Na wstępie dziękuję kolegom, że się podoba Wam mój opis i zapraszam do przeczytania z dzisiejszego połowu
A więc:
Dzień wolny od pracy, zapisałem się na wyjazd na ryby, ze swojego koła. Pojechaliśmy połowić na rzekę - Polską Królową Rzek. Przygotowałem się, nie spałem, ponieważ wyjazd był zaplanowany na 1 w nocy. To nie było sensu kłaść się spać.
Parę minut przed 1, byłem na przystanku, doszedł do mnie kolega, który razem ze mną wsiadał z tego przystanku. Czekaliśmy na busa w umówionym miejscu. Samochód przyjechał, załadowaliśmy sprzęt, jedziemy po drodze poprzez poszczególne osiedla zbierając ludzi na dzisiejszy wyjazd. Jechało nas 13 osób. Tyle osób, było zainteresowanych wyjazdem na tą rzekę, na którą jechaliśmy. Zeszło nam godzinę, z zebraniem wszystkich ludzi. Bus miał przyczepę, więc ładowaliśmy wszystko na przyczepkę i nam zeszło godzinę czasu nad wyjazdem z Kielc w końcu na ryby. Godzina 2 w nocy, czas jechać.
Jadąc po drodze, musieliśmy się zaopatrzyć na CPN w potrzebne produkty do przetrwania nad wodą, ognistą wodę oraz napoje, bo od 5 rano jest zakaz sprzedaży alkoholu w miejscu gdzie jedziemy - czyli w Sandomierzu - bo był tam zlot i impreza związana z Światowymi Dniami Młodzieży na Sandomierskich Błoniach, czyli po prostu wędkowaliśmy w centrum Sandomierza na Królowej Polskich Wód - Wiśle.
Zajechaliśmy na miejsce, miejsce było zarezerwowane na zawody, ale nas to nie dotyczyło, bo to było planowane na jutrzejszy dzień. Rozeszliśmy się, każdy w swoją drogę, wędkowanie było do godziny 15, o 15 powrót do busa. Ważenie ryb, bo tradycyjnie była jedna nagroda - o największą rybę - z naszego dzisiejszego wyjazdu. Parę minut po 4 jeszcze ciemno, ale po mału się rozwidnia. Nie oddalając zbyt daleko od busa, wybrałem pierwszą główkę, a raczej jej kawałek, bo reszta była prawie pod wodą, mogłem iść na koniec tej główki, jak widzicie na zdjęciu, ale pomyślałem sobie, że w razie jakbym się rozłożył, a woda w czasie dnia by przybywała, to nie zdążyłbym z całym majdanem zejść z główki po śliskich kamieniach. Więc, postanowiłem łowić 20 m od brzegu w bezpiecznym miejscu na kamieniach.
Trochę było pochmurnie z rana, a mimo to zdążyłem zrobić zdjęcie wschodzącego słońca.
Sprzęt rozłożyłem, wędki szybko zamontowałem, jak to się mówi "z latarką w zębach". Powiązane zestawy i umieszczone w łowisku.
Rozwidniło się, zobaczcie jak woda przelewa się przez główkę.
Jeszcze widok na miasto Sandomierz, które będzie niedługo tętniło życiem młodzieży.
Zanęta na którą dzisiaj łowiłem, pelet Sonu ochotka, pelet 3 mm Halibut, pelety 6 mm do PVA - czyli woreczków.
Na jednej z wędek będę łowił podajnikami do metody, przynęty, pelety, śmierdziuchy. Od jasnych po ciemne.
Na drugiej wędce, koszyk Matrixa 60 g, przypon 50 cm, haczyk 10, 2 pelety po 8 mm w paście. Taki koszyk 60 g, będzie w sam raz w miejsce, gdzie jest mniejszy uciąg, między główkami.
Do koszyka zanęta, w środku robaki, zamknięte zanętą.
Stanowisko przygotowane, sprzęt i akcesoria rozłożone na kamieniach. Czekamy na ryby. Z samego rana, od razu po zarzuceniu pierwszej wędki, jeszcze nie zdążyłem rozłożyć krzesełka, miałem takie uderzenie, zacięcie, opór, nagle pusto... Ściągnąłem zestaw, przypon 0.19 był zerwany. Musiało być coś większego.
Brały mi nie duże leszczyki. Powtarzam - nie duże. Na moich ulubionych zbiornikach koło Kielc, jak zauważyliście z moich relacji większe te leszczyki łowię, niż brały w dzisiejszym dniu na Wiśle... A, że ten wyjazd dzisiejszy był tak jakby mini zawody o największą rybę, postanowiłem, największą rybę jaką złowię wsadzić do siatki i ta ryba, którą trzymam w ręku, na tą chwilę była największa. W razie złowienia większej, wymienię ją na lepszy model
Mniejsze ryby bezpośrednio wracały do wody.
W między czasie barka przepływała w dół rzeki, po piach. I nie długo będzie wracała z pełnym ładunkiem piachu.
Jak widzicie nie daleko wędkowałem od Błoni Sandomierskich, tam gdzie była ta cała impreza. Zaczęliśmy imprezę od Poloneza, jak i oni na błoniach, tak my bawiliśmy się na własnym łowisku
Czyli ja na własnej główce
Całą imprezę było słychać, tylko muzyka katolicka, w między czasie nad Sandomierzem latały 4 helikoptery pilnujące porządku i bezpieczeństwa, tak samo straż pływała w łódkach po Wiśle, pilnując także porządku.
Barka płynie z powrotem z pełnym ładunkiem piachu.
Przestój między braniami. Ryba się relaksuje, ma gdzieś moje przynęty... Więc czas zrobić sobie kilka torebeczek PVA, dla podkreślenia przynęty w łowisku.
Jedna z wędek, większe pelety, pasta, mały pakunek z zanętą.
I taki pakunek z koszykiem nabitym przynętą i robactwem ląduje w wodzie, tak jak i u kolegów, były brania nie dużych leszczyków, jakieś mikro płotki, drobny krąpik. Ale koledzy łowili na pinkę. Ja przeszedłem na większe pelety, bo mam do tej pory takiego leszczyka z 300 g, i myślę, że nim wiele nie zwojuje... To większy pelet, albo ryba albo pipa.
W między czasie do nęcenie miejsca między główkami, gdzie kładłem zestawy.
Ale znów leszczyki... Mniejsze niż mój gigant 300 g. Więc znów zmiana przynęty, 2 czerwone robaki na włos z pakunkiem peletów. Może to skusi jakiegoś większego leszczyka na pobranie przynęty
I oczywiście na branie, które wykorzystam i ryba da mi zwycięstwo w dzisiejszej zabawie!
Barka znów wraca. Fale robi jak na morzu.
Woda jak widzicie bardzo dużo spadła przez ten czas, który łowiłem. Bez problemu doszedłem do końca główki i zrobiłem zdjęcie z oddali mojego stanowiska. Nie będę się przenosił, bo nie ma sensu. Nie długo był koniec imprezy i ważenie ryb.
Z końca mojej główki widać na brzegu moich kolegów, bawiących się przy muzyce płynącej z Sandomierskich Błoni.
Czas szybko leciał, 14:40, o 15 ważenie ryb. Jeśli kogoś nie będzie, nie będzie miał zaliczonego wyniku... A, że ja byłem na 1 główce, najbliżej samochodu, 20 minut zajęło mi spakowanie się i podanie mojej ryby do wagi. Jak się okazało, 14:55 jestem na 1 miejscu! Z wynikiem wagi mojego leszcza 364 g! Co wyjazd oczywiście jakich pech... To by było za piękne, żeby mogło być prawdziwe, przychodzi kolega przed 15. Wyciąga rybę, wrzuca na wagę. Waga wskazuje... 370... Przegrałem
zdarza się.... Trzeba pokazać twarz i pogratulować koledze! Zrobiliśmy ognisko, zjedliśmy kiełbaski, spakowaliśmy sprzęt. Pora wracać do domu. Po drodze, tradycyjnie zwycięzca stawia, zatrzymujemy się na CPN, by zrobić zaopatrzenie na powrotną drogę. Krótka impreza, gdzieś przy lesie. Pod zdrowie zwycięzcy i naszego wspólnego mile spędzonego wyjazdu.
Oczywiście tak jak na wstępie wspomniałem, mieliśmy szczęście, bo jakbyśmy przyjechali jutro, to byśmy musieli zmieniać łowisko - zawody. Jak widzicie na zdjęciu, dla kolegów zainteresowanych wyjazdem w to miejsce, to odradzam, no chyba, że ktoś bierze udział w zawodach zaplanowanych w tym miejscu
Jestem zadowolony z takiego wyjazdu z kolegami z koła, bitwa o 1 miejsce była wyczerpująca, małe różnice wagowe, wszystkie leszcze do siebie podobne
Ryba większa nie chciała brać, tak jakby była zainteresowana tym co się dzieje na Sandomierskich Błoniach
Pierwszy raz wędkowałem w tym miejscu, nie znając miejsca, trochę ryb nałowiłem, odpocząłem, wybawiłem, pośmiałem i wróciłem cały i zdrowy do domu i swojej rodziny
Pozdrawiam