwa trzy liny. Tak myślę.
Zresztą chłopak moim zdaniem przenęcił ryby. Do wody wrzucił kulę zanęty wielkości dużego grejfruta. Jak na tak maleńką wodę i tę porę roku, to chyba zdecydowanie za dużo.
Mówił że łapie te karasie głównie na żywca. Czasem trafia nawet 20-30 sztuk. Nie sądzę że koloryzował.
Do czego zmierzam. - To kolejna (!) sytuacja, kiedy przekonałem się, że ryby obecnie są w naszym kraju. Nawet w dużych i ogromnych ilościach.
Warunkiem jest mała presja wędkarska i brak kłusownictwa.