Witam
Dziękuję kolegom za czytanie mojego wątku i gratulacje. A oto dzisiejsza relacja z pobytu nad wodą:
Aż do 2 stycznia mam wolne, lub tylko. Więc postanowiłem dzisiaj też wybrać się nad wodę. Pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do piwnicy wybrać z wanny trochę rosówek. Będę łowił dzisiaj na ciut większe kawałki tej glizdy. Bo jak to się mówi, większy kawałek robaka, większa ryba. Ale tylko się tak mówi.

Później znów męka z włożeniem tych zimowych butów. Ale trzeba jakoś to włożyć, ubrać się ciepło i w końcu wyjść na autobus. Ubrałem się, wszystko miałem porobione i w plecaku przyszykowane, bo wczoraj też byłem na rybach, więc nie musiałem się ponownie pakować.

Zaszedłem na przystanek, miałem jeszcze 3 minuty, więc sprawdziłem w aplikacji jaka dzisiaj będzie pogoda. Jak widzicie, ciśnienie rośnie a ryba nie lubi wzrastającego się ciśnienia. Czuję, że będzie kicha z dzisiejszymi rybami. Wiatr może być mniejszy niż wczoraj, zachmurzone ale bez opadów. Nie będzie zimno, więc może być. Tylko to ciśnienie. No zobaczymy nad wodą. Autobus podjechał, 40 minut jazdy i jesteśmy w Morawicy, w miejscu gdzie będę łowił.

Widok rzeki z mostu, jadąc z autobusu od razu wiem, bo widzę jaki jest stan wody. Woda jest ciut większa niż wczoraj.

Zaszedłem na miejsce, gdzie postanowiłem dzisiaj łowić. Wziąłem ze sobą krzesełko, postanowiłem nie łazić, tylko łowić przez parę godzin w jednym miejscu. Dzisiaj wziąłem krótsza wędkę o długości 3.5 m, bo w razie wiatru nie będzie mi tak wiatr rzucał na prawo i lewo moją wędką. Wiaderko jako stolik, plecak z akcesoriami i oto cały mój majdan na dzisiejszą wyprawę.

Jak widzicie na zdjęciu, tak jak jadąc autobusem zaobserwowałem stan wody i nie myliłem się. Na mojej miejscówce woda była większa o 30 cm niż wczoraj. Te widełki, które ktoś tu wbił z gałęzi, wczoraj nie były zalane i w tym miejscu stałem. Trudno. Nie będę nigdzie łaził. Rozkładam wędkę.

Na początek tak jak i wczoraj wpis w rejestr. Oczywiście nowy na 2017 rok. No bo stary już oddałem.

Rzuciłem siatkę do wody.

I zacząłem łowić. Nie wziąłem dzisiaj zanęty Pyza Baits, po prostu zapomniałem spakować nowej. Ale i tak pierwszy okonik taka 18 cm na dzień dobry.

Wyjąłem licznik i wbijamy pierwszą złowioną rybę.

Ale coś widzę, że coś długo czekam na branie. Potem drugi taki około 20 cm, bawiłem się z gruntem szukając ryby na różnych głębokościach. Nagle odjazd, przycięcie. Coś większego. Jak okazało się, zaciąłem szczupaka. Trochę podjeżdżał, podholowałem go do brzegu, taki ledwie wymiar, może. Odbił mi, w prawej ręce trzymałem wędkę, lewą ręką złapałem za żyłkę, żeby go przyciągnąć. Ale po co? Przecież wiem, że tak nie powinno się robić, bo szczupak zejdzie. I wykrakałem. Szczupak zerwał zestaw i dumnie odpłynął. Wiedziałem, że tak się nie robi, ale zrobiłem. Szkolny błąd. Trudno. Wyjąłem przypony, miałem powiązanych kilka sztuk na to zimowe łowienie. Zamontowałem nowy przypon. Zacząłem łowić dalej. Co jakiś czas okoń, taki do 20 cm. Ale bardzo słabo, powiem szczerze tragicznie przy takim stanie wody. Może dlatego, że nie przynęciłem, bo zapomniałem wziąć zanęty? Albo to ciśnienie, albo woda duża. I ryba spie*rzyła w inny rejon rzeki. Ja wziąłem krzesło, nie będę się już przenosił gdzie indziej, postanowiłem łowić tutaj do końca.

Zarzuciłem wędkę, zrobię sobie przerwę, napiję się kawy.

Mój stolik z najbardziej potrzebnymi rzeczami. Miarka, czyli blacha, wypychacze, bo okoń łapczywie pożera przynętę, licznik no i kawcia.

Woda piękna, miejscówka świetna, no ale ryby naprawdę słabo. To wczorajszy dzień był o niebo lepszy od dzisiejszego. Dzisiaj to nawet te małe pyrdki nie chciały brać.

Wyciągnąłem siatkę, postanowiłem wcześniej jechać do domu, bo od 15 ksiądz chodzi po kolędzie u mnie. A muszę jakoś ogarnąć się, ogolić przed wizytą księdza. Złowiłem 9 okoni od 18 do 22 cm. Wysuszyłem siatkę i jeszcze miałem 40 minut do autobusu i postanowiłem jeszcze zarzucić wędkę, przepuścić parę razy spławik.

Kolejny rzut, chwilę czekałem nagle dno, jest kolejny szczupak. Ta sama historia co z pierwszym, z tym, że podholowałem go pod brzeg, on odbił, nie zrobiłem tego błędu co z pierwszym - nie złapałem za żyłkę, tylko delikatnie wyholowałem go na gnijącą trawę. Jak będzie źle zacięty i tak się zerwie, jak się dobrze zapiął to go wyholuję.

Jest wyholowałem go, położyłem na ręce do zdjęcia, muszę się sprężać. Bo za chwilę mam autobus. Wydaje się być pod łokieć, to wymiar albo prawie wymiar. Przypominam, że szczupak ma wymiar ochronny 50 cm. Ale jednak go zmierzę dla pewności. I tak wróci do wody i tak, bo nie zabieram dzisiaj ryb, ale będę miał chociaż świadomość ile miał cm.

Położyłem delikatnie na siatce, zmierzyłem go szybko, 48 cm. 2 cm brakło do wymiaru. Aż 2 lub tylko 2 cm. Ale ryba wróciła do wody. Za kilka dni okres ochronny szczupaka, niech rośnie. Ja zawinąłem się na autobus, zadowolony z dzisiejszego pobytu nad wodą i kilku złowionych ryb + bonus w postaci szczupaka nie wymiarowego, ale jednak szczupaka.

Pozdrawiam
Ps. zdążyłem, bo już u mnie na klatce chodzą ministranci z księdzem i za chwilę będą u nas
