Dla mnie Mateo sprawa jest prosta. Dopóki ryby były i się wycierały, techniki wędkarskie były niedoskonałe, zaś zarybienia poprawiały całość - rejestry mogły być niepotrzebne. Ja doskonale pamiętam jak trudno było złowić coś co miało więcej niż kilka kilogramów... Problemem był sam sprzęt, skromny wybór przynęt.
Od pewnego momentu jednak nastąpiła rewolucja. Żyłki, kołowrotki, haki, przynęty - kulki, pellety, zanęty, wiele innych rzeczy - to dało łowiącym nową 'broń'. I zaczęto wyjaławiać wody, rok po roku. Aż doszliśmy do stanu, gdzie trudno coś złowić.
Oczywiście, że PZW ponosi winę za rejestry. Musimy sobie zdawać sprawę, że dla nich to rzecz jeszcze bardziej niewygodna niż dla wędkarza. Okręgowy ichtiolog może sądzić coś innego, ale w kołach zbieranie rejestrów to udręka.
Wiadomo, to PZW mając tak olbrzymie pieniądze powinno zrobić wszystko aby uświadomić wędkarzy. Oni przecież widzą co się dzieje z wodami, zatrudniają ichtiologów, zlecają badania, robią operaty, dzierżawią wody. Dlaczego nie ma nacisku na rejestry? Nie mam pojęcia. Gdyby było coś takiego jak mówisz - informacja jak ważny jest to dokument i jak duże znaczenie ma on dla utrzymania populacji ryb na wysokim poziomie, nie było by dziwnych głosów o biurokracji, dręczeniu wędkarzy czy głupocie.
To tylko pokazuje jakie osoby kierują związkiem i w którą strone go prowadzą. Im nie zależy wcale na pozyskiwaniu nowych członków, nikt ich przecież nie rozlicza ze skuteczności. Nie ma wglądu w to, co się wydarzy za lat 5, 10, 15... Rzekłbym, że jest widoczne lenistwo zarządzających, rażąca arogancja, brak wiedzy i kompetencji na to jak powinno się kierować związkiem. Picie wódki, rozdawanie diet, kolesiostwo, przekręty - tak wygląda kierowanie związkiem. Kto by tam słuchał wędkarzy lub martwił się, ze ryb jest mniej? Osoby pokroju byłego prezesa lub jego rzecznika były dowodem na to, że nie wiedza i wyniki decydują o sprawowanej funkcji. Prezes PZW był i chyba jest niczym udzielny książę, który stosował zasadę 'dziel i rządź'. Kopią w pomniejszeniu byli prezesi okręgów, tych bym porównał do baronów. Oczywiście, że masa ludzi pracuje w związku i dobrze wykonuje swoje funkcje - ale kierownictwo jest po prostu fatalne. Co gorsza nie spotykają się bonzowie z wielką krytyką. System rozdawania diet zapewnia spokój, a jak ktoś podskakuje, tak jak prezes okręgu na Mazurach, przedstawia się mu lipne zarzuty i karnie usuwa ze związku, mimo, że prezesi okręgów sąsiednich mają na koncie takie przekręty, że gdyby mógłby się nimi zająć NIK lub Biuro Antykorupcyjne, to zbieranie wszystkich oskarżeń i dowodów zajęłoby lata, tyle tego jest...
Czy takie osoby więc będą dbać o stan polskich wód, o to czy są ryby, czy wędkarze są zadowoleni? Czy będą widzieć zależności jakie są pomiędzy złymi limitami i ilością ryb? Czy będą promować nowe zachowania, trendy, które poprawiłyby stan ichtiofauny? Czy będą spoglądać w przyszłość i szukać nowej drogi dla związku, widząc krach demograficzny jaki się nieuchronnie zbliża, gdzie połowa Członków za lat kilka lub kilkanaście będzie na emeryturze i płacić będzie połowę składki lub nawet mniej?
Myślę, że to pokazuje, dlaczego nie dba się wiec o rejestry połowów, nie naciska na ich wypełnianie. Ludziom kierującym związkiem na tym po prostu nie zależy. Szkoda, że państwo nie naciska mocniej, wlepiając duże kary, wtedy byłoby inaczej. Skoro nie ma konsekwencji, robi się dalej wszystko byle jak. Być może też osoby u góry nie mają też wiedzy aby widzieć i rozumieć pewne rzeczy i zależności. Skoro redaktorzy WW lub prezes okręgu poznańskiego, ichtiolog z wykształcenia uważają, ze ryby nie przeżywają holu, dlatego nie powinno się ich wypuszczać, to o czym tu rozmawiać? Za brak ryb wini się wędkarza lub kłusownika. Szkoda, ze te osoby nie widzą, że to oni sami źle prowadzą ten związek i wyjałowienie wód to ich zasługa.
Podsumowując, dyskusja na tym forum pokazała, że wędkarze sami nie wiedzą po co mają prowadzić rejestry połowów. Skoro takie pytania nurtują tak wiele osób, dlaczego nie otrzymują oni odpowiedzi od władz związku, przecież tyle lat już one funkcjonują? Ja dopiero teraz zrozumiałem, gdzie leży przyczyna jałowych wód - w rejestrach właśnie! To przekłamane dane sprawiają, że zarybia się mniej, a limity połowowe wciąż są na tym samym poziomie. Na papierze jest niby OK, z roku na rok jednak - o rybę coraz trudniej. Chyba, że o karpika z zarybień w listopadzie lub japońca, zajmującego miejsce innych polskich , cennych ryb. To, że są jeszcze wody gdzie można połowić wcale nie oznacza, że jest poprawa. Według mnie będzie coraz gorzej, dopóki się czegoś nie zmieni. Podstawą muszą być rejestry właśnie i kontrole nad wodą, wtedy będzie to punkt wyjścia do tego by zacząć przeciwdziałać i naprawiać, sprawiać aby ryb z roku na rok było coraz więcej...