Gdyby w Polsce od lat 90 dbano o wody i ich nie wyjaławiano na potegę, obecnie wystarczającą składką byłby taka w wysokości 150 PLN nawet. Jednak wody zniszczono, ryby wręcz wybito, nie tylko wędkarze to robili oczywiście.
Teraz, trzeba rzeczy naprawiać. Trzeba napełniać puste, a nie uzupełniać do połowy pełne. To jest różnica. Ja wiem, że dla wielu składki w PZW są wysokie, ale emeryt i tak ma 50% zniżki! Ale jeżeli składka PZW ma być sposobem na zdobywanie pożywienia - to nie tędy droga. Pisanie co się komu należy jest bez sensu, bo ryb jest już bardzo mało. Łowią Ci co znają wody, mają swoje miejsca, mają informacje od innych co i jak. Z marszu na wodach PZW raczej blank będzie prawdopodobna opcją, zwłaszcza w okolicach takiej Warszawy.
Za wyjałowienie wód winę ponoszą sami wędkarze, więc rosnące składki,które przeznacza się na pewne cele powinny być traktowane jako 'ściepa na poprawę', nie jak rzucanie się komuś do portfela. Tak jak nie można ścinać drzew jak się komu chce, tak i ryb nie powinno się zabierać jak się komuś żywnie podoba. Trzeba mieć wyczucie, umiar. Co najlepsze - przy ciut większych składkach i dobrym zarządzaniu, wędkarze mogliby mieć i rybniejsze, ciekawsze wody, liczba zabieranych ryb rocznie też mogłaby być większa, i to takich sporawych, bez mielenia wszystkiego co wpadnie w ręce.
Nie widzę rozwiązania, aby ryby się pojawiły same z siebie, bez większych nakładów, chyba, że będzie jakąś wojna lub zaraza i wędkujących znacznie ubędzie
Trzeba zejść na ziemię. Aby zbierać plony trzeba siać, regularnie, dbać aby wszystko dobrze rosło. U nas ani się nie sieje, ani nie dba. Są jednak żądania, czasami pobożne życzenia. A samo się nie zrobi!