Witam
Kolejny pechowy wyjazd, część dalsza... Dla kolegów, którzy lubią czytać mój wątek - to zapraszam!
Z kolegą Piotrkiem wybrałem się wspólnie na nocne wędkowanie. Jak widzicie na zdjęciu, trochę mojego sprzętu, od dwóch lat nie byłem na nocce, to trochę tego sprzętu doszło. A ograniczyłem się do najważniejszych rzeczy

Piotrek po mnie przyjechał, załadowaliśmy mój sprzęt, chwila jazdy, łowisko nie daleko Kielc, nowe miejsce, w którym jeszcze nie wędkowałem. Po prostu pojechałem w miejsce w którym tydzień wcześniej, Piotrek złowił ładnego karpia - ponad 8 kg. Oczywiście woda ogólnodostępna. Tak się podjarałem tym wyjazdem, że w końcu będę mógł powędkować w nocy w towarzystwie kolegi Piotrka.

Wiadro zanęty, które przygotowałem. Trzeba podsypać trochę rybkom do żarcia. Oczywiście miejscówka Piotrka była zajęta, wędkarzy powiem brzydko było w chuj, trzeba było siąść tam, gdzie było wolne miejsce na łowisku. Bo ryba na tym łowisku często brała, telefony komórkowe, plotki ludzi i całe łowisko ludzi, w pogoni za karpiem - ze mną na czele. A więc zanęcę najpierw koledze Piotrkowi stanowisko, które miał obok mnie.

Piotrek pomału zaczął się rozkładać, a ja mu trochę podsypałem. Połowę tego co miałem

A co tam, trzeba się z kolegą podzielić


Trochę ciężkiej pracy, Piotr łowisko ma zanęcone.

Jeszcze kilka rzutów. Biorę resztę, zanęcę sobie teraz swoje stanowisko.

Rzucałem aż się zmęczyłem. Zostało mi na samym dnie resztka. Nagle rzut, ściągam rakietę, a tu zwijam samą plecionkę. Rakieta FOXa poszła się je*ać... Jeszcze nie zacząłem łowić, a już odechciało mi się wędkowania. Tak się wkurwiłem. Co wyjazd to straty. Trudno.

Trudno, zwinąłem plecionkę, rozebrałem się. Zobaczę, może tam jest płytko. Piotrek mówił, że jest ponad 3 m, ale popłynę to zobaczę.

Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem, przynajmniej sobie popływałem. Woda była ciepła, a łowisko na noc zanęcone i sobie myślę. Dość, że zerwałem spoba, to jeszcze się nie otworzył, dlatego poszedł na dno... Bo jakby się otworzył, to by nie zatonął, bo puste spoby FOXa nie toną.

No nic, trzeba było rozłożyć swoje stanowisko, Piotrek już był rozłożony, bo rozkładał się gdy ja nęciłem. Rozłożyłem stanowisko, na parasol narzuciłem tropik, pogoda była do bani, większość dnia padało.

Wędki mokły, zero wskazać na sygnalizatorach... Wędkarze jak na zawodach.

Mata moknie, miarka moknie, podbierak nie był użyteczny a też mókł

Przynajmniej ja mam sucho pod swoim parasolem, a zapowiadał się cały dzień z taką pogodą...

Później przestało padać, Piotrek miał maszynkę. Zrobiliśmy sobie kawkę.

Zrobię sobie PVA na noc, wziąłem wiadro z przynętami. Musze zrobić kilka kiełbasek na nocne łowienie.

Kruszarka w ruch, kulki i pelety do mielenia.

Trochę pracy i mamy mix do nabijania torebek i siatki PVA.

Z torebek PVA zrobiłem kilka kiełbasek, na jedną wędkę na noc wystarczy. Strzykawka, żeby wtrysnąć jakiś dip przed rzutem do wody.

Piotrek miał jakieś podciągnięcie, ale, że był pod parasolem, to nie zdążył w zacięciu ryby... Chociaż chłopak miał jakiś odjazd, nie tak jak ja... Po prostu bezrybie...

Później przyjechali znajomi Piotrka, jeden kolega w raz z Piotrkiem stanął na jego stanowisku, wspólnie wędkowali z jednego miejsca. Niestety inni musieli przejść na drugą stronę zbiornika z całym majdanem, tam gdzie były na noc wolne stanowiska.

Ciągle padało, zrobiło się ciemno, Piotrek znów miał jakieś branie, ale nie zaciął... Raczej to ryba się zacięła. U mnie znów cisza, łowiłem na większe przynęty, jak karp to ma być karp, a nie jakiś gruźlik - leszczyk

Jego kolega, też w tamtym tygodniu jak wędkował z Piotrkiem, też złowił karpia takiego około 6 kg. Mówił, żeby się nie piep*rzyć z drobnymi przynętami. Zakładał kulki 20 mm, więc ja postanowiłem też łowić na duże przynęty. Niestety z marnym skutkiem.

Ryba nie bierze, zimno jak cholera, pada co jakiś czas, przynajmniej ja mam sucho i światło, które zamontowałem na tripodzie z lamp, które prezentowałem wcześniej i również miałem je przy stoliku. Zbiornik nie duży, było nas kilku łowiących na noc. Nikt nic nie złowił, nawet nie było słychać żadnych dźwięków.

Rano się rozwidniło, Piotrek miał jeszcze dwa brania, jednego nie zaciął, z drugiego brania jakiś większy leszcz mu się spiął. Na bank to był leszcz, bo było pełno śluzu na jego przyponie. Ja miałem dwa podciągnięcia, ale zaciąłem a ryby nawet nie czułem. Jakaś drobnica skubała przynętę, albo ryba przepływała obok i zahaczyła o żyłkę

Ja postanowiłem przejść się tam, gdzie woda wychodzi z zalewu, jak na zdjęciu - ta wanna - bo wszystko co pływa na tym zbiorniku wpada do tej wanny, pomyślałem sobie, że może w nocy ten spob się otworzył i popłynął z prądem do tej "wanny". Niestety, ale tam go nie było

Wróciłem na stanowisko, o 7 rano już nie było sensu siedzieć, bo ryba nie brała, na tylu wędkarzy co było i każdy wsypał zanęty, tak jak ja, to ryba miała co żreć na tym łowisku i było nas za dużo i za głośno. Niestety... Więc postanowiliśmy jechać do domu. Reszta wędkarzy została, nowi w niedzielę zaczęli się zjeżdżać, wszak poszła taka plotka, czy prawda - że ryba tutaj bierze, lecz nie dla mnie

Przychodzi taki dzień, że się wraca jak to się mówi o kiju, ten dzień nadszedł. I oby było ich jak najmniej.

Pozdrawiam
PS. Szczególnie pozdrowienia dla Piotrka, który mnie zabrał na to łowisko. Dziękuję Ci za to, że wspólnie mogłem z Tobą powędkować. Ryba nie brała, ale jeszcze wspólnie razem połowimy. Dziękuję jeszcze raz.